Kamil Stoch był o krok od trzeciego zwycięstwa w Zakopanem. Nie udało się, mimo prowadzenia po pierwszej serii, ale trzecia lokata jest również znakomitym rezultatem. Ten wynik zamyka udany weekend Polaków.
Gdyby wczorajszy konkurs drużynowy był indywidualnym, Stoch by wygrał - nieoficjalne indywidualne wyniki drużynówki wskazywały, że to Polak był najlepszy. Jakie wobec tego było nastawienie Kamila przed sobotnią rywalizacją?

- Oczywiście, że to, co się dzieje w jednym konkursie, wpływa na to, jak postrzegasz siebie i swoje możliwości w następnym. Ja starałem się jak najszybciej zregenerować. Nie ukrywam, że ostatnie tygodnie dały nam się we znaki i to czuć w mięśniach. Już w środę lecimy do Japonii, musimy więc jak najlepiej wykorzystać ten czas na wypoczynek. Wczorajsze dobre miejsce uskrzydliło drużynę. Dziś mieliśmy siedmiu Polaków w trzydziestce, a to jest wyczyn historyczny.

Do zwycięstwa zabrakło dziś stosunkowo niewiele (4,6 punktu), po pierwszej serii wielu widziało Stocha z triumfem w całym konkursie. To nie było jednak takie proste...

- Miałem nadzieję na wygraną, ale nie jest łatwo startować ostatnim, na dodatek przed własną publicznością. Dzisiaj częściowo zrealizowałem swój plan, drugi skok nie był idealny, ale nie był też tragiczny. Każdy najmniejszy błąd kosztował dzisiaj bardzo dużo, bo różnice pomiędzy zawodnikami w czołówce były minimalne - w moim wypadku tylko albo aż te dwa miejsca. Dzisiaj pod względem rywalizacji zawody były super. Myślę, że dostarczyliśmy wielu pozytywnych wrażeń.

Po zakończeniu kariery przez Adama Małysza to właśnie Stoch jest uznawany za lidera naszej kadry, na co wpływ mają jego wyniki sportowe. Jak się czuje z presją, która na nim spoczywa?

- Nie uważam, że jestem najbardziej rozpoznawalnym sportowcem w Polsce - ten tytuł wciąż dzierży Adam. To wcale nie jest takie trudne, mam swoje życie, jestem sobą i wszystko dzieje się samo. To, że Adam ciągle jest, pomaga (śmiech).

Po Turnieju Czterech Skoczni oraz konkursach PŚ w Wiśle i Zakopanem kolejnym ważnym celem na ten sezon są mistrzostwa świata, które na przełomie lutego i marca odbędą się we włoskiej dolinie Val di Fiemme. Przy obecnej formie Stoch należy do grona faworytów, jednak on sam na razie nie skupia się na MŚ:

- Nie myślę jeszcze o mistrzostwach, do tego daleka droga. Wcześniej czeka nas wiele konkursów. Wiem, że musimy skupić się na tym, co jest bezpośrednio przed nami. Warto utrzymać tę dyspozycję. Mam nadzieję, że forma będzie jeszcze lepsza, ale w tej chwili nie ma co gdybać - zakończył Polak.



fot. Anna Onuszczuk