Podsumujmy teraz krótko poszczególnych zawodników i przebieg ich formy.
Roar Ljoekelsoey to skoczek już nie pierwszej młodości (ma niecałe 27 lat) i cudem chyba przetrwał wszelkie zawieruchy związane ze zmianą trenerów i ich koncepcjami, w których wyrażali oni chęć odmłodzenia składu reprezentacji. Roar - od wielu sezonów skoczek solidny, ale bez spektakularnych osiągnięć, był w tym sezonie niewątpliwie najrówniejszym reprezentantem Norwegii. Jako jedyny zdobywał punkty we wszystkich konkursach PŚ. Odniósł jedno zwycięstwo w Pucharze Świata (Sapporo), raz był drugi (w Oslo-Holmenkollen). Największy spadek jego formy przypada na luty, o czym świadczyć mogą słabe wyniki podczas PŚ w Kulm i Willingen oraz Mistrzostw Norwegii.
Sigurd Pettersen - "człowiek-kometa" - tak pisały o nim norweskie gazety po jego sensacyjnym debiucie. Sezon rozpoczął fenomanalnie- wysokimi lokatami oraz zwycięstwem w Trondheim. Wykres jego formy poszatkowany jest nagłymi wzrostami i spadkami formy. Dwa razy wygrywał - w Trondheim i Sapporo a dwa razy zajmował drugą lokatę (w Trondheim i Titisee-Neustadt). Sam Sigurd przyznaje, że w tej zimy jego głównym zajęciem było przyglądanie się elicie skoków narciarskich, pozanawanie reguł tego światka. Ma mu to dać większą odporność psychiczną w przyszłym sezonie. Opinia trenera: "Sigurd to perfekcyjny skoczek. Ma unikalny talent."
Bjoern Einar Romoeren - ktoś napisał o nim kiedyś, że w przeciwieństwie do Sigurda Pettersena ma szansę zostać wielką gwiazdą medialną. Lubiący zamieszanie wokół siebie Bjoern miał najbardziej udany sezon w swej karierze. Sensacyjne zwycięstwo w Bischofshofen, do którego dodał trzecią lokatę w Sapporo zwróciło na niego uwagę kibiców i prasy i pokazało, że Bjoern należy do skoczków o wielkim potencjale. Podczas gdy pierwsza część sezonu nie była dla niego specjalnie udana, w drugiej części regularnie kwalifikował się do pierwszej trzydziestki, choć niejednokrotnie na niezbyt imponujących pozycjach.
Tommy Ingebrigtsen - mało kto zdaje sobie sprawę, że o Tommym nie można w Norwegii mówić inaczej niż jak o legendzie. W każdym artykule o nim musi pojawić się wzmianka, że po tym, gdy w wieku 17 lat zdobył złoty medal MŚ w Thunder Bay, nigdy już nie osiągnął tak fenomenalnej formy. W Tommym pokładano wielkie nadzieje, stał się on już ikoną norweskich skoków narciarskich. Gdy w Norwegii pisze się o Tommym nie wymaga nie wspomnieć jego 137 metrowego "skoku w wieczność" w Thunder Bay. To Tommy sprawił, że słynny norweski komentator Arne Scheie w przypływie wzruszenia i uniesienia poprosił kolegę po fachu "Czy mogę cię pocałować?". Takie rzeczy Norwegia pamięta, dlatego Tommym wzbudza tam takie emocje. Popatrzmy na wykres. Przez większą część sezonu występy w Pucharze Kontynentalnym, gdzie często zdarzyło mu się nie kwalifikować nawet do trzydziestki. Potem sensacyjny comeback w Val di Fiemme. Comeback człowieka, z którego przez ostatnie lata się wyśmiewano, który przechodził wielkie kryzysy, ale czy to z własnej woli, czy namawiany przez trenerów zostawał i trenował dalej. Miejmy nadzieję, że w przyszłych sezonach będzie nam dane się przekonać, czy Ingebrigtsen wyzbędzie się swojej słynnej niestałości.
Pozostali zawodnicy
Jednym ze skoczków, z których Kojonkoski mógł być bardzo zadowolony jest na pewno Lars Bystoel. Do Pucharu Świata trafił on po kilku dobrych lokatach w Pucharze Kontynentalnym (m.in. 2. miejsce w Libercu). Jest to zawodnik dość nierówny, najlepszą formę tej zimy prezentował na przełomie stycznia i lutego. Lars borykał się w tym sezonie ze sporymi kłopotami finansowymi, miejmy nadzieję, że poprawa warunków materialnych przełoży się u niego na jeszcze lepsze możliwości treningu.
Henning Stensrud to typ skoczka, którego często się nie zauważa, gdyż choć w stosunkowo dobrej formie, zawsze trzyma się za plecami najlepszych. Tymczasem Henning to piąty zawodnik tej zimy. Szczególnie dobrze spisywał się na początku i pod koniec sezonu.
Kim-Roar Hansen i Anders Bardal to zawodnicy jeszcze młodzi. Ten ostatni dopiero w tym sezonie zadebiutował w Pucharze Świata, stało się to po bardzo dobrych występach podczas PŚ w Trondheim, gdzie Kim-Roar startował w ramach kwoty narodowej. Jak sam przyznaje jego życie bardzo się zmieniło i męczy go popularność, co może mieć wpływ na wyniki sportowe. Z kolei Anders bardzo dobrze radził sobie na początku sezonu w COC, a następny przebłysk formy miał na początku lutego. Nadzieje na udział w Mistrzostwach Świata zaprzepaścił jednak podczas Mistrzostw Norwegii.
