Stephan Leyhe od dłuższego czasu prezentował wysoką formę, jednak na pierwsze zwycięstwo musiał poczekać. To przyszło dzisiaj - w chyba najlepszym dla Niemca momencie.
28-latek dziś po raz trzydziesty uplasował się w czołowej dziesiątce zawodów Pucharu Świata. Choć Niemiec - wraz z drużyną - zdobywał już medale igrzysk olimpijskich (srebro w Pjongczangu), mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym (złoto w Seefeld) czy mistrzostw świata w lotach (srebro na Kulm) i stawał na podium Turnieju Czterech Skoczni, to do dziś w jego CV były tylko dwie lokaty na podium indywidualnych konkursów PŚ (drugie miejsca w Wiśle 2018 i w Sapporo kilka dni temu).
Na pierwszą wygraną musiał długo czekać; ta przyszła w najlepszym możliwym miejscu - w jego rodzimym Willingen:
- Nie potrafię znaleźć słów, by to opisać. Skakanie w Willingen zawsze było dla mnie czymś szczególnym. Do tej pory miałem tu problemy, atmosfera i wszystko inne było w porządku, ale moje skoki już nie - mówił Niemiec po swojej wygranej.
W ostatnim czasie Leyhe spisywał się bardzo dobrze - od konkursów w Titisee-Neustadt nie opuszczał czołowej piątki indywidualnych konkursów Pucharu Świata, był też bardzo silnym punktem zwycięskiej drużyny w Zakopanem. Wydawało się, że wygrana jest kwestią czasu...
- Tym razem przyjechałem tu w świetnej formie - w minionych tygodniach szło mi bardzo dobrze, więc zbudowałem fundament pod solidne skakanie - tłumaczył. - Mogłem się tym cieszyć. Odniesienie pierwszego zwycięstwa tutaj jest po prostu czymś niesamowitym - przyznał Niemiec, który podobno w pewnym stopniu wzoruje się na technice Kamila Stocha. I chyba nie tylko na technice - Polak też swoją pierwszą wygraną zanotował u siebie, w Zakopanem...
Leyhe nie tylko odniósł dziś swoje pierwsze zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata - dwie godziny później okazało się, że (wskutek odwołania niedzielnego konkursu) może świętować także wygraną w turnieju Willingen Five.