Po Turnieju Czterech Skoczni czas na dziewiąty odcinek naszego statystycznego cyklu. Tym razem bohaterami, oprócz Gregora Schlierenzauera, Andersa Jacobsena i Polaków, są m.in. Wolfgang Loitzl i Noriaki Kasai.

Turniej, Turniej i po Turnieju. Do niego odniosę się bardziej na swoich blogach, na które - jak zwykle - serdecznie zapraszam. Natomiast poniżej znów, jak co odcinek, garść statystyk odnoszących się do sytuacji po ostatnim konkursie.

1. Polonica
  1. Stoch

    Nasi liderzy nie mają szczęścia do Turnieju. Małysz był tam kilka razy czwarty. Stochowi też brakło tym razem do trzeciego miejsca śmiesznie mało. Robił, tak w w Bischofshofen, jak i w Turnieju, za czwartego do brydża, ale chyba w obu przypadkach należało mu się więcej. Niedzielny konkurs był 155-tym występem Polaka w konkursie głównym PŚ. Uczcił to czterdziestą obecnością w czołowej dziesiątce. Jeszcze jedno - to trzeci pod rząd pełny Turniej Czterech Skoczni, w którym zawodnik spod Zakopanego zdobywa punkty w każdym konkursie. Przy czym tegoroczny był dla niego zdecydowanie najbardziej udany.

  2. Kot

    Tegoroczny TCS, oprócz tego, że był - zespołowo rzecz ujmując - najlepszym w historii polskich skoków narciarskich, jest ważny dla polskich skoków z jeszcze jednego powodu. To tu na dobre przekonaliśmy się, że oprócz Stocha mamy drugiego bardzo wartościowego skoczka. Ale o tym napiszę w bardzo krótkim czasie u siebie na blogu (zapraszam). Teraz natomiast należy zanaczyć, że finałowy konkurs TCS był dwudziestym punktowanym w karierze zawodnika. I trzecim, który kończył w czołowej dziesiątce. Przypominam, że wszystkie trzy miały miejsce w tym roku.

  3. Hula

    A mówiłem, że w Bischofshofen powinien spisać się lepiej niż w dwóch poprzednich konkursach? Zaimponował w serii pierwszej. Nawet jeśli założyć, że Freund go zlekceważył (co nie musi być prawdą), to zwycięstwo nad wiceliderem całego tegorocznego cyrku każe ocenić jego cały występ w TCS pozytywnie. Mimo widocznego braku ikry w środkowej fazie Turnieju i elementarnej koncentracji w skoku finałowym. Co do statystyk - nie ma tym razem przy tym nazwisku żadnych okrągłości, ale są szanse, że już po Wiśle i w Zakopanem będzie o czym napisać.

  4. Żyła

    Po pechu w Oberstdofie dużo szczęścia w trzech pozostałych konkursach. Dzisiaj podwójnie. Jeśli można uznać zajęcie trzydziestego miejsca za szczęście. Chcąc być jednak w zgodzie z prawdą, trzeba zaznaczyć, że trzeci raz pod rząd punktował. Groteskowo, ale jednak.

    Aha, do grona jego wierzycieli - oprócz Kocha - od wczoraj zaliczyć można również Tepesa. Pytanie, czy warta skórka wyprawki? :)

  5. Kubacki

    Widać, że zeszło z niego powietrze. Wydaje się, że po takim skoku Żyły powinien znaleźć się w drugiej serii w cuglach. Oby tylko jego seria bez punktów nie była tak długa jak ta, w której pucharowe punkty zdobywał.

    A statystycznie? W swoim czterdziestym podejściu do Pucharu po raz dwudziesty nie zdobył punktów w konkursie.

  6. Miętus

    Tak jak napisałem w którymś z wczorajszych komentarzy pod artykułem o szansach poszczególnych skoczków w konkursie - żeby awansować w bezpośrednim pojedynku nie można się trząść, jak galareta. Wank był totalnie do ogrania. Oddał słaby skok. Sobie i tylko sobie winien jest Miętus porażki. Jednym słowem jego niedzielna 55-ta styczność z Pucharem była nieporozumieniem. Podobnie jak, poza eliminacyjnym epizodem w Innsbrucku, cały występ w TCS.

2.

Szohei Toszimoto nie pojechał jednak, jak sądziłem, przed konkursem w Bischofshofen za karę pociągiem do domu. Za to piękną klamrą spiął swoje dotychczasowe występy w Turnieju i po raz czwarty pod rząd nie wszedł do czołowej, że się tak wyrażę, sześćdziesiątki kwalifikacji. W sobotnich eliminacjach był za to aż o dwie pozycje wyżej w klasyfikacji niż w którychkolwiek z poprzednich. Analizując to na zimno post factum można napisać REWELKA. To, że ten niewielki (ale jednak) progres należy - być może - tłumaczyć tym, że z każdym kolejnym konkursem ubywało konkurentów, kładzie się na tym progresywno-oryginalnym wyniku tylko nieznacznym cieniem.

