Turniej, Turniej i po Turnieju. Do niego odniosę się bardziej na swoich blogach, na które - jak zwykle - serdecznie zapraszam. Natomiast poniżej znów, jak co odcinek, garść statystyk odnoszących się do sytuacji po ostatnim konkursie.
1. Polonica
- Stoch
Nasi liderzy nie mają szczęścia do Turnieju. Małysz był tam kilka razy czwarty. Stochowi też brakło tym razem do trzeciego miejsca śmiesznie mało. Robił, tak w w Bischofshofen, jak i w Turnieju, za czwartego do brydża, ale chyba w obu przypadkach należało mu się więcej. Niedzielny konkurs był 155-tym występem Polaka w konkursie głównym PŚ. Uczcił to czterdziestą obecnością w czołowej dziesiątce. Jeszcze jedno - to trzeci pod rząd pełny Turniej Czterech Skoczni, w którym zawodnik spod Zakopanego zdobywa punkty w każdym konkursie. Przy czym tegoroczny był dla niego zdecydowanie najbardziej udany. - Kot
Tegoroczny TCS, oprócz tego, że był - zespołowo rzecz ujmując - najlepszym w historii polskich skoków narciarskich, jest ważny dla polskich skoków z jeszcze jednego powodu. To tu na dobre przekonaliśmy się, że oprócz Stocha mamy drugiego bardzo wartościowego skoczka. Ale o tym napiszę w bardzo krótkim czasie u siebie na blogu (zapraszam). Teraz natomiast należy zanaczyć, że finałowy konkurs TCS był dwudziestym punktowanym w karierze zawodnika. I trzecim, który kończył w czołowej dziesiątce. Przypominam, że wszystkie trzy miały miejsce w tym roku. - Hula
A mówiłem, że w Bischofshofen powinien spisać się lepiej niż w dwóch poprzednich konkursach? Zaimponował w serii pierwszej. Nawet jeśli założyć, że Freund go zlekceważył (co nie musi być prawdą), to zwycięstwo nad wiceliderem całego tegorocznego cyrku każe ocenić jego cały występ w TCS pozytywnie. Mimo widocznego braku ikry w środkowej fazie Turnieju i elementarnej koncentracji w skoku finałowym. Co do statystyk - nie ma tym razem przy tym nazwisku żadnych okrągłości, ale są szanse, że już po Wiśle i w Zakopanem będzie o czym napisać. - Żyła
Po pechu w Oberstdofie dużo szczęścia w trzech pozostałych konkursach. Dzisiaj podwójnie. Jeśli można uznać zajęcie trzydziestego miejsca za szczęście. Chcąc być jednak w zgodzie z prawdą, trzeba zaznaczyć, że trzeci raz pod rząd punktował. Groteskowo, ale jednak.
Aha, do grona jego wierzycieli - oprócz Kocha - od wczoraj zaliczyć można również Tepesa. Pytanie, czy warta skórka wyprawki? :) - Kubacki
Widać, że zeszło z niego powietrze. Wydaje się, że po takim skoku Żyły powinien znaleźć się w drugiej serii w cuglach. Oby tylko jego seria bez punktów nie była tak długa jak ta, w której pucharowe punkty zdobywał.
A statystycznie? W swoim czterdziestym podejściu do Pucharu po raz dwudziesty nie zdobył punktów w konkursie. - Miętus
Tak jak napisałem w którymś z wczorajszych komentarzy pod artykułem o szansach poszczególnych skoczków w konkursie - żeby awansować w bezpośrednim pojedynku nie można się trząść, jak galareta. Wank był totalnie do ogrania. Oddał słaby skok. Sobie i tylko sobie winien jest Miętus porażki. Jednym słowem jego niedzielna 55-ta styczność z Pucharem była nieporozumieniem. Podobnie jak, poza eliminacyjnym epizodem w Innsbrucku, cały występ w TCS.
Szohei Toszimoto nie pojechał jednak, jak sądziłem, przed konkursem w Bischofshofen za karę pociągiem do domu. Za to piękną klamrą spiął swoje dotychczasowe występy w Turnieju i po raz czwarty pod rząd nie wszedł do czołowej, że się tak wyrażę, sześćdziesiątki kwalifikacji. W sobotnich eliminacjach był za to aż o dwie pozycje wyżej w klasyfikacji niż w którychkolwiek z poprzednich. Analizując to na zimno post factum można napisać REWELKA. To, że ten niewielki (ale jednak) progres należy - być może - tłumaczyć tym, że z każdym kolejnym konkursem ubywało konkurentów, kładzie się na tym progresywno-oryginalnym wyniku tylko nieznacznym cieniem.
