W mojej osobistej "serii analitycznej" nadeszła pora na czołową dwudziestkę klasyfikacji generalnej minionego sezonu. Jako, że dotarlismy już do swoistej śmietanki skoków narciarskich cyklu 2003/04 uważam, że warto przyjrzeć się każdemu z tych zawodników z osobna. Dzisiaj zapraszam do lektury materiału o jednej z największych gwiazd niemieckich skoków narciarskich ostatnich lat jaką jest Martin Schmitt. Niemiec w poprzednim sezonie przeżywał spory kryzys. Z zawodnika należacego do absolutnej światowej czołówki stał się sportowcem trzeciej dziesiątki. Ten sezon jednak był już o wiele lepszy. Schmitt zaprezentował się w kilku konkursach z całkiem dobrej strony. Choć nie jest to jeszcze szczyt jego formy.
20. MARTIN SCHMITT (NIEMCY) – 276 punktów
Rozpoczął od dwóch równych z tym że niezbyt odległych (112,5 i 111 metrów) skoków w Kuusamo. I wobec nierównej formy wielu zawodników (sam Ahonen zawalił tam drugi skok) wystarczyło to do zajęcia dwudziestego miejsca, czyli na tej samej pozycji sezon rozpoczął i zakończył. W drugim konkursie również nie oddał rewelacyjnego skoku (117,5 metra), ale w tamten dzień wiatr tak wyreżyserował zawody, że z tym skokiem Martin zajął dziewiąte miejsce (wszak drugiej serii nie było). W Trondheim zaś Schmitt skakał znowu jak wszyscy. To znaczy jeden skok dobry, drugi przeciętny, ale tym razem wystarczyło to raptem do dwudziestego trzeciego miejsca. Po pierwszej serii konkursów skandynawskich Martin zajmował siedemnaste miejsce w PŚ ze stratą raptem 5 punktów do piętnastego Zonty, ale to dopiero był przecież początek. Zwłaszcza, że wysokie miejsce zawdzięczał wtedy drugiemu konkursowi w Kuusamo.
Nie poprawił swojej formy u siebie w Neustadt. Tam znowu odbyła się tylko jedna seria. Wiatr mieszał dość mocno, a Schmitt skakał akurat tuż po zawodnikach, którzy zajęli pierwsze dwa miejsca i Noriakim Kasai, który był szósty. Niestety on sam skoczył raptem 120,5 metra, a to dało mu dopiero 25 miejsce. W Engelbergu było jeszcze gorzej 114 metrów nie wystarczyło nawet do awansu do drugiej serii. Przed Turniejem Czterech Skoczni spadł więc Schmitt w Pucharze na dwudzieste drugie miejsce.
Turniej Czterech Skoczni to impreza, w której Martinowi nigdy specjalnie się nie powodziło, nawet wtedy, kiedy był w swojej życiowej formie. Owszem w Oberstdorfie trzy razy z rzędu swego czasu wygrał, ale potem bywało już znacznie gorzej. W tym sezonie akurat w Oberstdorfie poszło mu najgorzej. Do drugiej serii awansował po słabym skoku – dopiero trzydziestym czwartym rezultacie pierwszej serii (raptem 114,5 metra), ale jego przeciwnik Kranjec skoczył jeszcze gorzej. W drugiej serii skoczył siedem metrów dalej i w sumie zakończył konkurs na dwudziestym siódmym – słabym jak na jego możliwości – miejscu. W Garmisch Partenkirchen znowu tylko trzecia dziesiątka. W pierwszej serii miał 114,5 metrów, ale ponieważ skocznia w Garmisch jest mniejsza niż ta w Obersdorfie dało mu to niezłe czternaste miejsce (za przeciwnika miał Solema, ale on skoczył bardzo słabo). Drugi skok jednak miał Schmitt nieudany – tylko 108 metrów i spadek osiem miejsc w dół. Tendecja wzrostowa dała o sobie znać w Innsbrucku. Bez problemów pokonał słabego Yamadę i skokiem 120 metrów zajmował dziewiętnastą lokatę po pierwszej serii. Niezła próba (117 metrów) w drugiej nie pozwoliła mu co prawda utrzymać tej pozycji, ale też za bardzo nie spadł. Dwudzieste miejsce nie wyglądało już tak źle. Zwłaszcza, że w Bischofschofen było jeszcze lepiej. Nie było tam systemu KO więc trzeba było się skupić na oddawaniu dobrych skoków. W przypadku Schmitta było to 125,5 i 126 metrów co dało mu niezłe piętnastne miejsce. W Turnieju uplasował się oczko niżej. Zaś w Pucharze Świata – po Turnieju, tak jak i przed zajmował dwudzieste drugie miejsce.
Schmitt, podobnie jak między innymi Hannawald i Małysz opuścił czeskie konkursy by wystąpić we wzbudzających największe zainteresowanie, zawodach w Zakopanem. W obu konkursach skakał jednak dość nierówno, nieźle w pierwszej lecz słabo w drugiej serii. O ile w pierwszym dniu dało mu to szesnastą lokatę (po pierwszej serii był dwunasty), to w drugim dniu zawiódł totalnie. A po pierwszej serii był ósmy z bardzo dobrym skokiem 125 metrów. Co z tego skoro w drugiej skoczył raptem 103,5 metra i spadł na dwudziestą dziewiątą lokatę. Powtórzył tym samym „wyczyn” Svena Hannawalda z dnia poprzedniego. Przed wyjazdem do Japonii w Pucharze Świata był raptem dwudziesty szósty.
