Po przerwanych z powodu bardzo silnych opadów śniegu zawodach w Pucharu Świata w Engelbergu po raz kolejny pojawia się pytanie, czy można cokolwiek z tą sytuacją zrobić. Wprawdzie wypadek Koreańczyka Heung Chul Choia, w odróżnieniu od tego, co stało się Thomasowi Morgensternowi w Kuusamo, raczej nie był spowodowany warunkami atmosferycznym - był to wyraźny błąd samego skoczka - jednak być może sam błąd ma coś wspólnego z panującą wczoraj na skoczni nerwowością, oczekiwaniem, czy konkurs w ogóle dojdzie do skutku.
Redakcja austriackiego serwisu Sportsplanet.at zapytała jednego byłego i jednego aktywnego skoczka, jak można zredukować ryzyko, na jakie wystawia skoczków pogoda.

Pierwsza propozycja to utworzenie związku zawodowego skoczków, czy może jakiejś rady (po jednym skoczku z każdego kraju uczestniczącego w PŚ), która współdecydowałaby o kontynuowaniu lub przerwaniu zawodów w trudnych sytuacjach.
Pomysł ten pojawia się tak naprawdę nie po raz pierwszy. W 1998 r. jury próbowało kontynuować konkurs w Predazzo mimo bardzo złych warunków - wiatr był tak silny, że znosił skoczków niebezpiecznie blisko bandy. Wtedy zawodnicy pod przywództwem Martina Schmitta ogłosili strajk. Po tym wydarzeniu sam Schmitt był wielokrotnie pytany, czy skoczkowie powinni powołać związek zawodowy. Do pewnego stopnia były mistrz zachował "polityczne" podejście - wielokrotnie krytykował np.: pogoń za odległością, bardzo wysokie ustawienie belki startowej w konkursach, postulował wręcz anulowanie rekordów skoczni.

Propozycja druga jest bardziej pragmatyczna. Zakłada bardziej elastyczny czas rozgrywania konkursów. Jury miałoby dokładnie śledzić prognozy i w razie ryzyka złej pogody być gotowe przesunąć zawody nawet na zupełnie inną godzinę, np.: z wieczora na przedpołudnie. Rozwiązanie takie tak naprawdę już stosowano. Dla przykładu od dawna wiadomo, że około południa w Planicy warunki wiatrowe znacznie się pogarszają. W poprzednim sezonie jury odważyło się wreszcie przesunąć zawody na wczesną godzinę. W tej propozycji zwraca uwagę postawienie oczekiwań stacji telewizyjnych wyraźnie na drugim planie: liczy się zdrowie skoczków, a brak transmisji doprawdy nie jest tragedią.

Pytania takie siłą rzeczy się pojawiają, bo sezon póki co jest dość pechowy: trzy groźnie wyglądające upadki, jeden przesunięty konkurs, jeden ledwo przeprowadzony, trzy odwołane. Jednak takie sytuacje nie są w skokach narciarskich wyjątkiem. Choćby na początku sezonu 2000/2001 zawody z jednego weekendu wręcz przeniesiono, a całą resztę odwołano z powodu braku śniegu. Od przedłużonych (4 konkursy w 2 weekendy) zawodów w Kuopio do początku Turnieju Czterech Skoczni nie było żadnego konkursu PŚ! Przerywanie zawodów zawsze będzie się zdarzało, bo nie sposób zmienić pogody. Budowanie dachu nad skocznią (niekiedy słyszy się takie pomysły) to koncepcja raczej absurdalna - technicznie byłoby to bardzo trudne, a psychologicznie odebrałoby skokom wiele z ich uroku.

Jeżeli chodzi o moje własne propozycje, to sądzę, że dyrekcja PŚ powinna się poważnie zastanowić nad przywróceniem do łask mniejszych skoczni. Pod jednym względem mają one przewagę nad skoczniami dużymi i mamutami: wiatr nie stanowi tam tak dużego zagrożenia. Im mniejsza skocznia, tym mniejszy wpływ na skoki ma wiatr, przynajmniej ten o stałym kierunku. Łatwiej też osłonić skocznię, bo skoczek leci nisko, bliżej zeskoku. Póki co pozostaje tylko zgodzić się z redakcją Sportsplanet: skoczkowie, więcej odpowiedzialności, bo to o was chodzi!