Słoweńcy zdominowali dzisiejszy konkurs drużynowy, pokonując typowane na faworytów drużyny Austrii, Niemiec i Polski...
- Jesteśmy zadowoleni, cała nasza drużyna skakała dzisiaj całkiem dobrze. Przyjemnie jest skakać przed taką publicznością - powiedział po konkursie zadowolony Jernej Damjan.

Według słoweńskiego skoczka publiczność na Wielkiej Krokwi jest równie wspaniała, co ta dopingująca zawodników w Słowenii:

- W Słowenii często jesteśmy pytani, gdzie jest lepsza publiczność - w Planicy czy Zakopanem? Muszę powiedzieć, że są prawie takie same - stwierdził zawodnik z Lublany.

Dzisiejsza wygrana w konkursie drużynowym, druga po Klingenthal w tym sezonie, czyni Słoweńców faworytami do olimpijskiego złota.

- Nie uważam, żeby nasza drużyna była głównym faworytem ZIO w Soczi. Jest nas tak duża grupa, że wszystko może się zdarzyć. Według mnie Polacy są bardzo silni; spodziewałem się, że to oni dziś staną na najwyższym stopniu podium. Trzeba pamiętać o Austriakach, tutaj nieco osłabionych brakiem Morgensterna. Również Niemcy. Norwegowie tutaj byli słabsi. Ale uważam, że w Soczi będzie zacięta walka – wyjaśnił Damjan.

Jak podkreślił, mimo że spodziewał się triumfu Polaków, nie czuje się ich brakiem na podium zawiedziony:

- Oczywiście nie jestem rozczarowany, że Polacy nie znaleźli się na najwyższym stopniu podium, ale przewiduję, że olimpijski medal na pewno zdobędą – powiedział podopieczny Gorana Janusa.

Podczas gdy Prevc, Kranjec, Tepeš i Hvala otrzymali już nominacje olimpijskie, Damjan o wyjazd do Soczi miał walczyć właśnie w Polsce.

- Jeszcze trzy dni temu walczyłem z Naglićem i Justinem, ale myślę, że dzisiaj już nie mam tego problemu i znajdę się olimpijskiej drużynie – wyjaśnił.

Sezon olimpijski jest przepełniony zawodami. Po męczącym Turnieju Czterech Skoczni zawodnicy skaczą dzień po dniu również w Polsce:

- Muszę przyznać, że jest to męczące, ale wszyscy jesteśmy w takiej samej sytuacji. Byłoby lepiej, gdyby zawody odbywały się tylko w weekendy, wtedy mielibyśmy więcej czasu na regenerację. Ale - jak powiedziałem - wszyscy mamy tak samo, więc nie ma to wpływu na zawody - tłumaczył Słoweniec.

Taki kalendarz zawodów nie jest bez wpływu na przygotowania do Igrzysk Olimpijskich, które zdaniem Damjana są już ukończone:

- Uważam, że przygotowania do ZIO są już dawno zakończone. W tym sezonie kalendarz zawodów jest tak napięty - konkurs po konkursie, forma musi rosnąć z zawodów na zawody i trzeba zyskiwać właściwe czucie skoczni - wyjaśnił.

Na skoczni w Zakopanem podopieczny Gorana Janusa niemalże w każdej próbie uzyskuje znakomite wyniki, a jeszcze niedawno z trudem zdobywał pojedyncze punkty:

- Skakałem bardzo dobrze również latem, ale początek sezonu zimowego był zły, miałem też trochę pecha. Kilka złych skoków, gorszych momentów, i traci się czucie, spada dyspozycja. Powoli się podniosłem. Z każdym dniem jest coraz lepiej - stwierdził 31-letni zawodnik.

Jak już wcześniej informowaliśmy, Słoweńcy jako jedni z nielicznych pojawią się na skoczni w Sapporo w najsilniejszym składzie.

- Cała słoweńska drużyna jedzie do Sapporo. Nasz trener Goran powtarza, że najlepiej buduje się formę skacząc z konkursu na konkurs. Nie obawiamy się w związku z tym wyjazdu do Japonii, poza tym bardzo lubię tamtą skocznię, więc na pewno ten wyjazd nam nie zaszkodzi - powiedział.

Czy jutro zobaczymy któregoś ze Słoweńców na podium?

- Może i jutro usłyszymy Zdravljicę - zobaczymy. Może za sprawą Prevca albo mnie - żartował Jernej.













fot. Martyna Szydłowska