W Japonii na początku nic nie wskazywało, że Schmitt się obudzi. W Hakubie do drugiej serii awansował ledwo ledwo – ze skokiem raptem 93,5 metra zajmował dwudziestą dziewiątą pozycję. Jednak w drugiej serii przy fatalnych warunkach skok 103 metry zapewnił mu awans sześć miejsc wyżej, ale to jeszcze przecież nie było nic szczególnego. Konkursy w Sapporo jednak należały do najlepszych w wydaniu Martina w tym sezonie. Zwłaszcza pierwszy z nich. Skok 123,5 metra w pierwszej serii dał mu co prawda tylku czternastą lokatę, za to trzy metry dłuższy skok w drugiej pozwolił mu awansować na bardzo dobre, szóste miejsce – to był zdecydowanie najlepszy start mistrza w minionym sezonie. Dzień później było już gorzej, ale jak to się mówi – niewiele gorzej. I dokładnie na odwrót. Pierwsza seria to wspaniały wówczas skok 125,5 metra i czwarte miejsce, w drugim jednak 121 metrów zepchnęło Niemca na pozycję numer 9. Co jednak nie było rezultatem złym. Schmitt po tych konkursach wrócił na dwudzieste drugie miejsce w Pucharze.
Następny konkurs to pierwsze w sezonie loty i tam potwierdziło się to, co było utrapieniem Martina w całym sezonie. Mianowicie, że choć jego drugie skoki najczęściej nie były tragiczne, to nie poprawiał się on za bardzo w nich, w przeciwieństwie do swoich rywali. W pierwszym skoku zabrakło mu raptem dwóch metrów do dwustu i zajmował niezłe ósme miejsce. Drugi skok jednak – 187,5 metrów – pomimo, że wstydu mu nie przyniósł wypchnął go tuż za dziesiątkę. W swoich złotych latach (1999-2001) na takie wahania „Messerschmitt” nie pozwalał sobie. Jedynaste miejsce w Obersdorfie nie było jednak złe. Słabe skoki Martin rozpoczął w Willingen. Choć można było optymistycznie twierdzić, że tym razem poprawił się w drugim skoku (z trzydziestego awansował na dwudzieste czwarte), równie dobrze rokowały próby Martina w konkursie drużynowym (zajął tam z kolegami trzecie miejsce). Jednak cały optymizm wziął w łeb podczas Mistrzostw Świata w Lotach. Słabiutki skok 147,5 metra nie zapewnił mu nawet miejsca w trzydziestce. A na poprzednich Mistrzostwach zdobył przecież srebro! Trener jednak zaufał mu i wystawił go do drużyny. Tam może nie zaprezentował się źle, ale ani razu nie doskoczył do dwustu metrów, będąc najsłabszym ogniwem niemieckiego teamu, który zajął ostatecznie czwarte miejsce.
Cyrk narciarski przeniósł się za Ocean, a tam Schmitt skakał słabo. Raptem dwudzieste dziewiąte miejsce w Salt Lake City. I wreszcie nadszedł Turniej Nordycki. W Lahti w konkursie drużynowym Martin skakał całkiem nieźle (Niemcy zajęli tam czwarte miejsce), ale za to w konkursie indywidualnym, nie mógłbym napisać, że Schmitt w nim słabo wypadł, albowiem w ogóle w nim nie skakał. Nie przebrnął przez kwalifikacje!!! To musiał być dla niego wielki cios. Schmitt spadł na dwudzieste czwarte miejsce, ale stratę do dwudziestki miał niewielką (20 punktów). W Kuopio nastąpiło znaczne polepszenie. Piętnaste miejsce i całkiem niezły drugi skok – 119 metrów dały mu w Pucharze awans o jedno oczko. W Lillehammer Martin wskoczył wreszcie do dwudziestki. Poziom tego konkursu, był bardzo wysoki. Skok 127 metrów w pierwszej serii dawał mu raptem czternaste miejsce. W drugiej jednak Martin skoczył aż 130,5 metra, co dało mu niezłą, dziewiątą pozycję. I choć w Oslo w jedynej rozegranej serii był zaledwie 24. to dwudziestego miejsca w generalnej klasyfikacji Pucharu Świata już nie oddał. Następni w klasyfikacji Kofler i Bystoel nie odrobili straty i Schmitt mógł się cieszyć, choć nie z powrotu do piętnastki, to z powrotu do dwudziestki. Także wśród Niemców okazał się trzecim, za świetnymi w tym sezonie Spaethem i Uhrmannem, za to przed Svenem Hannawaldem.
Mimo nierównej formy Martin pokazał, że należy się z nim wciąż liczyć. W historii skoków wiele mamy przykładów spektakularnych powrotów – jak choćby powrót Peterki sprzed roku, jeśli Schmitt utrzyma niezłą formę z końcówki sezonu, może znowu pojawić się wśród najlepszych, czego mu oczywiście z całego serca życzę.
C.D.N