Tommy Ingebrigtsen to skoczek, który osiągnął w skokach wyjątkowo dużo. Choć nigdy nie udało mu się zachować mistrzowskiej formy przez cały sezon, to często potrafił zmobilizować się na wielkie imprezy, a także choć raz w sezonie dostać przysłowiowy wiatr pod narty. Nie inaczej było i w tym sezonie, obecność Mistrza Świata z 1995 roku w czołówce nie jest więc żadną niespodzianką. Zwłaszcza, gdy ma się takiego trenera jak Mika Kojonkoski.
11. Tommy Ingebrigtsen (Norwegia) – 526 punktów
Sezon zaczął bardzo dobrze. W pierwszym konkursie w Kuusamo w przeciwieństwie do wielu rywali (Ahonen!), miał dwie dobre i równe serie (131 i 124,5 metra), co dało mu pozycję tuż za podium. Za to niezbyt miarodajny konkurs drugi, powiększył jego konto o raptem 4 punkty Pucharu Świata. W trzecim już nieco bardziej sprawiedliwym konkursie minionego cyklu, w Trondheim, Tommy był czternasty – ze Skandynawii wyjechał więc na dziewiątym miejscu w Pucharze Świata.
Kolejny dziwny konkurs miał miejsce w Titisee – i znowu nie skończył się on dobrze dla Tommy`ego (28 lokata), totalna klapa miała za to miejsce w Engelbergu – słabiutki jak na warunki Gross Titlis skok 110 metrów umieścił Ingebrigtsena poza pierwszą trzydziestką. Przed Turniejem 4 Skoczni Tommy spadł poza pierwszą piętnastkę Pucharu (na miejsce siedemnaste).
W Oberstdorfie Norweg pokazał się z bardzo dobrej strony. Choć nie wygrał rywalizacji KO (uległ Benkovicowi), zajął w pierwszej serii dwunastą lokatę, a w drugiej świetnym wynikiem 132 metry poprawił ją o cztery pozycje. Dla odmiany w Ga-Pa było bardzo przeciętnie. Po pierwszej serii pokonując Yamadę zmieścił się ledwo w pierwszej dwudziestce. W drugiej jednak spadł na miejsce dwudzieste czwarte i naprawdę nie było się czym szczycić. W Innsbrucku był szesnasty (dokładnie pomiędzy lokatami z pierwszych dwóch konkursów Turnieju) i tym razem w drugim skoku poprawił się o cztery lokaty (a jego rywalem w systemie KO był ubiegłoroczny "meteor" Hafele). Szansę jednak na dobrą pozycję w całym Turnieju zaprzepaścił w Bischofshofen nie kwalifikując się do drugiej serii. Dwudzieste pierwsze miejsce w Turnieju rozczarowywało, a w Pucharze spadł na pozycję osiemnastą.
Liberec Ingebrigtsen wspominać będzie wyjątkowo źle. W obu zawodach zdobył zaledwie dwa punkty, za drugi konkurs (w pierwszym był czterdziesty dziewiąty – skoczył 81,5 metra!), co pociągnęło za sobą dalszy spadek w Pucharze Świata, aż na miejsce dwudzieste pierwsze. W sobotnim konkursie w Zakopanem ciągle było fatalnie (czterdzieste pierwsze miejsce). Za to w niedzielnym Tommy znowu nawiązał walkę z czołówką. Po pierwszej serii był nawet czwarty (130 metrów), ale w drugiej serii spadł na siódmą pozycję – która mogła się jednak podobać jego miłośnikom. Do Japonii jechał jako skoczek nr 20 światowego rankingu.
W Hakubie w pierwszym konkursie znowu znalazł się poza trzydziestką, ale zdarzyło się to ostatni raz w minionym sezonie. W Sapporo w otwierającym konkursie skakał jak z nut – powtarzając wynik pierwszych zawodów cyklu. Dzień później zajął nieco niższe, szesnaste miejsce, ale warto zapamiętać tę datę – 25 stycznia 2004, gdyż od tej pory Tommy do końca sezonu zajmował miejsca w pierwszej dziesiątce. W Pucharze Świata zbliżył się znowu do pierwszej piętnastki (awansował na miejsce siedemnaste).
Ingebrigtsen zawsze dobrze czuł się w lotach narciarskich. Dlatego w Oberstdorfie nikogo nie zdziwiła siódma lokata Tommy`ego (w pierwszym, znacznie lepszym skoku osiągnął 202 metry). W Willingen zajął miejsce dziewiąte, a dzień później skakał znakomicie w zwycięskiej drużynie. W Pucharze awansował na miejsce czternaste.
Na Mistrzostwach Świata był jednym z głównym faworytów – Tommy uchodzi wszak za mistrza mobilizacji. Pewnie zdobyłby i srebrny medal, może nawet złoty gdyby nie nieszczęśliwy upadek w drugiej serii – musiał zadowolić się miejscem piątym. W drużynie wraz z kolegami skakał jak z nut i do swej kolekcji medali dorzucił złoto.
Tuż po Mistrzostwach Ingebrigtsen osiągnał swój najlepszy tegoroczny rezultat. Przegrał tylko stylem z Kasai i Ammannem. W drużynie w Lahti niezłomni Norwegowie znowu byli pierwsi – wszyscy skakali znakomicie, podobnie w konkursie indywidualnym – Ingebrigtsen był czwarty, a przecież dopiero trzeci wśród swojej drużyny! Gdy wydawało się w Kuopio, iż tym razem pójdzie mu nieco gorzej (czternaste miejsce po pierwszej serii), bardzo dobrym drugim skokiem awansował na pozycję ósmą. W Pucharze Świata na dwa konkursy przed końcem był trzynasty. W Lillehammer kolejny raz uplasował się na czwartej pozycji (choć po pierwszej serii był drugi), a w ostatnim konkursie w Oslo – siódmy. W Turnieju Nordyckim Ingebrigtsen zajął bardzo wysokie, piąte miejsce – wyprzedził też o 1 punkt Adama Małysza w Pucharze Świata, zajmując ostatecznie jedenaste miejsce.
Podsumowując, Ingebrigtsen dzięki imponującej postawie w końcówce sezonu zasłużył sobie na swoją pozycję. Przed Mistrzostwami Świata w 2005 r. niewątpliwie jest jednym z głównych faworytów – choć akurat swe medale indywidualne (złoto w 1995, srebro w 2003) zdobywał nie zaliczając się do ich grona. Może wreszcie też przełamie swoją niemoc wygrywania konkursów Pucharu Świata (wcześniej taką samą niemoc miał na przykład Lasse Ottesen). Odpowiedź na to pytanie może przynieść już sezon najbliższy.
C.D.N