Osiemsetne zawody w historii Pucharu Świata skłoniły naszego kłusującego statystyka do ogólnych refleksji, których dzisiaj jest wyjątkowo dużo. Oczywiście nie brakuje też Schlierenzauera, Kranjca i Polaków...
Dziś, tak jak poprzednim razem, też nie zaczniemy od Polaków. I, tak jak ostatnio, mamy istotny powód. Nawet dwa. Pierwszy z dwóch weekendowych konkursów był bowiem w historii Pucharu Świata konkursem wyjątkowo okrągłym. No i Schlierenzauer dogonił Nykaenena.

1.

W sobotni wieczór miało miejsce wydarzenie dość szczególne i jednorazowe. Odbył się mianowicie osiemsetny konkurs rozegrany pod egidą cyrku o nazwie Puchar Świata. Niewątpliwie kawał historii. Nie dysponuję bazą, która potrafiłaby odpowiedzieć na pytanie, ilu skoczków przewinęło się przez Puchar w ciągu tych ośmiuset zawodów. Mogę natomiast z całą odpowiedzialnością podać, że punkty w Pucharze Świata zdobyło w tych ośmiuset konkursach, według moich wyliczeń, siedmiuset osiemnastu zawodników. Tylu na pewno. A może i więcej, jeśli kogoś przegapiłem.

Aż 237 z nich stało choć raz na podium. Pierwszym był zwycięzca inauguracyjnego konkursu PŚ AD 1980 - Anton Innauer (późniejszy dyrektor sportowy reprezentacji Austrii i ojciec Mario Innauera), a ostatnim Jan Matura, który w fantastycznym stylu wygrał, podwójnie, zawody w Sapporo ledwie tydzień temu.

2.

Mimo że konkursów było 800 (po zmaganiach niedzielnych 801), to zwycięzców było 808-miu (809), bo ośmiokrotnie zdarzyło się, że zawody wygrywało - wspólnie - po dwóch zawodników. W siódmej takiej parze wystąpił w Zakopanem w sezonie 2004/05 Adam Małysz, który palmę pierwszeństwa podzielił z Ljoekelsoyem. Natomiast ostatni taki przypadek miał miejsce, przypomnę, dwa lata temu w Vikersund. Wówczas zwycięskim łupem musieli się podzielić Evensen ze Schlierenzauerem.

3.

Te 808 (809) wygranych przypadło łącznie w udziale 132 różnym skoczkom z piętnastu krajów. 82 z nich wygrało konkurs co najmniej dwa razy. Ciekawostką jest fakt, że mimo sporych - sięgających grubo przed PŚ i obfitujących nawet w złote medale olimpijskie - tradycji w tym sporcie, ani jednego z tych ośmiuset pucharowych konkursów nie wygrali Rosjanie.

Przynamniej trzykrotnie zwyciężało 63 zawodników, a minimum czterokrotnie wygrywało ich 58. Na pięć zwycięstw w ciągu całej kariery stać było 47 narciarzy. Ale tylko najwybitniejszych dziesięciu wygrało dwadzieścia bądź więcej zawodów.

4.

Zakładając, że tacy skoczkowie jak Funaki, Romoeren, Happonen, Higaszi, Zonta, Lindstroem, Spaeth, Bodmer i paru innych, którzy skaczą jeszcze na poziomie co najwyżej trzeciej ligi albo leczą kontuzje, to kategoria sportowców czynnych, a nie żywych trupów, to mamy na dzisiaj 45 aktywnych zawodowo skoczków, którym dane było przynajmniej raz zwiedzić pudło. 27 z nich udało się wygrać przynajmniej jedne zawody. A siedmiu zwyciężyło przynajmniej dziesięciokrotnie. Są to oczywiście, we właściwej kolejności odśnieżania, Schlierenzauer, Schmitt, Morgenstern, Ammann, Funaki, Kasai i Kofler. Jacobsen chce być ósmy, ale na razie wygranych ma „tylko” dziewięć.

Wszystkie powyższe rozważania nie zahaczają o konkurs niedzielny, bo on należy do innej „osiemsetki” :)

5.

