Po dziesięciu latach ponownie podczas mistrzostw świata w Val di Fiemme zabrzmiał "Mazurek Dąbrowskiego". W 2003 roku złoty medal w Predazzo wywalczył Adam Małysz, obecny pod skocznią również w tym roku...
- To jest coś wspaniałego. Dziesięć lat temu sam zdobywałem tutaj medal, teraz Kamil potwierdza, że Predazzo jest polskie. Życzę sobie, żeby za dziesięć czy piętnaście lat znowu były tu mistrzostwa i żebyśmy walczyli o medal - mówi Małysz.

Nasz były skoczek, chociaż sam w trakcie kariery skoczka wielokrotnie walczył o medale, przyznaje, że dzisiaj bardzo się stresował:

- O Jezu, strasznie się denerwowałem. Powiem szczerze, że już przy pierwszym skoku tak się denerwowałem, jakbym sam siedział na belce.

Obecny kierowca rajdowy i ekspert Eurosportu podkreśla, że nie jest łatwo pozbierać się po słabszym występie:

- Wspaniałe jest to, że Kamil wytrzymał, że po - można tak powiedzieć - porażce na średniej skoczni pokazał, że jest w takiej formie i potrafi wygrywać. I to w takim stylu - pokonał ich o sześć punktów.

Małysz pojawił się w Predazzo jako asystent polskiej ekipy. I, najwyraźniej, jego obecność dobrze wpływa na rezultaty:

- Chyba przynoszę szczęście - gdy pojechałem na mistrzostwa świata juniorów, też były medale - zakończył.