Tami Kiuru to skoczek, który w Pucharze Świata pokazuje się od ładnych paru lat (a konkretnie od sezonu 1998/99), ma już 28 lat, ale jeszcze do niedawna pozostawał w cieniu swoich kolegów z drużyny. Dopiero rok temu, za sprawą świetnych startów na Mistrzostwach w Predazzo zwrócił na siebie większą uwagę, w tym sezonie udowodnił, że to właśnie teraz trwają jego najlepsze lata, notując kilka naprawdę znakomitych wyników. I choć ciągle nie dorównuje klasą Ahonenowi (fakt, iż niewielu mu dorównuje), to na pewno przestanie być już nazywany jego cieniem.
16. Tami Kiuru(Finlandia) – 411 punktów
Sezon rozpoczął bardzo nierówno. W Kuusamo zajął dopiero 17 miejsce. Jak wielu innym podczas tego konkursu, po pierwszej wspaniałej próbie (130m) nie udało mu się oddać równie dobrego skoku. Dwa dni później było teoretycznie jeszcze gorzej, Kiuru zajął bowiem trzydziestą piątą lokatę, ale doprawdy, ciężko ten "niezapomniany" konkurs traktować miarodajnie. W Trondheim niemal wszyscy skakali lepiej w pierwszej serii i fakt, iż Kiuru osiągnął w niej rezultat dziesięć metrów dłuższy niż w drugiej (124,5 metra) wystarczył mu na dwunaste miejsce. Fin zajmował po pierwszym "skandynawskim secie" miejsce w Pucharze dziewiętnaste, które jednak szybko miał poprawić.
Dzień 14 grudnia 2003 niewątpliwie do końca kariery Tami Kiuru będzie wspominał ciepło. Odbyła się podówczas tylko jedna seria, ale to właśnie nasz dzisiejszy bohater okazał się w niej najlepszy, uzyskując 136,5 metra. Wygrywając, skupił uwagę na sobie, chyba wszystkich miłośników skoków. Niezłą formę utrzymał w Engelbergu. O ile po pierwszej serii zajmował siedemnaste miejsce, to w drugiej awansował o dziesięć miejsc. Po tych bardzo dobrych rezultatach Tami awansował aż na piąte miejsce w Pucharze Świata.
Turniej 4 Skoczni rozpoczął w niezłym stylu. Od dwunastego miejsca w Obersdorfie. Dwa poprawne, równe skoki (dodam, że jego rywalem był Erikson, którego pokonał system KO). W Garmisch-Partenkirchen, dalej skakał równo, ale na nieco niższym poziomie (zajął miejsce siedemnaste, w parze pokonując Mesika). Jednak w następnych konkursach już nie było tak słodko i kolorowo. W Innsbrucku zajął dwudzieste dziewiąte miejsce, tylko dlatego, iż jego przeciwnik Thurnbichler skoczył jeszcze gorzej (cóż to jednak za przeciwnik dla Kiuru). W Bischofschofen nie działał już system KO i Tami podobnie zresztą jak i Benkovic, o którym niedawno pisałem, nie zmieścił się w trzydziestce tracąc szansę na niezły start w Turnieju.
Następne zawody, to niestety potwierdzenie tego, co pokazał Turniej 4 Skoczni, iż zwycięstwo w Titisee było dość przypadkowe. O ile pierwszy konkurs w Libercu, był w miarę udany (119,5 metra i 15 miejsce), to w drugim był już dopiero trzydziesty ósmy. Trzeba przy tym zaznaczyć, że w Libercu konkurencja była słabsza niż zwykle, zabrakło bowiem wielu czołowych zawodników. Słaby występ w czeskiej miejscowości odbił się na miejscu w Pucharze, Kiuru przesunął się aż cztery miejsca w dół. Jeszcze gorzej było w Zakopanem. Skok 111,5 metra dał mu pierwszego dnia daleką, czterdziestą pierwszą lokatę. Dzień później było tylko nieco lepiej. Dwudzieste trzecie miejsce, dzięki dość równym skokom. W pierwszym 119 metrów i dwudziesta siódma pozycja, w drugim dwa metry krócej (ale jako, iż w tej serii osiągano gorsze rezultaty, wywindował się nieznacznie w górę). W klasyfikacji generalnej spadł za to na szesnaste miejsce.
