Podczas drugiej serii treningowej w Soczi upadek zaliczył Kamil Stoch. Polak opuścił wybieg skoczni z ręką na temblaku.
Polak poleciał na odległość 123,5 metra, co dało mu ósme miejsce, jednak upadł przy lądowaniu. Przez dłuższy czas nie podnosił się ze śniegu, jednak nosze okazały się niepotrzebne. Polak opuścił wybieg skoczni o własnych siłach z ręką na temblaku.

Prawdopodobnie mistrzowi olimpijskiemu z obiektu normalnego nic się nie stało, a temblak został użyty profilaktycznie. Wkrótce po zejściu z wybiegu nie było już po nim śladu.

Wstępne badania potwierdzają, że Polakowi - poza lekko stłuczonym łokciem - nic się nie stało.

Trener Zbigniew Klimowski w rozmowie z TVN24 poinformował, że Kamil popełnił błąd przy lądowaniu, uderzył jedną nartą o drugą. Lewy łokieć jest stłuczony, ale ruchomy - wszystko jest pod kontrolą. Aby uniknąć opuchlizny zastosowano zimny okład.

Również zdjęcie rentgenowskie nie wykazało u skoczka żadnych urazów. Łokieć jest co prawda skręcony, ale nie powinno to wpłynąć na formę naszego mistrza olimpijskiego.