Teraz Schlierenzauer. Dogonił Nykaenena, fakt. Ale w tabeli wszech czasów Fin był po sobocie nadal pierwszy. Po niedzieli jest zresztą dalej. Mają tyle samo wygranych, ale Matti ma, na razie, więcej drugich miejsc - o cztery. Dla Młodziaka sobotnie zawody to był 145. punktowany konkurs. Po zawodach niedzielnych ma już na koncie 75 podiów. W niedzielę przekroczył też granicę 9 000 pucharowych punktów wywalczonych w karierze. Ma ich teraz dokładnie 9 003. Jeszcze jedna, wyjątkowo okrągła okrągłość - Młodziak osiągnął w tym sezonie równiutkie 1000 punktów.

Aha, wygrana Schlierenzauera w sobotnich zawodach to było 220. pucharowe zwycięstwo Austriaków jako reprezentacji. Drudzy w liczbie wygranych Finowie mają ich równo o siedemdziesiąt mniej.

Zakończę ten wątek tak: na dzień dzisiejszy Tyrolczyk punktował w 97,99% zawodów, w których uczestniczył. W 82,55% konkursów, w których brał udział, znalazł się w czołowej dziesiątce. Stał na podium w 50,34% swoich konkursów. Zwyciężył w 30,87% przypadków. Czy jakiś schlierenzauerofob chce coś powiedzieć?

6.

Bob Kranjec punktował w sobotnie popołudnie już 155. raz w życiu, co podkreślił trzecim z rzędu podium. W niedzielę z kolei znalazł się 55. raz w czołowej dziesiątce, a przy okazji po raz piąty wygrał konkurs. Biorąc pod uwagę, że za tydzień znów rywalizacja na mamutach, można domniemywać, że jego aktualny rekord czterech podiów pod rząd może być cały czas poprawiany.

Na razie Słoweniec poprawił też swój inny rekord. Przekroczył 4 000 pucharowych punktów wywalczonych w karierze. Ma ich w tej chwili 4 024. Wśród czynnych skoczków jest wciąż piętnasty, ale do Okabe brakuje mu zaledwie 43 oczek.

No i jeszcze o jednym. Awansował Bobby w tabeli wszech czasów, nawet dość znacznie. Tym dzisiejszym zwycięstwem wyprzedził, żeby wymienić tylko czynnych skoczków, Freunda, Loitzla i Stocha, i z 53. przeskoczył na 44. pozycję. Zaraz za Bardala i Kocha.

7.

No to w końcu Polonica:
  1. Kamil

    W sobotę stanął do swojego 160. konkursu. Po raz 45. znalazł się w dziesiątce. W niedzielę, poza tym, że w dziesiątce znalazł się po raz dziesiąty w tym sezonie, nic okrągłego związanego z nim się nie wydarzyło.

    Ale przy okazji - jest coś niepokojącego w tym, że nasz lider, nie po raz pierwszy, nie potrafi w tym sezonie utrzymać miejsca w ścisłej czołówce po pierwszej serii. Ale za to jest coś wielce obiecującego w tym, ze jeszcze nigdy tak dobrze w Vikersund nie skakał. Przy czym ja bym mu jednak przed Harrachowem dał odpocząć.

  2. Piotr

    Wyrównał w pierwszym konkursie najlepsze osiągniecie w karierze. Ale tym razem dokonał tego nie na swojej skoczni. Tym większe brawa. To była jego okrągła, piąta, bytność w czołowej dziesiątce. W niedzielę potwierdził wysoką dyspozycję i to, że lubi tę skocznię. Od niedzieli mamy w historii piątego skoczka, który zdobył więcej niż pięćset punktów w karierze. Przekroczył tę granicę o dziewięć oczek.

  3. Maciek

    25. raz w karierze punktował (sobota). Same okrągłości: pięć razy w dziesiątce, dziesięć razy w drugiej i dziesięć razy w trzeciej. Dwukrotnie bił rekord życiowy, skacząc ponad 200 metrów. W porównaniu z poprzednim rokiem - wielki postęp!!! Że o jeszcze wcześniejszych czasach kurtuazyjnie nie wspomnę.

    W niedzielę jeszcze lepszy (55.) konkursowy występ i bardzo dobry już rekord życiowy. To w polskim zespole, jak dla mnie, zdecydowanie najprzyjemniejsza niespodzianka weekendu. Przed Vikersund spodziewałem się z jego strony dużo gorszej postawy. No i jeszcze jedna ważna rzecz - Kot przekroczył barierę 400 pucharowych oczek w karierze. Na razie o dwa.