3.

Po bardzo obiecującym początku sezonu zupełnie przestało iść tegorocznemu debiutantowi Alieksiejowi Romaszowowi. Rosjanin, który przecież aż trzykrotnie punktował w grudniowych konkursach, w TCS wystąpił w kwalifikacjach tylko dwa razy i dwa razy skończył jako sześćdziesiąty. Dobrze, że Japończycy wystawili w obu przypadkach wspomnianego Toszimoto, a nie kogo innego, bo byłoby pewnie jeszcze gorzej. W każdym razie sobotnie kwalifikacje to było piąte nieudane podejście Romaszowa do Pucharu.

4.

Rzadko kiedy zdarza się, żeby jednocześnie dwóch zawodników czołówki, choćby szeroko rozumianej, glebiło w jednych zawodach. Jeszcze rzadziej, żeby obaj nie przeszli z tego tytułu sita eliminacji. Tym razem tak było. Denis Korniłow upadek przyozdobił jubileuszem. Odpadł w kwalifikacjach po raz piętnasty w życiu. Dla Fettnera było mniej romantycznie, czyli bez okrągłości. Ale wpadek ma więcej - dwadzieścia trzy. Pytanie, czy jeżeli coś dzieje się po raz 23-ci, to to jest wpadka?

5.

Teraz już muszę o Schlierenzauerze. O tym, że to była jego 45-ta wygrana, trąbią wszyscy. O tym, że do Nykaenena brakuje mu jeszcze tylko jednego triumfu, też. Ale ja podam parę rzeczy, których nie wszędzie się doszukacie.

Otóż Młodziak dogonił w klasyfikacji wszech czasów skoczków stojących najwięcej razy na podium Jensa Weissfloga. Obaj mają od wczoraj w kolekcji po 73 pudła. Z racji większej liczby wygranych wyżej w tej klasyfikacji jest już Schlierenzauer. Zajmuje w niej pozycję numer cztery. Przed nim tylko Ahonen, Małysz i Nykaenen. Nykaenen, którego - przy takiej dyspozycji, jak ostatnio - powinien również w tej klasyfikacji łyknąć w bardzo krótkim czasie. Jak to nastąpi, to podam szczegóły. Ponadto Austriak już po raz 120-ty znalazł się w czołowej dziesiątce zawodów. Na 146 konkursów, w których brał udział! Czyli jeszcze raz: w ponad 82% konkursów nie schodził poniżej dziesiątej pozycji! To się nadaje, krótko pisząc, do prasy!

No to jeszcze dołożę do pieca. Łatwo wyliczyć, że dokładnie w połowie zawodów, w których uczestniczył, stał na podium! W 50%!!! Se ktoś wyobraża? No i na koniec - wygrał ponad 30% (licząc z niedzielą 30,822) wszystkich tych konkursów. Przypominam, że nie chodzi o jakies głupie cztery czy pięć zawodów, tylko o 146! Jakieś pytania? O wygranym Turnieju nie piszę, bo zwycięstwo uważam za niezasłużone. Zdecydowanie mniej niż w zeszłym roku, ale fakt jest faktem.

6.

Jacobsen. Szkoda chłopaka, bo - moim zdaniem - powinien Turniej wygrać. W przekroju czterech konkursów był niewątpliwie najlepszy. Ale przy tak wyrównanym poziomie sędziom bardzo łatwo wyreżyserować wynik. Co też, kiedy mogą, czynią. Tu kogoś puszczą w skrajnie niekorzystnych, a kogoś innego w skrajnie korzystnych warunkach. I, jak to mówią, po herbacie.

Sypnęło mu natomiast w Trzech Króli „okrągłościami”. To była jego siedemdziesiąta obecność w dziesiątce, to było jego 25-te podium w karierze i to było po raz dziesiąty osiągnięte drugie miejsce na pudle. Szczegółowy bilans podiów: 8-10-7. W obu klasyfikacjach wszech czasów jego pozycja nie uległa zmianie, ale będąc w takiej formie w krótkim czasie (tak w jednej, jak i w drugiej), powinien znacząco awansować. Szczególnie w tej ważniejszej.

7.

To już był 165-ty konkurs, kiedy w czołowej dziesiątce znalazł się Thomas Morgenstern. Dla przeżywającego ostatnio spory spadek formy Austriaka była to niewątpliwie bardzo przyjemna niespodzianka. Dla mnie też.

