Czy dzisiejszy odcinek "Notatnika" mógłby zacząć się inaczej? Z pewnością nie - zwycięstwo Piotra Żyły i czwarte miejsce Kamila Stocha to kolejny świetny wynik naszej drużyny...

Tytułem wstępu - z tekstu poniżej nie do końca wynika to, co po tych kilku konkursach w Skandynawii najważniejsze. A najważniejsze jest to, że RZĄDZIMY! Na pewno nie tak, jak jeszcze niedawno Austriacy czy w poszczególnych konkursach Norwegowie, ale żywcem - jako nacja - jesteśmy w tej chwili bardzo mocni. Mamy trzech skoczków na pierwszą dychę i czwartego na drugą. A jak do Planicy ściągniemy, zamiast Miętusa i Huli, ze dwóch skoczków, co nie robią łaski że żyją, to może być jeszcze weselej. No to lecimy.

1.

POLONICA
  1. Piotr. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Zasłużył na samodzielne zwycięstwo, ale na Tepesa nie ma bata. Gość jest niereformowalny i tyle. Nawet go wypadek córki nie ruszy. Ale nie będziemy się nim zajmować. Piotrek jest dopiero piątym - po Bobaku, Fijasie, Małyszu i Stochu - Polakiem, który wygrał zawody tej rangi. Jest też 241. skoczkiem w historii Pucharu Świata, który stanął na podium. Jednocześnie 134., który wygrał konkurs.

    Jeśli chodzi o ten sezon, to Piotr powiększył grono „tych, co na podium” do 25, a liczbę zwycięzców do jedenastu. Było do tej pory zaledwie pięć sezonów, kiedy na podium stała większa liczba zawodników. Ale aż w dziesięciu sezonach na najwyższym stopniu podium stało więcej niż jedenastu skoczków. Żyła jest też obecnie piątym najbardziej punktodajnym Polakiem w historii PŚ. Przed nim tylko Małysz, Stoch, Fijas i Mateja. Tego ostatniego połknie, mam nadzieję, już w piątek. Bobaka połknął był dzisiaj.

    To wszystko jednak nieważne. Ważne, że Piotr przełamał bariery. Kto wie, czy dla naszej reprezentacji nie jest to wygrana ważniejsza od tych dwóch kamilowych. W niedzielę do polskich skoczków dotarło, że nie ma rzeczy niemożliwych.

  2. Kamil. Ciekawe, czy zdążył już podziękować Kruczkowi za kolejny genialny manewr taktyczny. Ten pierwszy Polacy omal nie przypłacili brakiem medalu drużynowego w Predazzo. Tym razem straty poniósł tylko Kamil. Wypada tylko się modlić, żeby FIS już przed Planicą zabroniła trenerom podejmowania niesportowych decyzji, które w dodatku - zamiast korzyści - mogą przynieść ich zawodnikom znaczne szkody.

    Teraz, żeby było milej i luźniej, statystyczna ciekawostka. To już czwarty raz, kiedy Kamil zajmuje w zawodach PŚ czwarte miejsce. Czterokrotnie zajmował łącznie cztery pozycje w czołowej dziesiątce (drugą, trzecią, piątą i rzeczoną czwartą). Łącznie punktowanych miejsc, które zajmował Stoch czterokrotnie, naliczyłem równe dziesięć (jeszcze lokaty: 12., 15., 17., 21., 23. i 29.). Magia czwórki :) Aha, jak chce, żeby to był (pucharowo rzecz ujmując) jego najlepszy sezon w życiu, to musi - chcąc nie chcąc - w Planicy dwa razy wygrać. Inaczej nie przekroczy 1078 punktów, które uzbierał w zeszłym sezonie.

  3. Maciek. Gada do kamery niepotrzebnie różne rzeczy, które onetowskie badziewiaki wykorzystują potem na równie różne sposoby. Co do konkursu - ucieszył się ze zwycięstwa Żyły chyba bardziej niż sam Piotrek. Chyba w końcu uwierzył, że on też może wygrać zawody PŚ. Sam Kot po raz piętnasty skończył konkurs w drugiej dziesiątce, a niedzielny rezultat był siódmym najlepszym w jego karierze (również w sezonie). Przekroczył barierę pięciuset punktów w karierze (523) i czterystu punktów w sezonie (415).