  4. Krzysztof

    W sobotę miał 60. przymiarkę do Pucharu. 19 z nich, licząc już niedzielę, zakończył punktami. Wczoraj zmęczył w końcu barierę 150 punktów w karierze - ma ich 157. Potrzebował na to 42 konkursów. Zdecydowanie za dużo. Gdyby to ode mnie zależało, w jego miejsce od przyszłego tygodnia skakałby na pewno jakiś junior. Miętus nie ma mentalności zwycięzcy. W ważnych momentach zawsze pęka.

  5. Dawid

    Miał w sobotę niewątpliwe jedne z najgorszych, jeśli nie najgorsze warunki skoku. Tylko czy to jest powód żeby, przy takiej obsadzie, nie wejść do finału? Na 45 jego pierwszych podejść do Pucharu tylko 20% kończyło się punktami. Podejście 46. było jednocześnie dziesiątym konkursem, w którym punktował. Tyle że jaki koń był, każdy widział.

    Kubacki dokonał w Vikersund dość trudnej sztuki. Udało mu się, mając przed weekendem 96 punktów w klasyfikacji generalnej przy wyjątkowo mocno kadłubowym składzie peletonu, nadal nie mieć osiągniętej setki już po obu konkursach. Na osłodę pozostaje mu fakt, że jest kolejnym, już chyba nomen omen trzynastym Polakiem, który przynajmniej raz w karierze przekroczył 200 metrów.

8.

Michael Neumayer tak lubi cyfrę 8, że w sobotę już piąty raz w tym sezonie kończył zawody na ósmym miejscu. Tym samym udało mu się wywalczyć po raz trzydziesty miejsce z zakresu 4-10. Ale w niedzielę przebił, w dosłownym tego słowa znaczeniu, sam siebie. Walnął życiówkę. Niemal trzy lata zabrało mu stanąć ponownie na podium, ale zrobić to po raz pierwszy jako „ten drugi”, to czekał na to lat trzynaście. Ale się w końcu doczekał. Szkoda, że tak pokracznie lata. Bo wtedy jego szanse na wyższe miejsca, nawet wygraną, byłyby o wiele, wiele większe. Tymczasem grubo ponad dwieście konkursów za nim i tej wygranej jak nie było, tak nie ma. Ale jest blisko, może nawet jeszcze bliżej :)

9.

Martin Koch w swojej sobotniej 270. przygodzie z Pucharem po raz 190. punktował. Za to w niedzielę już po raz osiemdziesiąty znalazł się w drugiej dziesiątce. A tak ogólnie, to jak się człowiekowi przypomni, jak Koch skakał na mamutach w poprzednich latach, również w Vikersund, to dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, jaki chłop przechodzi w tym sezonie kryzys.

10.

Muszę coś o tym Ammanie, choć nie bardzo mam ochotę. No to może tylko tyle, że 240. raz w życiu w niedzielę punktował. No i tak od siebie prywatnie dodam, że i tak mu nie wierzę i czuję nosem, że znów coś wykombinował. Tak z dnia na dzień się, szczególnie na Vikersund, do formy nie przychodzi. A Ammann niedługo ma jubileusz. Ale to w swoim czasie.

11.

Sobotnie zawody to już 280. punktowany konkurs Wolfganga Loitzla. Austriak dokonał też czegoś, co jakiś miesiąc temu wydawało się niemożliwe. Na powrót wyprzedził Koflera w ogólnej liczbie punktów zdobytych przez całą karierę w Pucharze. Miał ich po sobocie 6 708, podczas kiedy jego kolega równe 6 700. Za to w niedzielę po raz dwunasty zajął w karierze pozycję dwunastą.

12.

Czterdziesty raz uczestniczył w niedzielę w konkursie głównym Michael Hayboeck. Uczcił to na swój sposób, zajmując po raz dziesiąty miejsce w drugiej dziesiątce. Patrząc po punktach (uzbierał ich od listopada 130), ten sezon jest zdecydowanie najlepszy w karierze Austriaka. A przecież do marca jeszcze kupa czasu.

13.

