Dziś 22 rocznica śmierci Zdzisława Hryniewieckiego. Skoczka pechowca, który wpisał się na zawsze w historię polskich skoków. Oto jego historia:
Hryniewiecki o dziwo nie urodził się w górach, a mimo to został skoczkiem narciarskim. Dopiero jako 18 latek po raz pierwszy stanął na skoczni. Od początku cechowały go pracowitość i odwaga, dzięki czemu nadrabiał nimi niedostatki techniczne, które z czasem w ogóle wyeliminował. W 1959 roku osiągnął pierwszy duży sukces. W pięknym stylu na Mistrzostwach Polski o Memoriał Bronisława Czecha i H.Marusarzówny na Wielkiej Krokwi zdecydowanie wyprzedził całą krajową czołówkę. Jako pierwszy nie-góral zdobył MP i ustanowił nowy rekord Polski skokiem na odległość 116,0 m. Tego samego roku odnosił sukcesy na arenie międzynarodowej - w świecie zasłynął głównie ze zwycięstwa w Oberwiesenthal nad Recknagelem. Był w światowej czołówce i z utęsknieniem czekał na swój pierwszy występ olimpijski.
Niestety, stała się tragedia. 28 stycznia 1960 roku na skoczni w Wiśle upadł i już nigdy nie wstał o własnych nogach. Za wcześnie odbił się z progu i spadł na bulę. Diagnoza lekarska była jak wyrok - "złamany piąty kręg szyjny i czwarty kręg piersiowy, porażenie kończyn oraz mięsni tułowia" Mimo tego skoczek nie załamał się. Wierzył, że kiedyś jeszcze stanie na skoczni. Odbył kuracje w zagranicznych klinikach, jednak nie było wyraźnej poprawy. W końcu musiał przyzwyczaić się do myśli, że już zawsze będzie na wózku inwalidzkim. Miał całkowicie porażone nogi i palce u rąk Leczył się także w kraju, w Ciechocinku, gdzie spotkał swoją miłość - ożenił się ze swoją pielęgniarką. Wydawało się, że wyjdzie na prostą. Kibice wciąż go pamiętali, organizacje pomagały finansowo. Mimo tego pod koniec lat 60-tych jego szczęście skończyło się. Rozwiódł się z żoną i popadł w alkoholizm. Powoli zapominali o nim kibice. Coraz rzadziej pokazywał się ludziom, zamknął się w swoim mieszkaniu. W 1981 roku, 17 listopada, w wieku 43 lat Zdzisław Hryniewiecki zmarł (kłopoty z krążeniem i nerkami).

więcej o skoczku >>