  4. Dawid. Jego dzisiejszy występ to przykład, jak czasami niewielka jest różnica między zawodami uznanymi za całkiem przyzwoite w wykonaniu skoczka, a takimi, po których wszyscy mają do niego pretensje. Na szczęście dzisiaj zaszła ta pierwsza okoliczność. Tym razem flaszkę otrzymuje Freitag :) A tak w ogóle, to był to już czterdziesty konkurs w karierze Kubackiego. Po raz piąty kończył zawody w drugiej dziesiątce.

  5. Krzysztof. Jakaś kara za jego „norweską beznadzieję” powinna jednak mieć miejsce. Tym bardziej, że w Finlandii wiele lepiej nie było. Moim zdaniem powinien dołączyć do Huli i zwolnić miejsce Ziobrze oraz Biegunowi. I nieważne, jak spiszą się tamci dwaj w Planicy. Zasłużyli sobie na występy w PŚ. Na pewno w tej chwili bardziej niż Krzysiek i Stefan. A że trafią na finał? Trudno. Było, Krzysiu i Stefciu, skakać na elementarnym poziomie, to byśta w Planicy też skakali. Statystyka? Tym razem z tym nazwiskiem nie wiąże się nic ciekawego. Chyba że za coś takiego uznać wiadomość, iż Miętus już tuzin razy w tym sezonie startując w konkursie nie zdobył punktów. No to informuję.

  6. Stefan. Najłatwiej kopać leżącego. Ja tego robił nie będę. Mam tylko nadzieję, że PZN, w swojej arogancji i nieliczeniu się z nikim i niczym, nie posunie się aż do tego, żeby do Planicy, zamiast kogoś z dwójki Biegun - Ziobro, pojechał obiecujący (tylko nie wiem komu i co), 26-letni, Stefan. Wydaje mi się, że ponadmiesięczne wczasy za dwa punkty to jest wystarczająco dobra zapłata za jego reprezentacyjne lutowo-marcowe usługi. W tym sezonie temu panu należy już podziękować.

    Piszę to ja, jego wieloletni sympatyk. Dalej go zresztą lubię, choć cały czas nie wiem za co. Wkurzył mnie jednak w tym całym Turnieju Nordyckim (tak a propos to chyba nikt nie wie, czy ten Turniej w tym roku miał miejsce, czy nie miał) na tyle, że nie chce mi się nawet dzisiaj w jego statystyki patrzeć. I lepiej dla niego, bo nie byłbym obiektywny. Tak swoją drogą, trochę za dużo tych dyskwalifikacji w tym roku w polskiej reprezentacji. Nawet z czysto marketingowego punktu widzenia. To w zasadniczy sposób podważa wyniki uzyskiwane przez Polaków. Zamiast więc dawać godzinne albo dłuższe wywiady Kurzajewskiemu redaktorowi, pan prezes powinien się skupić na zapobieganiu tego typu sytuacjom. Między innymi, bo parę innych zadań, nie ruszonych z powodu licznych priorytetów nie wiązanych raczej z piastowaną funkcją, też przed nim stoi.

2.

Schlieri jest jednak niesamowity. Abstrahując od tego, jak pomógł mu Tepes, to jednak wygrać konkurs będąc bez formy potrafi mało kto. A może, z tych wielkich, tylko on. Co więcej, po tej wygranej może nabrać wiatru w żagle i jeszcze w Planicy coś ugrać. Niedzielne zwycięstwo to było jego osiemdziesiąte podium w karierze. Do Ahonena ma stratę 28, a do Małysza dwunastu pudeł. Następnego z czynnych skoczków, Morgensterna, wyprzedza już w tym zakresie o osiem oczek.

3.

Robcio Kranjec zaokrąglił w niedzielę liczbę swoich podiów do dwudziestu. Pięć wygranych, pięć razy drugi i wczoraj skompletował dziesięć miejsc trzecich. Tym samym znalazł się na 36. miejscu tabeli wszech czasów podiumowców, wciskając się bezpośrednio przed Loitzla. Z Jandą przegrywa tylko mniejszą liczbą wygranych. To wczorajsze trzecie miejsce to była jednocześnie jego sześćdziesiąta obecność w czołowej dziesiątce.