Po ponad trzech latach przerwy punkty w sobotę zdobył znów „podejrzewany” swego czasu o bycie drugim Schlierenzauerem Lukas Mueller. „Punkty” to dużo powiedziane, bo zdobył zasadniczo jeden punkt, a w niedzielę wszystko wróciło do normy. Nawet bym powiedział, że jeszcze gorzej, bo przez eliminacje Austriak nie przebrnął po raz pierwszy w życiu. Ale, dla świętego spokoju, a przede wszystkim dla spokoju licznych miłośników talentu Muellera, odnotowuję.

14.

Sobotnie zawody to dla Andreasa Stjernena najlepszy konkurs w karierze. Osiągnął to w swoim równo czterdziestym podejściu do Pucharu. Norweg już po sobocie miał więcej punktów niż w najbardziej obfitym dotąd pod tym względem ubiegłym sezonie. W niedzielę doprawił ósmym miejscem, dzięki czemu osiągnął ponad trzysta punktów w karierze. 315, żeby być ścisłym. Z tego tej zimy już 131. Dzięki temu w generalce jest w czołowej trzydziestce.

15.

Z sobotniego i niedzielnego życia pozostałych Norwegów:
  1. Bardal lądował w drugiej dziesiątce konkursu po raz siedemdziesiąty. W niedzielę miał za to miejsce 190. punktowany konkurs Norwega.

  2. Fannemel w swoim sobotnim 25. kontakcie z Pucharem dziesiąty raz kończył w drugiej dziesiątce. Natomiast w niedzielę punktował po raz dwudziesty w swoim 25. konkursie głównym. Też finiszując w drugiej dziesiątce zresztą. Tak BTW - zrównał się pod względem uzbieranych punktów w karierze z Hajkiem. Tyle że Czech ma ze trzy razy więcej zawodów na koncie.

  3. Hilde po raz 95. finiszował w czołowej dwudziestce zawodów. Znów muszę o niedzieli. Mimo wyjątkowo słabego występu stał się kolejnym skoczkiem, który przekroczył 3 500 punktów w karierze. Według mojej wiedzy szesnastym z czynnych.

16.

Powolutku pnie się w skokowej hierarchii Jurij Tepes. I tak jak, wyjątkowo, nie lubię jego starego, tak jego owszem. A młody Tepes wyskakał był właśnie wczoraj najlepszą lokatę w karierze. Niedawno uzyskał personal best w Sapporo, a w Norwegii poprawił się o kolejną pozycję. To była jego dziesiąta bytność w dziesiątce.

17.

Solidne występy na Vikersundbakken pozwoliły Severinowi Freundowi na wyprzedzenie w generalce Jacobsena. Ze statystycznego punktu widzenia warto odnotować, że Niemiec ma już na koncie czterdzieści obecności w pierwszej dziesiątce. Najczęściej był szósty (sześciokrotnie), najrzadziej ósmy (raz).

18.

W swoim setnym konkursie w karierze brał w sobotę udział Max Mechler. Uczcił to w ten sposób, że poprawił stosunek punktowanych do niepunktowanych zawodów. Ale dalej ma go niekorzystny - 48:53. To już od niedzieli, kiedy to uzyskał najlepszy wynik w tym sezonie (piętnaste miejsce).

19.

Strasznie się w sobotę zaokrąglił Niemiec Wank. To był jego 95. kontakt z Pucharem, po raz 85. punktował i pięćdziesiąty raz zdobył punkty. Od niedzieli natomiast zakopiański mistrz świata juniorów jest szczęśliwym posiadaczem 750 pucharowych punktów w karierze. Nawet jednego więcej.

20.

Z kolei Richard Freitag, oprócz powrotu do Pucharu po chorobie, świętował po pierwszym konkursie swoje pięćdziesiąte punktowanie (na 55 konkursów, w których brał udział) i piętnastą już obecność w drugiej dziesiątce. W niedzielę nic okrągłego, mimo zdobytych punktów, się nie pojawiło. Wszystkie wymienione wcześniej liczby podniosły się o jeden.

21.

65 razy punktował dotąd w karierze Jan Matura. Sześć z jedenastu największych zdobyczy punktowych Czecha miało miejsce w tym sezonie. Stąd nie ma się co dziwić, że to jego najbardziej udany sezon w życiu. Szczególnie na tydzień po dwóch japońskich wygranych.

22.

