Wywiad przeprowadził Andrzej Mysiak
Gdy zobaczyliśmy listę startową zawodów Pucharu Kontynentalnego w Zakopanem, stwierdziliśmy, że warto porozmawiać z Manuelem Fettnerem. Wybór był trafny - Austriak wygrał oba konkursy na Wielkiej Krokwi...
Andrzej Mysiak (Skokinarciarskie.pl): Byłeś w Zakopanem półtora miesiąca temu, teraz zawitałeś tu ponownie. Lubisz tu przyjeżdżać?
Manuel Fettner: Oczywiście, bardzo lubię to miejsce. Zwykle nie przepadam natomiast za tą skocznią, nigdy tu dobrze nie skakałem - ale w ten weekend to się zmieniło!
Wielka Krokiew została ostatnio przebudowana, zmienił się jej profil - może to dlatego?
Myślę, że profil jest bardzo podobny do starego. Po prostu leci się jakieś pięć metrów dalej, punkt K został przesunięty. Charakterystyka skoczni jest jednak taka sama, ale w ten weekend radziłem sobie z nią dobrze.
To co prawda nie Puchar Świata, ale Twoje wyniki w trakcie weekendu muszą Cię cieszyć. Jednak może to nie rezultaty, a po prostu poprawa Twoich skoków dają Ci największą satysfakcję?
Oczywiście. Wynik zawsze jest tylko efektem pracy. Cieszę się, że zdołałem powrócić do oddawania bardzo dobrych skoków - bez tego bym nie wygrał, to nie takie proste.
Mówiłeś, że powróciłeś do Pucharu Kontynentalnego, aby poprawić swoją formę. Wiemy, że wielu zawodników tak robi - dlaczego to jest takie popularne? Czy to dlatego, że w konkursach niższej rangi jest mniejsza presja? A może po prostu chodzi o brak miejsca w drużynie na Puchar Świata?
Nie sądzę, że na tym etapie presja ma jakiekolwiek znaczenie - jestem na to za stary. Jest kilka innych czynników - to inny zespół, inni trenerzy, inny sztab. Poza tym w Pucharze Kontynentalnym mamy wyższe prędkości na progu, co czasem ułatwia pracę nad techniką. Jak widać - to zadziałało.
Ta zima nie jest zbyt dobra dla austriackiej drużyny (aczkolwiek w minionych dniach jest coraz lepiej). Mieliście trochę dobrych wyników, ale mimo wszystko cały sezon jest dla Was małym rollercoasterem. Wiemy, że atmosfera wokół drużyny - przynajmniej w mediach - nie jest najlepsza. Co, Twoim zdaniem, jest główną przyczyną braku satysfakcjonujących rezultatów?
(w tym momencie wybrzmiał śmiech siedzącego nieopodal Floriana Liegla, trenującego Austriaków startujących w Pucharze Kontynentalnym)
Jak sam wiesz, nie jest łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Z mojego punktu widzenia mogę powiedzieć, że to mieszanka wielu czynników - nigdy nie można powiedzieć, że istnieje jakaś jedna, główna przyczyna. Sezon jednak jeszcze się nie skończył - przyjdzie odpowiedni czas, aby porozmawiać na ten temat - ale jeszcze nie teraz.
O ile Wasza drużyna nie odnosi zbyt wielu sukcesów w konkursach najwyższej rangi, to w Pucharze Kontynentalnym czy - zwłaszcza - w FIS Cup radzicie sobie bardzo dobrze. Czy myślisz, że zawodnicy z zaplecza wkrótce zrobią kolejny krok i zdominują rywalizację w Pucharze Świata?
Ciężko powiedzieć - nie mam szklanej kuli. Oczywiście jest prawdopodobne, że dobrzy zawodnicy tam trafią, ale muszą ciężko pracować. Nigdy nie wiadomo, którym się uda, a którym nie. Jestem jednak przekonany, że nastąpi zmiana pokoleniowa i niektórzy trafią na szczyt.