Na koniec warto wspomnieć również o tych, którzy zajmują wysokie miejsca w klasyfikacji Pucharu Kontynentalnego. Morten Solem i Daniel Forfang mają wielkie szanse na znalezienie się w kadrze A w nadchodzącym roku. Sporo odstawali od nich Olav Magne Doennem i Haavard Lie. O ile w przypadku tego ostatniego jego wyniki w Pucharze Kontynentalnym są dużym sukcesem (Haavard od lat bez powodzenia próbuje wrócić do czołówki), tak Olav, który spędził w COC cały sezon, często nie kwalifikując się do trzydziestki, nie może mówić o udanych startach. Doennem został obwołany wielką norweską nadzieją w sezonie 1998/99 ale od tego czasu osiąga coraz gorsze wyniki, choć zeszłej wiosny Kojonkoski wybrał go do pierwszej reprezentacji.
Co dalej?
Fin waha się nadal, czy przedłużyć umowę z Norweskim Związkiem Narciarskim (NSF) do Igrzysk Olimpijskich w 2006 roku. Norwegowie obawiają się, że Kojonkoski znajdzie prace w innym miejscu - za większe pieniądze - z większą ilością młodych talentów do wyboru. Związek dał Kojonkoskiemu trzy możliwości wyboru: zerwać dwuletnią umowę z NSF (w ostatnich dniach Fin wykluczył tę możliwość), kontynuować pracę jako trener reprezentacji norweskiej jeszcze przez jeden sezon lub przyjąć propozycję trenowania Norwegii do sezonu 2005/2006.
Przewodniczący komitetu d.s. skoków Steinar Johannessen dokłada wszelkich starań, by jak najdłużej utrzymać Kojonkoskiego na stanowisku. Martwi go jednak brak odpowiedzi. Boi się, że kraje dysponujące większymi funduszami przeznaczonymi na skoki narciarskie będą chciały podkupić Fina. Japończycy mieli ciężki sezon. Finowie chcieliby go z powrotem. Również Niemcom nie wiodło się ostatnimi czasy. "Jeśli Niemcy będą chcieli Kojonkoskiego za każdą cenę, nie będziemy mieć środków finansowych, by ich przelicytować" mówi Johannessen. - "Trzeba jednak przyznać, że Mika nie jest człowiekiem, któremu zależy wyłącznie na pieniądzach".
Kojonkoski: "Dużo myślę o przyszłości i jeszcze nie zdecydowałem, jak nią pokieruję. Chętnie poprowadziłbym dłużej kadrę Norwegii. Dobrze się czuję w tej drużynie. Mają tu bardzo dobre nastawienie. Nie zajmuję się tym dla pieniędzy. Oczywiście chciałbym dobrze zarabiać, ale dla mnie najważniejsza jest satysfakcja z pracy", mówi fiński trener.
Gdy Kojonkoski jest proszony o wskazanie największej słabości w norweskich skokach, bez wahania odpowiada: "Brakuje nam oddolnej presji". Za zawodnikami pierwszej reprezentacji jest duża przepaść i nic nie wskazuje by w najbliższym czasie było ją kim zapełnić. "Brakuje nam kogoś poza najlepszą ósemką. Finowie mają Arttu Lappiego, Akseli Kokkonena i Janne Happonena. Najlepszą drużyną zimy była austriacka kadra B (Liegl, Morgenstern, Nagiller, Kofler, Thurnbichler)". Kojonkoski przyznaje, że zbyt mało przyglądał się młodzieży, ale niewątpliwie zdołał wyrobić sobie pogląd na sytuację poprzez rozmowy z trenerami. Przyznaje, że owszem, Morten Solem i Daniel Forfang dobrze spisywali się w Pucharze Kontynentalnym, ale chce, by zawodnicy z kadry A mieli konkurencję. W przyszłym sezonie nie będzie nowego Sigurda Pettersena. "Zbudowanie dobrej kadry B będzie bardzo ważnym zadaniem. Kiedy będziemy mieć dobrą kadrę B, zawodnicy z kadry A będą odczuwali nacisk, co wzmocni konkurencję."
Człowiek który dokonał cudu w norweskich skokach zdaje sobie sprawę, że następny sezon będzie trudniejszy. "W minionym sezonie nie ciążyła na nas żadna presja. Wszystko, czego dokonaliśmy, było krokiem naprzód i to sprawiało nam wielką przyjemność. W przyszłym sezonie zmierzymy się z oczekiwaniami wobec nas. Będzie nam trudniej posunąć się o każdy następny krok. Największe już zrobiliśmy, teraz musimy tylko dopracowywać detale".
Fin jest daleki od przypisywania sobie wszystkich zasług. Podkreśla wielką rolę swych pomocników Geira Ove Berdala i Kjetila Strandbraatena oraz... szczęścia. "Szczęście nam sprzyjało" - mówi Mika i tak to motywuje: "dostaliśmy się w taką pozytywną spiralę. Gdy zaczynaliśmy sezon, mieliśmy Sigurda Pettersena który perfekcyjnie zainaugurował zimę. Był właściwym człowiekiem by zapoczątkować ten proces - ponieważ jego triumfy były odbierane jako zwycięstwo całej drużyny. Potem wybili się Romoeren i Ljoekelsoey. A kiedy zaczęły się nasze słabsze dni, Tommy wrócił do formy i uratował nam Mistrzostwa Świata."
W minionym sezonie większość miała swe bardzo dobre okresy - ale również i gorsze. Celem Kojonkoskiego jest większa regularność w osiągnięciach skoczków. "To bardzo ważne, by mieć stałe osiągnięcia na wysokim poziomie. Potrzebujemy więcej doświadczenia, by udało nam się wywołać głęboką pewność siebie, to co sprawia, że skoczkowi wychodzi skok, nieważne czy w deszczu, śniegu czy przy wiejącym wietrze."