Wysoka pozycja w Pucharze Świata Georga Spaetha to jedna z większych niespodzianek minionego sezonu. Jeszcze na początku cyklu nikt nawet nie myślał o tym by typować Spaetha na lidera ekipy niemieckiej, ale to właśnie ten skoczek okazał się najrówniej i najlepiej skaczącym z dawnego superteamu. Swą postawą zasłużył na bardzo wysokie, dziewiąte miejsce w Pucharze tym samym ratując, wraz z Uhrmannem, honor naszych zachodnich sąsiadów.
9. Georg Spaeth (Niemcy) – 557 punktów
Początek nie zapowiadał późniejszej eksplozji. W Kuusamo Georg nie zdobył ani jednego punktu dwa razy plasując się tuż za pierwszą trzydziestką. W Trondheim zdobył swoje pierwsze punkty za dwudzieste siódme miejsce. W Pucharze po pierwszych zawodach skandynawskich zajmował jedno z ostatnich – czterdzieste piąte miejsce. Pierwszy przebłysk nastąpił w Titisee-Neustadt. Spaeth zajął tam najwyższą spośród Niemców pozycję – siódmą, była to wtedy nielada niespodzianka. Zwłaszcza, że w Engelbergu znowu obyło się bez punktów. Na Turniej Czterech Skoczni Spaeth jechał jako skoczek numer 27 Pucharu Świata.
I to właśnie na tym Turnieju nastąpiło swoiste przebudzenie Georga. W Oberstdorfie bez problemu pokonał Bardala i po pierwszej serii zajmował czwartą lokatę. W drugiej nieznacznie tylko spadł, powtarzając wynik z Titisee. Rok 2004 rozpoczął w świetnym stylu. Po pierwszej serii (w której miał za przeciwnika Austriaka Kocha) był drugi. Znowu niestety nie utrzymał tej lokaty, ale spadł już tylko o jedno oczko. Pamiętamy wtedy wspaniałą radość z pierwszego w karierze podium. W Innsbrucku było trochę gorzej. Po pierwszej serii był co prawda siódmy (wygrał z Rosjaninem Silaievem), ale w drugiej przesunął się trzy pozycje w dół. Turniej zakończył w dobrym stylu w Bischofshofen – był tam szósty, tak jak i w ogólnym rozrachunku zajął szóstą pozycję. W Pucharze Świata awansował na piętnastą lokatę. Nie wypadł z niej już do końca sezonu pnąc się sukcesywnie w górę.
Spaeth, jak i wielu innych zawodników, postanowił opuścić zawody w Libercu. U nas pod Tatrami pokazał się jednak z bardzo dobrej strony. W pierwszy dzień, podobnie jak to bywało wcześniej, nie wytrzymał presji drugiego skoku i z siódmego miejsca po pierwszej serii spadł na dwunaste. Za to w drugi dzień było odwrotnie. W pierwszej serii osiągnął 124 metry i zajmował dziesiątą lokatę. W drugiej skoczył co prawda dwa metry krócej, ale pozwoliło mu to awansować na czwarte miejsce. W Pucharze przesunął się na pozycję dwunastą.
W Japonii oglądaliśmy chwilowy spadek formy u Niemca. W Hakubie był czterdziesty szósty, w Sapporo w pierwszym konkursie dopiero piędziesiąty pierwszy. W drugim zdobył co prawda punkty, ale za przeciętne dwudzieste trzecie miejsce. Tam znowu zawalił drugi skok, bo po pierwszej serii skokiem na 125 metrów zajmował trzynastą lokatę, niestety w finałowej serii skoczył dwadzieścia metrów mniej. Po serii azjatyckiej spadł o jedno miejsce w Pucharze, jednak potem miało być już tylko lepiej.
Loty w Oberstdorfie to powrót do wielkiej formy. Skoki 206,5 i 197 metrów wystarczyły na czwartą pozycję. W Willingen podobnie jak w drugim konkursie zakopiańskim dzięki świetnemu drugiemu skokowi awansował wyżej. Z tym, że tym razem był to awans z siódmego na drugie miejsce – Spaeth uległ tylko Ahonenowi. W drużynie również skakał bardzo dobrze, co stawiało go w roli jednego z faworytów Mistrzostw w Lotach. W Pucharze wciąż utrzymywał trzynastą pozycję.
Mistrzostwa Świata w Lotach dla Spaetha rozpoczęły się znakomicie – prowadził po pierwszym dniu zawodów, uzyskał wtedy świetne odległości – 203,5 i 225 metrów. Stał się już w tym okresie nową gwiazdą niemieckich mediów i możliwe, że właśnie ten medialny szum zdekoncentrował młodego Niemca, debiutującego dopiero w roli: „bożyszcze mas”. Georg, niestety, w drugim dniu skakał już znacznie słabiej, mówiono, że nie wytrzymał napięcia związanego z pokładanymi w nim nadziejami milionów Niemców, ostatecznie uplasował się tuż za podium. To samo miejsce zajął w drużynie – można więc mówić o niedosycie.
Nieco podłamany pechem z Mistrzostw, zawalił konkurs w Salt Lake City – zajął tam tylko trzydzieste drugie miejsce, na szczęście na Turnieju Skandynawskim znów skakał jak z nut. Konkurs drużynowy w Lahti to znowu czwarte miejsce Niemców – z których Spaeth jako jedyny wybił się ponad przeciętność. Dzień później w konkursie indywidualnym był piąty. W Kuopio i w Lillehammer (gdzie znowu drugi skok mu nie wyszedł) poszło Georgowi nieco gorzej (odpowiednio dziesiąte i jedenaste miejsce). Przed ostatnim konkursem Spaeth zajmował jedenaste miejsce w Pucharze. Dzięki świetnemu, czwartemu miejscu w Oslo, udało mu się jednak wyprzedzić Małysza i Zontę, kończąc ostatecznie sezon na dziewiątym, nadspodziewanie wysokim miejscu. W Turnieju Nordyckim zajął siódmą lokatę.
I tak Spaeth, ze skoczka drugiego niemieckiego garnituru, stał się największą gwiazdą drużyny. Czy utrzyma tą pozycję w następnym sezonie? Jeśli Hannawald i Schmitt nie dojdą do formy, to powinien, choć i Uhrmann, i Herr mogą go wyprzedzić. Ale zweryfikuje to dopiero, zbliżający się już wielkimi krokami sezon zimowy.