Śledzimy Twoje starty w Pucharze Świata od wielu, wielu lat - tym bardziej byłem zaskoczony, gdy uświadomiłem sobie, że dopiero w Pjongczangu zadebiutowałeś na igrzyskach olimpijskich. Jakie masz wspomnienia z Korei, co najbardziej podobało Ci się na igrzyskach?
Wcześniej właściwie było tak, że sezony olimpijskie były dla mnie najsłabsze. W tym roku też wszystko wskazywało, że tak będzie - do pewnego momentu. Co do wspomnień... Szczerze mówiąc, głównie siedziałem w hotelu. Miło było zobaczyć, jak to wygląda - w wielu aspektach było inaczej, niż się spodziewałem. Byliśmy tam jednak po to, żeby skakać - a gdy nie skaczesz dobrze, to nie możesz cieszyć się tym wszystkim tak jak wtedy, gdy jesteś w formie. Może właśnie dlatego nie udało mi się szczególnie nacieszyć igrzyskami.
A co powiesz o atmosferze igrzysk?
Podczas konkursów skoków nie dorównywała choćby tej, jaką mamy na Pucharze Kontynentalnym w Zakopanem - polscy kibice są niesamowici, a w Korei skoki narciarskie nie są popularne. Tam publiczność poszła do domu już po pierwszej serii, może nawet nie wiedzieli, że będą dwie. Poza tym było bardzo, bardzo zimno - ja sam nie poszedłbym oglądać skoków przy temperaturze -20°C. Również pora nie była sprzyjająca - za to perfekcyjna dla europejskiej telewizji.
We wczesnych, a nawet niezbyt wczesnych, latach Twojej kariery byłeś znany przede wszystkim jako typowy "kontynentalowiec". Niewielu pamięta, że niemal na samym początku kariery bardzo dobrze spisałeś się w Pucharze Świata - mówię o piątym miejscu w Bischofshofen w 2001 roku (to właśnie wtedy Adam Małysz wygrał Turniej Czterech Skoczni). Pamiętasz ten dzień?
To, co najbardziej mi się nasuwa, to fakt, jak bardzo skoki narciarskie zmieniły się od tego czasu. Wtedy dwa razy nie doleciałem do punktu K, a byłem piąty! Tymczasem Adam dwa razy poleciał - jak mi się wydaje - w okolice rekordu skoczni. Teraz gdy nie dolecisz do punktu K, możesz nawet nie awansować do drugiej serii - poziom powędrował więc znacznie do góry. Zmieniły się też kombinezony, zasady. Skoki narciarskie wyglądają teraz zupełnie inaczej.
W trakcie swojej kariery wygrałeś Puchar Kontynentalny, zdobywałeś medale na mistrzostwach świata juniorów czy uniwersjadzie, ale też masz w swoim CV kilka istotnych sukcesów na najwyższym poziomie. Który z nich jest dla Ciebie najważniejszy i dlaczego to drużynowe mistrzostwo świata z Val di Fiemme?
Masz rację, to właśnie mistrzostwo świata postrzegam jako swój największy sukces. Nie tylko ze względu na pamiętny drugi skok [podczas lądowania Fettnerowi odpięła się jedna z nart, ale skoczek uniknął upadku, dojeżdżając do tzw. linii upadku na jednej narcie - red.], ale też dlatego, że była to moja pierwsza wielka impreza. Zdobyliśmy tytuł w drużynie - chociaż byliśmy pod ogromną presją, z którą sobie poradziłem. Nie miałem poczucia, że byłem po prostu czwartym skoczkiem i że wygralibyśmy bez względu na to, kto by nim był. Wiedziałem, że muszę włączyć się do walki i zrobiłem to. To dla mnie najważniejsze doświadczenie i największy sukces.
Na koniec - co chciałbyś jeszcze osiągnąć w przyszłości? I jak myślisz, gdzie - Twoim zdaniem - będziesz za dwa czy cztery lata?
Myślę, że za cztery, a może nawet dwa lata, nie będę już skakać. Od dawna planowałem, że będę startować do 2019 roku - wtedy mamy mistrzostwa świata w Austrii, to dla mnie coś wielkiego. