Wśród medalistów mistrzostw świata w Val di Fiemme zdecydowanie największą niespodziankę sprawił Peter Prevc. Po trzecim miejscu na skoczni normalnej Słoweniec wywalczył srebrny medal na dużym obiekcie...
Drugi zawodnik konkursu to zawsze "pierwszy przegrany". Podopieczny Gorana Janusa nie czuje się jednak przegranym:

- Nie żałuję, że dzisiaj zająłem drugą lokatę. W skokach narciarskich jest tylu zawodników, którzy mogą wejść na podium. Dzisiaj około piętnastu mogło być potencjalnymi zwycięzcami...

- Moim zdaniem Kamil zdecydowanie zasłużył na dzisiejsze zwycięstwo, był niepokonany przez cały konkurs - opowiada Słoweniec o świeżo upieczonym mistrzu świata. - Bardzo cieszę się z jego sukcesu, ponieważ byłby rozczarowany, gdyby zajął drugie miejsce. Popełnił błąd i wypadł ze strefy medalowej w sobotę, więc dzisiaj tym bardziej się cieszę.

Co ciekawe, Prevc jeszcze nigdy nie stał na podium indywidualnego konkursu Pucharu Świata, a tymczasem wywalczył już dwa medale podczas MŚ. Słoweniec podkreśla, że w tej dyscyplinie sportu najważniejsza jest głowa:

- W skokach narciarskich najważniejszy jest sam skoczek i jego umysł. I tyle. Wszystko dzieje się w głowie, która pobudza i daje moc mięśniom. Mięśnie, wiatr, belka startowa - to wszystko musi współgrać.

Po sobotnim konkursie w Predazzo skoczkowie chwilę odpoczną, a następnie wrócą do rywalizacji w Pucharze Świata. Prevc już myśli o pozostałych do końca zimy zawodach, wśród których będą również trzy konkursy w jego ojczyźnie.

- Mam nadzieję, że będę kontynuował to pasmo dobrych występów do końca sezonu, a także w przyszłym roku. Myślę, że nasza drużyna ma jeszcze duże rezerwy i że wciąż możemy się poprawić - zakończył wicemistrz świata z dużej skoczni.