W końcu nadszedł ten dzień, kiedy dane mi było po raz pierwszy zobaczyć olimpijskie skocznie w Soczi, a właściwie w Krasnej Polanie. Niestety podróż na skocznie z „wybrzeża” zajmuje dobrze ponad godzinę, niemniej ostatni odcinek drogi, czyli wjazd kolejką linową, zdaje się wynagradzać wszystkie trudy.


Pobliskie ośnieżone szczyty przywołują na myśl alpejskie widoki, choć - podobnie jak w całej Europie - śnieg poza najwyższymi partiami gór można znaleźć jedynie na skoczni.



Jeśli chodzi o olimpijskie obiekty, to - przynajmniej na mnie - nie robią takiego wrażenia jak Holmenkollen, Vikersundbakken czy Salpausselkä. Trzeba jednak przyznać, że są przyjemne dla oka. Na skoczni trwają gorliwe prace, chociaż zdaniem wszystkich obiekt jest przygotowany wzorcowo, śnieg jest „świeższy” niż rok temu. Jak pewnie wiecie, przez czołowych zawodników skocznia będzie testowana już dzisiaj.



Muszę przyznać, że lokalizacja tych igrzysk sama w sobie jest ciekawa - mieszkając w nadmorskiej części (dokładniej rzecz ujmując w Adler) widzi się ze swojego pokoju na przykład Morze Czarne. Po wyjściu z ośrodka widok ten uzupełniają ośnieżone szczyty górskie i wszechobecne w tej części palmy...







Ach, krajobraz uzupełniają niestety i bezdomne psy, których traktowanie tutaj pozostawia wiele do życzenia - jedyna nadzieja w tym, że wolontariusze postanowili objąć je swoją opieką, dokarmiając jedzeniem z pobliskiej stołówki. Co gorsza właśnie zaczęła się kolejna „łapanka” tych niewinnych i pokrzywdzonych psiaków...