3.
Po bardzo obiecującym początku sezonu zupełnie przestało iść tegorocznemu debiutantowi Alieksiejowi Romaszowowi. Rosjanin, który przecież aż trzykrotnie punktował w grudniowych konkursach, w TCS wystąpił w kwalifikacjach tylko dwa razy i dwa razy skończył jako sześćdziesiąty. Dobrze, że Japończycy wystawili w obu przypadkach wspomnianego Toszimoto, a nie kogo innego, bo byłoby pewnie jeszcze gorzej. W każdym razie sobotnie kwalifikacje to było piąte nieudane podejście Romaszowa do Pucharu.
4.
Rzadko kiedy zdarza się, żeby jednocześnie dwóch zawodników czołówki, choćby szeroko rozumianej, glebiło w jednych zawodach. Jeszcze rzadziej, żeby obaj nie przeszli z tego tytułu sita eliminacji. Tym razem tak było. Denis Korniłow upadek przyozdobił jubileuszem. Odpadł w kwalifikacjach po raz piętnasty w życiu. Dla Fettnera było mniej romantycznie, czyli bez okrągłości. Ale wpadek ma więcej - dwadzieścia trzy. Pytanie, czy jeżeli coś dzieje się po raz 23-ci, to to jest wpadka?
5.
Teraz już muszę o Schlierenzauerze. O tym, że to była jego 45-ta wygrana, trąbią wszyscy. O tym, że do Nykaenena brakuje mu jeszcze tylko jednego triumfu, też. Ale ja podam parę rzeczy, których nie wszędzie się doszukacie.
Otóż Młodziak dogonił w klasyfikacji wszech czasów skoczków stojących najwięcej razy na podium Jensa Weissfloga. Obaj mają od wczoraj w kolekcji po 73 pudła. Z racji większej liczby wygranych wyżej w tej klasyfikacji jest już Schlierenzauer. Zajmuje w niej pozycję numer cztery. Przed nim tylko Ahonen, Małysz i Nykaenen. Nykaenen, którego - przy takiej dyspozycji, jak ostatnio - powinien również w tej klasyfikacji łyknąć w bardzo krótkim czasie. Jak to nastąpi, to podam szczegóły. Ponadto Austriak już po raz 120-ty znalazł się w czołowej dziesiątce zawodów. Na 146 konkursów, w których brał udział! Czyli jeszcze raz: w ponad 82% konkursów nie schodził poniżej dziesiątej pozycji! To się nadaje, krótko pisząc, do prasy!
No to jeszcze dołożę do pieca. Łatwo wyliczyć, że dokładnie w połowie zawodów, w których uczestniczył, stał na podium! W 50%!!! Se ktoś wyobraża? No i na koniec - wygrał ponad 30% (licząc z niedzielą 30,822) wszystkich tych konkursów. Przypominam, że nie chodzi o jakies głupie cztery czy pięć zawodów, tylko o 146! Jakieś pytania? O wygranym Turnieju nie piszę, bo zwycięstwo uważam za niezasłużone. Zdecydowanie mniej niż w zeszłym roku, ale fakt jest faktem.
6.
Jacobsen. Szkoda chłopaka, bo - moim zdaniem - powinien Turniej wygrać. W przekroju czterech konkursów był niewątpliwie najlepszy. Ale przy tak wyrównanym poziomie sędziom bardzo łatwo wyreżyserować wynik. Co też, kiedy mogą, czynią. Tu kogoś puszczą w skrajnie niekorzystnych, a kogoś innego w skrajnie korzystnych warunkach. I, jak to mówią, po herbacie.
Sypnęło mu natomiast w Trzech Króli „okrągłościami”. To była jego siedemdziesiąta obecność w dziesiątce, to było jego 25-te podium w karierze i to było po raz dziesiąty osiągnięte drugie miejsce na pudle. Szczegółowy bilans podiów: 8-10-7. W obu klasyfikacjach wszech czasów jego pozycja nie uległa zmianie, ale będąc w takiej formie w krótkim czasie (tak w jednej, jak i w drugiej), powinien znacząco awansować. Szczególnie w tej ważniejszej.
7.
To już był 165-ty konkurs, kiedy w czołowej dziesiątce znalazł się Thomas Morgenstern. Dla przeżywającego ostatnio spory spadek formy Austriaka była to niewątpliwie bardzo przyjemna niespodzianka. Dla mnie też.
8.
