Ta niedziela z pewnością pozostanie niezapomnianym dniem dla Gregora Schlierenzauera. Austriak wygrał dzisiaj dwa konkursy, ponadto jest już samodzielnym liderem w tabeli wielokrotnych zwycięzców w zawodach PŚ.
Schlierenzauer bez fałszywej skromności przyznaje, że w pewnym sensie jest już legendą skoków narciarskich:

- Być najlepszym w historii skoków narciarskich, tworzyć tę historię - to uczucie nie do opisania. W dalszym ciągu nie mogę w to uwierzyć. To nie jest coś, co można zaplanować - mówi Austriak, podkreślając fakt, iż te 48 zwycięstw wcale nie przyszło łatwo. - Życie składa się z wielu nieprzewidzianych momentów, a na ten sukces pracowałem latami. Złożyło się na niego bardzo wiele skoków - lepszych i gorszych. Bardzo wiele osób było zaangażowanych w to, co się wydarzyło. Bez tego wszystkiego, bez tych ludzi, nie byłbym dzisiaj tym, kim jestem - przyznaje wdzięczny Austriak.

- Dzisiaj pokonałem granicę, o której pokonaniu marzy każdy zawodnik - kontynuuje. - Rano nie miałem zbyt wiele czasu, aby o tym myśleć. Szybko musiałem przestawić się z "trybu świętowania" na "tryb skakania", bo przecież po południu znowu startowaliśmy. Musiałem ponownie się skoncentrować, żeby dobrze wypaść przy tak trudnych warunkach. Dziś, oprócz wysokiej formy, potrzeba było również trochę szczęścia. Jeśli trafiło się choćby na mały podmuch wiatru pod narty, można było zyskać nawet kilkanaście metrów.

Mimo osiągnięcia wielkiego sukcesu, Schlierenzauer nie zapomina, że przed nim jeszcze wiele do zrobienia:

- Zaraz po zawodach wyjeżdżamy do domu, jednak na pewno znajdziemy chwilę, żeby razem cieszyć się z tego historycznego momentu. W domu też pewnie czeka na mnie mała uroczystość. Nie zamierzam jednak spocząć na laurach, jeszcze wiele mogę osiągnąć, a każde kolejne zwycięstwo będzie mnie cieszyło tak, jak wszystkie poprzednie.