4.

Po raz pięćdziesiąty Anders Jacobsen wylądował w czołowej dziesiątce, nie stając na podium. Startował w niedzielę w swoim 130. konkursie. Przyznam się, że mnie znów trochę zaskoczył. Myślałem że będzie skakał gorzej. Jest strasznie nieprzewidywalny w tym sezonie. Ale w Planicy powinien być bardzo przewidywalnie groźny.

5.

Już 105-krotnie w czołowej dziesiątce kończył zawody Wolfgang Loitzl. Jak poskacze w Planicy w miarę przyzwoicie, to sprawi sobie na koniec sezonu jeszcze jeden okrągły prezent - ale musi być przynajmniej dwa razy dziesiąty.

6.

Dimitrij Wasiliew punktował w niedzielę po raz 130. Inne okrągłości wydają się być w tej chwili, w tym sezonie znaczy, poza jego zasięgiem. Do dziesięciu pudeł brakuje mu jednego, a do trzech tysięcy punktów - osiemdziesięciu siedmiu. Ale, a nóż widelec, zaskoczy jak Żyła?

7.

Dla Reruhi Szimizu konkurs w Oslo był dziesiątym punktowanym, a trzecim najlepszym w karierze. Tylko dwa razy w Soczi skakał lepiej.

8.

Inny z Japończyków, Daiki Ito, po raz pięćdziesiąty znalazł się w dziesiątce - tyle że drugiej. Pięćdziesiąty pobyt w pierwszej może obchodzić już w Planicy.

9.

Trzecie punkty w karierze Kaarela Nurmsalu i jednocześnie życiówka. Jeszcze nigdy nie zdobył ich naraz ośmiu.

10.

Po raz trzydziesty wywalczył w niedzielę pucharowe punkty Antonin Hajek. Nie na tyle dużo jednak, by móc się cieszyć z osiągnięcia pięciuset oczek w karierze. Brakuje mu do nich jednego.

11.

Dla Juty Łataze występ w Oslo był 120. kontaktem i osiemdziesiątym konkursem w karierze. Ale nawet to nie skłoniło go, żeby zdobyć punkty. Tak poważniej, to zabrakło mu do tego ledwie 0,3 punktu.

12.

Należy odnotować dwudziesty kontakt i piętnasty konkurs Danny'ego Quecka. Przy czym furory w tych zawodach nie zrobił - po raz jedenasty nie zdobył w konkursie żadnych punktów.

13.

Największy przegrany tego weekendu to niewątpliwie Jurij Tepes. Gorzej już otworzyć drugiej setki swoich podejść do Pucharu nie mógł. Po dwóch z rzędu miejscach w dziesiątce konkursu tym razem, po raz siedemnasty w karierze, nie zakwalifikował się do zawodów głównych. Z drugiej strony, jak się popatrzy w jego statystyki, to on w Oslo nigdy jeszcze żadnych punktów nie zdobył. A w zeszłym sezonie też przepadł w eliminacjach skacząc równie beznadziejnie.

14.

Często przeze mnie ostatnio wzmiankowany Andrea Morassi przypomniał sobie w Oslo o swoim rekordzie i dalej go śrubuje. To jego 57. nieudane kwalifikacje do Pucharu. W sobotę miał okrągły, 135., kontakt z tym cyrkiem. Nie jestem przekonany, że Cecon albo Jiroutek, bo nie wiem kto tam w końcu rządzi, pozwolą mu za tydzień skakać w Planicy. Chociaż może tak, bo inaczej sami by do Słowenii nie mogli za darmo pojechać :)

15.

Paskudną passę kontynuuje Peter Frenette. Czwarty raz z rzędu, a dwunasty w sezonie, nie przeszedł kwalifikacji. A w ogóle to te nieudane kwalifikacje były akurat „jubileuszowe” - piętnaste w karierze. Ma tego na liczniku o dwa więcej niż odbytych konkursów.


Zainteresowanych twórczością autora zapraszamy na jego blogi - marcopolo.salon24.plharem48.blog.onet.pl.