8.

Stefan Kraft stał się 235-tym skoczkiem, który choć raz stanął na podium PŚ. Trochę mu w tym niektórzy pomogli, ale - jeśli to porównać z ubiegłorocznymi „wyczynami” FIS w Innsbrucku czy w Oberstdorfie - to to była nie warta uwagi drobnostka. A skakał, przyznaję, pięknie. Tyle, że Stoch piękniej.

9.

Wasiliew zrobił dwusetne podejście do Pucharu. Całkiem udane. To jego czwarta obecność w tym sezonie w dziesiątce (trzecia w Turnieju). Gdyby nie wypadek przy pracy w Innsbrucku, kto wie, czy to on - a nie Hilde - nie stałby na końcowym podium.

10.

Wczorajszy konkurs był dwusetnym w karierze Michaela Neumayera. Uczcił to plasując się po raz trzydziesty w czołowej dziesiątce. Po raz trzeci w tym sezonie był zresztą ósmy. Niemiec uzbierał w tym sezonie już więcej punktów niż przez cały poprzedni. Jeśli do marca będzie je zdobywał w takim tempie, to jest szansa, że będzie to jego najlepszy sezon.

11.

Dla Andreasa Wanka to było dziewięćdziesiąte podejście i jednocześnie osiemdziesiąty konkurs w życiu. Punktował w 45-ciu. Po raz dwudziesty kończył w trzeciej dziesiątce.

12.

Martin Schmitt z kolei w swoich 285-tych zawodach w karierze po raz sześćdziesiąty znalazł się w trzeciej dziesiątce. Trzeba przyznać, że wrócił w tym turnieju do żywych. Bez dwóch zdań.

13.

Andreas Kofler już po raz sześćdziesiąty kończył zawody w drugiej dziesiątce. A w ogóle to ma po Bischofshofen w dorobku, za całą karierę, 6666 pkt. Diabelskie nasienie :)

14.

Wolfgang Loitzl w swoim 275-tym punktowanym konkursie w życiu dorobił się setnej obecności w drugiej dziesiątce. Oprócz tego sto razy był w pierwszej i 75 w trzeciej. Powinien mieć od dziś ksywę „Okrąglak”.

15.

Jan Matura zmęczył w końcu granicę sześciuset punktów w Pucharze. W tegorocznym Turnieju zdobył tych punktów więcej niż przez cały poprzedni i obecny sezon do TCS. Łącznie zebrał do tej pory 617 oczek. Z czynnych Czechów jest czwarty. Po Jandzie (4076), Koudelce (2114) i Hlavie (635). Za nim Hajek (456).

16.

Matura sześćset, a Rosliakow dwieście - dokładnie 208. Żeby było śmieszniej, to obecny sezon jest już teraz - punktowo - trzecim jego najlepszym w karierze. Mimo że zdobył w nim tylko 22 punkty.

17.

Mogę to już w końcu oficjalnie ogłosić. Noriaki Kasai jest od niedzieli szczęśliwym posiadaczem ponad 9500 pucharowych punktów. Przekroczył tę liczbę o punkt dokładnie jeden. Zbierał się do tego przez cały Boży Turniej, ale w końcu w Bischofshofen się zdecydował. Zrobił to w swoim 345-tym konkursie w karierze.

18.

Colloredo już po raz sześćdziesiąty nie zdobył punktów w konkursie. Zdobył je w sumie 59 razy, więc jest na minusie. To siódme zawody pod rząd, w których nie zdobywa punktów. Tyle że w dwóch z tych siedmiu przypadków w ogóle nie dostał się do konkursu.

19.

Daiki Ito nie miał jeszcze tak paskudnego sezonu. W tym Turnieju Czterech Skoczni cztery podejścia i wszystkie bezpunktowe. Skrajny optymista zobaczyłby jednak światełko w tunelu. Z każdym konkursem pozycja Japończyka była lepsza. Jak tak dalej pójdzie i progres będzie na aktualnym poziomie, to pod sam koniec sezonu może się załapać nawet do drugiej połowy drugiej dziesiątki, w najgorszym przypadku na początek trzeciej.

20.

Ciekawostki-błahostki:
  1. Robert Kranjec po raz czterdziesty skończył konkurs w trzeciej dziesiątce.

  2. Jurij Tepes po raz czterdziesty znalazł się w konkursie poza trzydziestką.

  3. Lauri Asikainen brał udział w dziesiątym konkursie w karierze i po raz piąty zdobył punkty.

Zainteresowanych twórczością autora zapraszamy na jego blogi - marcopolo.salon24.plharem48.blog.onet.pl.