Dzisiejszy upadek Thomasa Morgensterna wyglądał bardzo groźnie, a wrażeń nie poprawiało zachowanie Austriaka tuż po zdarzeniu. Na szczęście okazało się, że nie jest tak źle.
Austriak podczas lądowania nie utrzymał równowagi i z dużą siłą uderzył o zeskok. Po chwili podniósł się o własnych siłach, aby - po przejściu kilku metrów - zachwiać się i ponownie upaść.

Sympatycznemu zawodnikowi założono kołnierz ortopedyczny i zniesiono go na noszach z wybiegu skoczni. Ze stadionu w Titisee-Neustadt śmigłowiec przewiózł go do szpitala w Villingen-Schwenningen, gdzie przeprowadzono pierwsze badania, w tym tomografię komputerową.

Morgi jest przytomny, ale mocno potłuczony. Złamał mały palec prawej ręki, boli go klatka piersiowa. Ma też kilka rozcięć na twarzy pod uderzeniach nartą. Wykluczono natomiast urazy kręgosłupa i czaszki. Dzisiaj zostanie przewieziony do szpitala w austriackim Klagenfurcie.

- Pamiętam tylko, jak Kliczko zaczął mnie uderzać. Później zgasło światło - stwierdził Austriak, którego najwyraźniej nie opuszcza dobry humor. - Czuję silny ból w całym ciele, ale mam nadzieję, że to nic poważnego. Myślę jednak, że kolejne dni mogą być dla mnie ciężkie - powiedział Morgenstern.

Przypomnijmy, że dla Thomasa nie jest to pierwsza taka sytuacja. Dziesięć lat temu po jeszcze gorzej wyglądającym upadku w Kuusamo również nie odniósł poważniejszych obrażeń i niedługo później powrócił na skocznię.