Thomas Diethart, obok Andreasa Wellingera, był jedną z głównych ofiar zniszczonego przez deszcz rozbiegu. Austriak oddał w jednoseryjnym konkursie dwa skoki - w obu wypadkach bez powodzenia...
- Było strasznie ciężko. Komisja sędziowska pozwoliła mi skakać ponownie, a ja pokazałem wszystko, na co było mnie stać w takich warunkach - mówił po konkursie.

W pierwszej próbie wskutek topniejącego rozbiegu Diethart miał bardzo niską prędkość na progu i nie był w stanie wyciągnąć z tego dobrej odległości. Jemu i Wellingerowi pozwolono na powtórzenie skoku, jednak sytuacja powtórzyła się.

- Różnica pomiędzy pierwszym a drugim skokiem była taka, że druga próba była trudniejsza - poziom wody w torach jeszcze wzrósł. Cały czas byłem w kontakcie z ludźmi z mojego teamu; stwierdziliśmy, że to jest niebezpieczna sytuacja. Nie byłem odprężony, byłem przemoczony. Musiałem biec, by zdążyć na górę - tłumaczył przyczyny słabego rezultatu Diethart.

Zwycięzca 62. Turnieju Czterech Skoczni jest jednym z kilku zawodników, którzy powoli zastępują w drużynie Austrii najbardziej doświadczonych skoczków:

- Wymiana pokoleń w naszej kadrze z całą pewnością jest odbierana pozytywnie. To naturalne, że co jakiś czas młodzi zawodnicy wchodzą do reprezentacji - przyznał.