Wielu miało zapewne wątpliwości, czy warto w ogóle rozgrywać konkurs po tym, co działo się wczoraj. Cóż, taki jest komfort zawodów sobotnich - teoretycznie jest na kiedy przenieść... Jury zabezpieczyło się przed krytyką, zapowiadając z góry, że jeżeli przez pół godziny nie uda się w rozsądnych warunkach rozgrywać zawodów, zostaną one odwołane. Udało się uniknąć tego wyjścia. Konkurs odbył się nie bez przeszkód, ale przynajmniej - co ważne wobec niesmaku po wczorajszych decyzjach - bez żadnego upadku.
Kuusamo ociepla się, temperatura oscyluje wokół zera (palce moich nóg uparcie nie chcą tego odczuć). Skoczni to oczywiście nie zagraża, skoro udało się już rozgrywać zawody na śniegu w temperaturze rzędu +10 stopni... Wiatr istotnie się uspokoił. Flagi na stadionie ruszały się nieznacznie, wyżej oczywiście nie było aż tak spokojnie. Kibiców przybyło niewielu. Być może część wyjechała, może nie każdy mogł się zdobyć na przyjście pod skocznię o tak wczesnej porze... Mimo tego atmosfera była przyjemna - brawa dla wszystkich co lepszych skoczkow (zwłaszcza Finów), długie skandowane "dziękuję" dla Adama Małysza, który po słabszym skoku Mattiego Hautamäki został liderem...
Im więcej pojawiało się problemów z puszczeniem zawodnika przy odpowiednim wietrze, tym głośniej mówiono, że zapewne skończy się na jednej serii. Tak też się stało. Małysz mówił na konferencji, że być może dałoby się bez większych problemów rozegrać drugą serię, jednak na "zwolnienie" skoczni czekali kombinatorzy... Subiektywne opinie skoczków na temat pogody są różne. Andreas Kofler twierdził po swoim skoku, że warunki "nie są dużo lepsze", ale daje się skakać. Zdaniem Małysza i Pettersena poprawa jest znaczna.
Na początku wydawało się chyba, że nie wystartuje drugi z wczorajszych pechowców, Andreas Kofler - mówiono, że startować ma 72 zawodników. Lista startowa była ta sama co wczoraj, figurował na niej nawet Morgi, który oczywiście nie może jeszcze skakać. Ostatecznie Kofi zdecydował się na udział w konkursie. Jego wynik był zdecydowanie słaby, ale sam skoczek cieszy się, że przynajmniej ma ten skok za sobą. Trenerzy twierdzą zazwyczaj, że po niebezpiecznym upadku lepiej oddać pierwszy skok najszybciej, jak to możliwe, żeby przełamać nawarstwiający się strach.
Teraz skoczkowie czekają na PŚ w Trondheim. Tam także pojawiały się we wcześniejszych latach problemy z wiatrem... Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem ich nie będzie i że - jak ponuro zażartowal Sigurd Pettersen - w tym roku nie będzie w mieście także pożaru...