Olli Muotka zdobył swoje pierwsze punkty od zeszłosezonowego Lahti. Dwa razy nawet. Sobotnie punktowanie było piętnastym w karierze. Może to da Finowi impuls do lepszego skakania. Mówiąc jednak szczerze, wątpię. On po prostu lubi Vikersund. Pojedzie gdzie indziej i może nie zaskoczyć.

23.

Piąty raz w karierze Boyd-Clowes znalazł się w finale. I piąty raz skończył go w trzeciej dziesiątce. On też, tak jak i Muotka oraz trzech innych, punktował w sobotę po raz pierwszy w sezonie. W niedzielę, startując w swoim dwudziestym konkursie i robiąc czterdziestą przymiarkę do Pucharu, zapunktował po raz szósty. Za jeden, ale zawsze.

24.

Teraz paru słabszych. Co mi tam. Niech mają! Damjan dwudziesty raz w życiu nie przebrnął eliminacji. W niedzielę wykręcił „oczko”. Jego tegosezonowy bilans jest tragiczny. Osiem oblanych kwalifikacji i pięć bezpunktowych konkursów. Nie wiem, dlaczego trenerzy pozwalają mu jeszcze skakać w pierwszej lidze. Jak z MŚ wrócą juniorzy, to - chcąc nie chcąc - musi pójść w odstawkę. A to najprawdopodobniej oznacza absencję w Predazzo.

25.

Trzydziestą przygodę z Pucharem zaliczył w sobotę Kaarel Nurmsalu. Niestety, trzydziesty raz punktów nie zdobył. To znaczy tak naprawdę szesnasty, bo czternaście razy odpadał w kwalifikacjach, więc w konkursie udziału nie brał. Najbliżej punktów był do tej pory na początku poprzedniego sezonu, gdzie w Harrachowie i Engelbergu kończył zawody na 32-gim miejscu. Drugą 30-tkę rozpoczął Estończyk równie kiepsko. Znów nie wywalczył punktów. Tyle że, po raz siedemnasty, przeszedł kwalifikacje.

26.

Martin Schmitt miał w sobotę jubileusz. Była to jego trzechsetna przymiarka do Pucharu. Przynajmniej ja o tylu wiem. Nic się o tym trzechsetnym podejściu dobrego powiedzieć nie da, bo po raz 52. Niemiec nie zdobył punktów. Wczoraj było równie cienko. Widać, że jak mocno nie pomaga wiatr, to Schmitt jest - po prostu - bezbronny. Miał dużo szczęścia w tym miesiącu, ale karta się powoli odwraca. Wypada na koniec dodać, że niedzielne zawody to był 290. konkurs w wykonaniu Schmitta. W takiej formie niekoniecznie musi dociągnąć do trzystu.

27.

Peter Frenette dwa razy był „pierwszym pozapunktowym”. Szczęśliwy z tego powodu pewnie nie jest, ale na osłodę mogę mu powiedzieć, że wyrównał bilans udanych i nieudanych kwalifikacji. Jest 11:11. Chyba że nie we wszystkich jedenastu przypadkach musiał te kwalifikacje przechodzić. Ale wtedy po prostu wypada stwierdzić, że w niedzielę skakał swój jedenasty konkurs główny. Po raz ósmy nic nie wyskakał.

28.

W niedzielę miał miejsce sześćdziesiąty konkurs z udziałem Borka Sedlaka. Niestety, już po raz 37. Czech zakończył zawody na pierwszej serii.

29.

Michael Neumayer był już dziewiętnastym skoczkiem, który stanął w tym sezonie choć raz na podium. Jeśli dobrze liczę, to lepszy wynik został uzyskany ostatnio dziewięć lat temu, w sezonie 2003/04. Może dlatego ten sezon wydaje się nam, a przynajmniej mnie, całkiem ciekawy?

30.

Bojkot japońskich i norweskich zawodów przez parunastu znanych i dobrych skoczków spowodował, że punkty mogły również zdobywać dziamdziaki. Konsekwencją tego jest, między innymi, fakt, że od wczoraj w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata klasyfikowani są już reprezentanci piętnastu państw. Z drugiej strony, może to i dobrze. Dla nas to zdobycie paru punkcików, a w takiej Kanadzie, USA czy Francji gra może się toczyć o być albo nie być.


Zainteresowanych twórczością autora zapraszamy na jego blogi - marcopolo.salon24.plharem48.blog.onet.pl.