- We wczorajszym konkursie oddaliśmy takie same skoki, jak w każdym innym. Nie możemy więc mówić o jakiejś "zwalającej z nóg" poprawie. Jednakże taka sytuacja nie może się ciągnąć, stać nas na więcej. Teraz poćwiczymy trochę w domu i mam nadzieję, że na zawodach w Lahti będzie już lepiej. We wtorek zaczynamy treningi na mniejszej skoczni i mam nadzieję, że wyeliminujemy przede wszystkim błędy techniczne. Już wcześniej zmagaliśmy się z takimi problemy i udawało nam się je rozwiązywać - komentuje Lauri Asikainen.
Również Ville Larinto nie ukrywa, że forma, jaką zaprezentowali Finowie, nie była tą, o jakiej marzyli.
- Za każdym razem na tych skoczniach lądowaliśmy w połowie zeskoku, nie dolatując nawet do miejsca, gdzie przy odrobienie przyzwoitości powinniśmy lądować. Nie oddaliśmy tutaj żadnego dobrego skoku. Liczę, że kilka dni przerwy od zamieszania i presji, spędzone w domu na spokojnym budowaniu formy, pozwolą nam się znowu pozbierać. Teraz nie ma już co rozpamiętywać przeszłości, ale trzeba patrzeć w przyszłość i na niej się skupiać. Wiem na 110%, że w przyszłym sezonie będzie nam szło znacznie lepiej - dodaje optymistycznie Larinto.
- Cóż, nie wydarzył się żaden cud, ale trudno się temu dziwić. Teraz, kiedy mistrzostwa już się skończyły, czuję znaczną ulgę. To nie był dla nas najłatwiejszy czas i dobrze, że mamy to już za sobą. Mam nadzieję, że nigdy więcej nie będe musiał zmagać się z takimi problemami podczas jakichkolwiek zawodów. To były moje piąte mistrzostwa świata, ale pierwsze, kiedy poszło mi tak źle. Pierwsze i ostatnie, bo nie zamierzam dopuścić, żeby kiedykolwiek to się powtórzyło. Z drugiej strony - to jest tylko sport, chociaż wiem, że są ludzie, którzy na nas liczą i trzymają za nas kciuki. Ale nie możemy na to patrzeć zbyt poważnie, to tylko skoki, nie wydarzyła się przecież żadna tragedia - komentuje porażkę Finów Anssi Koivuranta, obecnie najbardziej utytułowany i doświadczony członek fińskiej ekipy.
Tak słabe wyniki Finów, nie tylko podczas zawodów w Predazzo, ale także podczas jeszcze trwającego sezonu w bardzo niekorzystnej sytuacji stawiają trenera kadry narodowej, Pekkę Niemielä. W Finlandii słychać bowiem coraz więcej głosów, że Pekka powinien odejść, bo nie umie poradzić sobie z zawodnikami, nie ma opracowanego planu wyprowadzenia fińskich skoków z dołka, a nawet powoduje konflikty między związkiem a klubami. Również sami zawodnicy mówią, że najlepsze treningi odbywają pod okiem swoich klubowych trenerów.
Póki co Niemelä przekonał wszystkich, że jego plan szkoleniowy jest w stanie sprawić, że Finowie znów będą zauważani w konkursach skoków.
- Do tej pory nie miałem trudności w porozumieniu się z zawodnikami, więc nie mogę się zgodzić z takimi oskarżeniami padającymi w moim kierunku. Kryzys, w jakim się znaleźliśmy, jest wynikiem wielu czynników i narastał przez lata. A teraz niestety nastało jego apogeum. Rozumiem obawy fanów, działaczy i samych zawodników o to, w jakim kierunku zmierzają fińskie skoki narciarskie, jednak jeżeli zostanie mi dane trochę czasu, wierzę, że podniesiemy się z tego dołka i jeszcze pokażemy, że skoki zawsze były tradycją Finlandii - broni się Niemelä.