- Może ze względu na presję dookoła i ja zacząłem za dużo myśleć o Kryształowej Kuli, a za mało o skokach. Podchodziłem do zawodów niedostatecznie skupiony na skokach, a za bardzo na wynikach. Zrobiłem dokładnie ten błąd, którego unikałem przez cały sezon. Takie jest po prostu życie. Dostałem kopa w tyłek i zszedłem na ziemię - szczerze przyznał jeszcze przed wyjazdem do Czech 21-letni Słoweniec.
Kilka dni odpoczynku i spokojnego treningu w Słowenii przyniosło jednak pozytywne efekty:
- Dzisiaj przede wszystkim starałem się mieć w głowie, to, nad czym pracowaliśmy przez dwa dni, w czym się zagłębialiśmy - i najwyraźniej to się opłaciło - stwierdził zadowolony Prevc.
Najlepszy słoweński skoczek nie obawia się pogody:
- Wichury nie będzie, tak zdecydowałem - żartował po konkursie Prevc, któremu po świetnym skoku na odległość 214 metrów dopisywał humor.
Dla Roberta Kranjca jest to powrót do rywalizacji po przerwie spowodowanej kontuzją. Wybitny lotnik broni w Harrachowie wywalczonego dwa lata temu w Vikersund tytułu mistrza świata:
- Kolano zupełnie mnie nie boli, ale dzisiaj wszystko traktowałem z dużą rezerwą. Poznawałem się ze skocznią, trochę dokładniej sprawdzałem, co się dzieje. Nie wiedziałem, czego się spodziewać. Teraz zebrałem wrażenia i wiem, gdzie mam rezerwy na jutro. W piątek chcę daleko latać w zawodach. Innych oczekiwań nie mogę mieć, a skoki to tylko skoki - stwierdził Kranjec.
Humor dopisywał również szkoleniowcowi Słoweńców, który zaproponował własne rozwiązanie na wypadek niekorzystnych warunków podczas weekendu:
- Uważam, że byłoby najlepiej, gdyby jutro przeprowadzono dwa konkursy: indywidualny i drużynowy - żartował Goran Janus. - Dziś najważniejsze jest, że zarówno Jernej, jak i Tomaž zakwalifikowali się do konkursu - to był nasz cel. Teraz potrzebujemy przespać się i iść naprzód. Peter był najlepszy. To były dwa wspaniałe skoki. Super, nic nie można dodać. Wierzę, że będzie tak dalej - dodał.
W kwalifikacyjnym skoku Prevcowi zabrakło jedynie pół metra do wyrównania rekordu skoczni. Zarówno w serii kwalifikacyjnej, jak i w drugim treningu najlepszy z podopiecznych Janusa "przeskakiwał" swoich największych rywali o ponad dziesięć metrów, ale to nie martwi trenera:
- W ogóle nie ma problemu. Najwyżej belka pójdzie o dwie bramki w dół - śmiał się Janus.