Konkursy japońskie były dla Tamiego wręcz tragiczne. Zdobył w nich łącznie jeden punkt, w drugim z zawodów (czyli pierwszym w Sapporo). W Hakubie zajął czterdzieste czwarte, a w drugim konkursie w Sapporo czterdzieste trzecie miejsce. Mimo to, w Pucharze dalej pozostawał na "swojej" szesnastej pozycji. Beznadziejną formę utrzymał w Obersdorfie, gdzie nawet nie wszedł do konkursu głównego (fakt, iż do tego konkursu kwalifikowało się tylko piętnastu zawodników spoza czołowej piętnastki, jest dla Kiuru marnym usprawiedliwieniem). Na szczęście w Willingen nastąpiło przebudzenie skoczka. Po pierwszej serii był na relatywnie niezłym, szesnastym miejscu, ale dzięki skokowi na odległość 131 metrów w drugiej awansował do pierwszej dziesiątki. W konkursie drużynowym skakał już znakomicie (dwa skoki po 139 metrów), co nieźle rokowało przed Mistrzostwami Świata w Lotach.
Zawody w Planicy niewątpliwie będzie Tami wspominał bardzo dobrze. Już po pierwszej serii zajmował miejsce trzecie i trójki tej nie opuścił. Po trzech seriach, jego skoki(197,5; 218,5; 220 metrów) dawały mu prowadzenie, niestety przeciętny skok czwarty(tylko 191,5 metra) spowodował spadek na trzecie miejsce. Ale i tak pierwszy indywidualny medal Kiuru stał się faktem. Dorzucił do tego srebro w drużynie, której był najsilniejszym ogniwem (215 i 221 metrów). Potwierdziło się więc to co od kilku sezonów mówiło się o Tamim Kiuru – jest on bardzo dobrym skoczkiem na dużych i mamucich skoczniach.
Niemniej powrót do Pucharu Świata brązowemu i srebrnemu medaliście Mistrzostw zupełnie nie wyszedł. W Salt Lake City uplasował się na samym końcu stawki – jako czterdziesty dziewiąty. Na szczęście ten konkurs był ostatnim "zawalonym" przez Fina. W klasyfikacji spadł na siedemnaste miejsce, ale jak wiadomo podczas Turnieju Skandynawskiego zdołał się o jedną lokatę przesunąć w górę.
Turniej rozpoczął się w Lahti konkursem drużynowym, tym razem Kiuru skakał może nie rewelacyjnie, ale na tyle dobrze, iż Finowie, podobnie jak w Willingen i Planicy ulegli tylko Norwegom. W konkursie indywidualnym był siódmy – choć po pierwszej zajmował miejsce piętnaste. Jeszcze lepiej zaprezentował się w Kuopio – tam był szósty. W Lillehammer popsuł drugi skok – zajął więc miejsce poza pierwszą dziesiątka, ale w Oslo poza wygraną w Neustadt, zajął najlepsze w tym sezonie miejsce w Pucharze – czwarte. W Turnieju Nordyckim zajął miejsce szóste, a w Pucharze oczywiście szesnaste.
Ten sezon, jakkolwiek Kiuru skakał nierówno, był niewątpliwie najlepszym w jego dotychczasowej karierze. Tami wydaje się być skoczkiem, pomimo dość zaawansowanego wieku, który jeszcze nie osiągnął wszystkiego na co go stać. A może okazać się w niedalekiej przyszłości, jednym z najlepszych zawodników świata (jak Ljoekelsoey, który też wiele lat czekał na prawdziwy sukces), bo nie wydaje się, aby ten sezon był szczytem jego możliwości. O tym, co Tami jeszcze pokaże przekonamy się już w następnym sezonie, a spodziewam się, że pokaże sporo...
C.D.N