Stefan Kraft stał się 235-tym skoczkiem, który choć raz stanął na podium PŚ. Trochę mu w tym niektórzy pomogli, ale - jeśli to porównać z ubiegłorocznymi „wyczynami” FIS w Innsbrucku czy w Oberstdorfie - to to była nie warta uwagi drobnostka. A skakał, przyznaję, pięknie. Tyle, że Stoch piękniej.
9.
Wasiliew zrobił dwusetne podejście do Pucharu. Całkiem udane. To jego czwarta obecność w tym sezonie w dziesiątce (trzecia w Turnieju). Gdyby nie wypadek przy pracy w Innsbrucku, kto wie, czy to on - a nie Hilde - nie stałby na końcowym podium.
10.
Wczorajszy konkurs był dwusetnym w karierze Michaela Neumayera. Uczcił to plasując się po raz trzydziesty w czołowej dziesiątce. Po raz trzeci w tym sezonie był zresztą ósmy. Niemiec uzbierał w tym sezonie już więcej punktów niż przez cały poprzedni. Jeśli do marca będzie je zdobywał w takim tempie, to jest szansa, że będzie to jego najlepszy sezon.
11.
Dla Andreasa Wanka to było dziewięćdziesiąte podejście i jednocześnie osiemdziesiąty konkurs w życiu. Punktował w 45-ciu. Po raz dwudziesty kończył w trzeciej dziesiątce.
12.
Martin Schmitt z kolei w swoich 285-tych zawodach w karierze po raz sześćdziesiąty znalazł się w trzeciej dziesiątce. Trzeba przyznać, że wrócił w tym turnieju do żywych. Bez dwóch zdań.
13.
Andreas Kofler już po raz sześćdziesiąty kończył zawody w drugiej dziesiątce. A w ogóle to ma po Bischofshofen w dorobku, za całą karierę, 6666 pkt. Diabelskie nasienie :)
14.
Wolfgang Loitzl w swoim 275-tym punktowanym konkursie w życiu dorobił się setnej obecności w drugiej dziesiątce. Oprócz tego sto razy był w pierwszej i 75 w trzeciej. Powinien mieć od dziś ksywę „Okrąglak”.
15.
Jan Matura zmęczył w końcu granicę sześciuset punktów w Pucharze. W tegorocznym Turnieju zdobył tych punktów więcej niż przez cały poprzedni i obecny sezon do TCS. Łącznie zebrał do tej pory 617 oczek. Z czynnych Czechów jest czwarty. Po Jandzie (4076), Koudelce (2114) i Hlavie (635). Za nim Hajek (456).
16.
Matura sześćset, a Rosliakow dwieście - dokładnie 208. Żeby było śmieszniej, to obecny sezon jest już teraz - punktowo - trzecim jego najlepszym w karierze. Mimo że zdobył w nim tylko 22 punkty.
17.
Mogę to już w końcu oficjalnie ogłosić. Noriaki Kasai jest od niedzieli szczęśliwym posiadaczem ponad 9500 pucharowych punktów. Przekroczył tę liczbę o punkt dokładnie jeden. Zbierał się do tego przez cały Boży Turniej, ale w końcu w Bischofshofen się zdecydował. Zrobił to w swoim 345-tym konkursie w karierze.
18.
Colloredo już po raz sześćdziesiąty nie zdobył punktów w konkursie. Zdobył je w sumie 59 razy, więc jest na minusie. To siódme zawody pod rząd, w których nie zdobywa punktów. Tyle że w dwóch z tych siedmiu przypadków w ogóle nie dostał się do konkursu.
19.
Daiki Ito nie miał jeszcze tak paskudnego sezonu. W tym Turnieju Czterech Skoczni cztery podejścia i wszystkie bezpunktowe. Skrajny optymista zobaczyłby jednak światełko w tunelu. Z każdym konkursem pozycja Japończyka była lepsza. Jak tak dalej pójdzie i progres będzie na aktualnym poziomie, to pod sam koniec sezonu może się załapać nawet do drugiej połowy drugiej dziesiątki, w najgorszym przypadku na początek trzeciej.
20.
Ciekawostki-błahostki:
- Robert Kranjec po raz czterdziesty skończył konkurs w trzeciej dziesiątce.
- Jurij Tepes po raz czterdziesty znalazł się w konkursie poza trzydziestką.
- Lauri Asikainen brał udział w dziesiątym konkursie w karierze i po raz piąty zdobył punkty.
Zainteresowanych twórczością autora zapraszamy na jego blogi - marcopolo.salon24.pl i harem48.blog.onet.pl.