Powrót Risto Jussilainena do światowej czołówki to jedna z największych i najmilszych niespodzianek minionego sezonu 2004/05. Ten już prawie 30 letni skoczek wypadł z czołówki jakiś czas temu i nic nie zapowiadało, że do niej wróci. Na Mistrzostwach Finlandii na igielicie wypadł wręcz beznadziejnie i doprawdy – nikogo to wówczas nie zdziwiło. Tymczasem Risto wrócił w stylu godnym mistrza.
12. Risto Jussilainen (Finlandia) – 526 punktów (9/P/2003)
Na początku sezonu w Pucharze Świata Risto w ogóle nie skakał. Byli lepsi od niego w kadrze fińskiej. Jussilainen pokazywał się w Pucharze Kontynentalnym – gdzie w Lahti dwa razy zmieścił się na podium. Słabe skoki takich tuzów jak Lindstroem czy nawet Kiuru skłoniły Tommy`ego Nikunena do włączenia Risto w skład drużyny na Turniej 4 Skoczni.
Oberstdorf to pierwsze przebudzenie Jussilainena. W parze miał przeciętnego skoczka niemieckiego – Marka Krauspenhaara, więc awans do drugiej serii nie był dla Risto niczym trudnym. Siedemnaste miejsce po pierwszej serii stanowiło niezły kapitał, który jeszcze powiększył. 130,5 metra okazało się jednym z najlepszych wyników drugiej serii i dało Jussilainenowi awans na miejsce dwunaste. W Garmisch-Partenkirchen było już trochę gorzej. Do drugiej serii awansował z 27 wynikiem jako Lucky Loser (przegrał z Vassiliewem), by ostatecznie uplasować się na dwudziestej lokacie. W Innsbrucku i Bischofshofen jednak nie potwierdził wysokiej formy i przegrał w rundzie KO (z Dessumem i z Yoshioką – co chwały mu bynajmniej nie przynosi). Po dwunastu konkursach sezonu Jussilainen był dopiero 38 w Pucharze Świata.
W Willingen Risto błysnął w drużynie (która zajęła drugą pozycję) natomiast indywidualnie zawiódł (ledwie dwudziesta szósta pozycja), ale przebudzenie miało nastąpić już niedługo. Wielka seria Fina zaczęła się w Kulm. W pierwszy dzień lotami na odległość 195,5 i 196,5 pierwszy raz w tym sezonie uplasował się w pierwszej dziesiątce (siódme miejsce), a w drugi dzień skacząc 205,5 i 201,5 po raz pierwszy od 24 listopada 2001 (w 10 rocznicę śmierci Freddiego Mercury`ego Risto wygrał w Kuopio) stanął na podium – co prawda na jego najniższym stopniu, ale kto się tego spodziewał! W Pucharze awansował na 23 pozycję, a nie był to koniec marszu w górę. W Titisee na początek nieco obniżył loty (ledwie piętnasta pozycja pierwszego dnia), by potem wrócić na trzecie miejsce. Przed polskimi konkursami już doprawdy niewiele brakowało sympatycznemu trzydziestolatkowi do pierwszej piętnastki.
Zakopane będzie Jussilainen niewątpliwie dobrze wspominał. W pierwszym konkursie zajął już po raz trzeci w minionym sezonie trzecie miejsce, czyli ustąpił tylko zwycięskiej dwójce Małysz-Ljoekelsoey. Nieco gorzej wypadł w drugi dzień, ale jedenasta pozycja wstydu mu nie przyniosła (zwłaszcza, że miał jeden z najlepszych wyników drugiej serii). W Pucharze Świata awansował już na piętnaste miejsce.
Do Sapporo nie pojechało wielu znanych skoczków, ale Risto nie zrezygnował z pokazania się japońskiej publiczności. Przy okazji zdobywając sporo pucharowych punktów. W tych nie stojących na wysokim poziomie konkursach Jussilainen był jednym z nielicznych dobrze skaczących zawodników. W pierwszych, połowicznych (bo z tylko jedną serią zawodach) skoczył 127 metrów i ex aequo z Larsem Bystoelem zajął piąte miejsce. A w drugich zanotował swój najlepszy start w sezonie skokami 122 i 139 metrów ustąpił tylko (co prawda dość wyraźnie) Roarowi Ljoekelsoeyowi. W Pucharze Risto awansował na trzynaste miejsce, nie miał na tym poprzestać, ale tak dobrych rezultatów już nie zanotował do końca sezonu. W ostatniej próbie przed Oberstdorfem w Pragelato był szesnasty, ale awansował na dziesiąte miejsce w klasyfikacji łącznej (którego jednak, jak nam wiadomo nie utrzymał).
Na Mistrzostwach Świata Jussilainen furory nie zrobił. Na K90 po pierwszej serii wydawało się, że może powalczyć nawet o medal – skończyło się na miejscu jedenastym, w drużynie w sumie zawiódł. Lepiej było na K120 – ósme miejsce indywidualnie i srebro w drużynie niewątpliwie jednak Risto do głównych aktorów tego spektaklu nie należał.
Po Mistrzostwach Fin nie prezentował już tak świetnej formy, choć zdarzały mu się przebłyski. W Lahti zawiódł - i w drużynie, i w konkursie indywidualnym (gdzie przeciętne dziewiętnaste miejsce "zawdzięczał" słabemu drugiemu skokowi). Ale w Kuopio znów pokazał się z dobrej strony, zajmując ostatni raz w sezonie miejsce w pierwszej dziesiątce – szóste (przed Ahonenem!). Mimo tego rezultatu spadł na dwunaste miejsce w klasyfikacji generalnej (Bystoel i Spaeth w sumie skakali lepiej). Risto znacząco obniżył loty w Norwegii, gdzie zaprezentował się beznadziejnie Lillehammer (był tam czterdziesty siódmy) i słabo w Oslo (dwudzieste piąte miejsce i znowu słaby drugi skok). Mimo wszystko utrzymał dwunaste miejsce w generalce, kończąc sezon przyzwoitymi wynikami w Planicy – piętnaste i czternaste miejsce (drugi skok w drugim konkursie był naprawdę dobry – 224,5 metrów, ale w świetle osiągnięć Romoerena, Ahonena, Ljoekelsoeya, Hautamaekiego i Ingebrigtsena jakoś przepadł).
Risto w sumie dokonał niemożliwego. Z niebytu wrócił do czołówki światowej. Mimo absencji w pierwszych ośmiu (!) konkursach sezonu niemal zmieścił się w dziesiątce, cztery razy stając na podium. Choć do pełni szczęścia zabrakło zwycięstwa i tak Jussilainen może mówić o bardzo dobrym sezonie. Co dalej? Zobaczymy.