Dzisiejszy dzień jest historyczny - nie tylko dla Anssiego Koivuranty, który po raz pierwszy stanął na najwyższym stopniu podium w zawodach Pucharu Świata w skokach narciarskich, ale i dla całego zespołu fińskiego, który - jak żaden inny - potrzebuje teraz sukcesów po miesiącach głębokiej zapaści.
W niemieckim Garmisch-Partenkirchen Koivuranta plasował się na czwartym miejscu po pierwszej serii, jednak po drugim skoku spadł na dziesiątą lokatę. Podobnie zapowiadał się również dzisiejszy konkurs, bo chociaż Anssi wydaje się być w niezłej formie, to na zwycięstwo w pełnym konkursie jeszcze go nie stać. Dzisiaj Finowi jednak sprzyjało szczęście i komisja sędziowska zdecydowała się na odwołanie finałowej serii. Tym samym za końcowe uznano wyniki z serii pierwszej.

- To, co się dzisiaj stało, jest niesamowite. Wszystko ułożyło się po prostu rewelacyjnie. Trafiłem też na świetne warunki - cieszył się rozentuzjazmowany zwycięzca dzisiejszych zawodów.

Jak jednak sam przyznaje, nie był pewien swojej wygranej:

- Oczywiście, moja pozycja wyjściowa po pierwszej serii była świetna. Jednak chciałem jak najlepiej przygotować się do drugiego skoku, w pełni naładować baterie. Wtedy okazało się, że druga seria została odwołana i wygrałem całe zawody - komentuje Koivuranta.

Dzisiejsze zwycięstwo jest pierwszym triumfem Fina w Pucharze Świata od 2010 roku, kiedy to w Kuopio wygrał Ville Larinto.

- Szkoda, że taki dzień, jak ten, nie może trwać wiecznie. Chociaż nic nie wskazywało na to, że dzisiaj skończy się w taki sposób. Warunki podczas konkursu nie były najłatwiejsze i sprawiały, że trudno było skoczyć dobrze. Mnie jednak udało się trafić na wiatr pod narty i skok też był przez to udany. Nie mogę nie być zadowolony - dodaje Koivuranta.

Drugi z Finów, Jarkko Määttä, uplasował się dzisiaj na dziewiątej pozycji, natomiast Janne Ahonen zakończył konkurs na 23. miejscu.

- To nie był mój dzień. Nie pomaga mi też to, że wciąż rozpamiętuję swoje porażki i niedociągnięcia. Mam jednak nadzieję, że uda mi się skupić na tym, co przede mną, a nie na tym, co nie wyszło. Skocznia w Bischofshofen jest moją ulubioną, więc mam nadzieję, że tam będzie mi się dobrze skakało i znajdę właściwą dyspozycję - skomentował swój wynik Ahonen.