Dotychczas Austriacy nie zdobyli żadnego medalu olimpijskiego w skokach narciarskich. A jeszcze na początku sezonu wydawali się murowanymi faworytami konkursów w Soczi.
Najbliżej pozycji medalowych byli do tej pory Thomas Diethart i Michael Hayboeck, którzy plasowali się w pierwszej dziesiątce konkursu rozgrywanego na normalnej skoczni. Thomas Morgenstern w sobotnich zawodach nie awansował nawet do serii finałowej, Gregor Schlierenzauer zakończył zmagania na rozczarowywującym dla niego siódmym miejscu. Andreas Kofler natomiast do Soczi pojechał na wycieczkę, bowiem nie został wystawiony do żadnego z olimpijskich konkursów.

Nic więc dziwnego, że Austriacy rzucają wszystkie "siły i środki" na dzisiejszy konkurs drużynowy i próbują wszystkich sposobów, mogących pomóc w zdobyciu jakiegokolwiek medalu - mimo iż na początku "sposoby" te nie były mile widziane w kadrze. Jednym z takich "sposobów" jest na pewno przyjazd do Soczi Heinza Kuttina. Kuttina, który od dawna jest skonfliktowany z Alexandrem Pointnerem i prawdopodobnie dlatego nie towarzyszył austriackim skoczkom od początku Igrzysk.

- Nigdy nie poruszaliśmy tematu ewentualnego przyjazdu Heinza. Przynajmniej ja nic o tym nie wiedziałem, dlatego teraz czuję się trochę zaskoczony - komentuje Morgenstern. - Przyznaję, mogliśmy zostać o tym poinformowani wcześniej. Nie prosiłem, żeby Heinz tutaj był i nie wydaje mi się to konieczne. Mamy na miejscu Alexa Pointnera i dwóch innych trenerów. Z drugiej strony Heinz jest moim trenerem od zawsze i zna mnie jak nikt inny.

Pomimo kryzysu austriackich skoków narciarskich Morgi broni Pointnera, który po sezonie pożegna się z prowadzoną przez siebie reprezentacją.

- W żadnej dyscyplinie sportowej nie ma tak, że przechodzący z klubu do klubu zawodnicy zabierają ze sobą swoich trenerów klubowych tylko dlatego, że jest im tak wygodniej. W tej chwili obecność Kuttina niczego nie wnosi do sytuacji. W tak krótkim czasie Heinz nie powie mi nic, czego nie powiedziałby Alex - dodaje Thomas.

Morgenstern zaprzecza też, że sytuacja w zespole stała się napięta.

- W przeciwieństwie do Gregora czytam donosy prasy. Nie wiem skąd takie newsy, ale nic złego w drużynie się nie dzieje. Atmosfera nie jest ciężka, wszystko między nami gra jak zwykle. Oczywiście, często są między nami różnice zdań, jednak to nic poważnego. Nie na tyle, żeby spowodować poważny kryzys - dodaje Thomas.

Również Gregor Schlierenzauer przyznaje, że wbrew donosom nic złego się nie dzieje.

- To nie jest pierwsza duża impreza, w jakiej biorę udział. Wiem już, jak to wszystko działa i o co w tym chodzi. W konkursie drużynowym dam z siebie wszystko, tak jak w pozostałych konkursach tego sezonu. Potem przyjdzie czas na głębszą analizę sytuacji - ucina krótko Gregor.

Pomimo podejmowania zakulisowych, dość dramatycznych, prób wyjścia z kłopotów, oficjalnie również Pointner nie widzi w obecnej sytuacji głębszego kryzysu.

- Nie mam sobie nic do zarzucenia. Przez tyle lat zdążyłem się już przyzwyczaić, że dziennikarze nawet z najmniejszego problemu potrafią rozdmuchać aferę. Takie sytuacje są częścią sportu. Jestem dumny z tego, że nasz zespół tak świetnie się dogaduje. Jednak wiem, jak to może wyglądać z boku - zwłaszcza że (póki co) nie odnieśliśmy spektakularnego sukcesu - tłumaczy Alexander Pointner, który od zawsze stał murem za swoimi podopiecznymi, nawet w sytuacjach, kiedy nie miał racji.

Na temat przyjazdu Heinza Kuttina Alexander nie chciał się wypowiadać.

- W tej chwili mamy inne problemy i na nich powinniśmy się skupić. Poza tym skoki nauczyły mnie, żeby czasami po prostu nie komentować sytuacji - odparł Pointner.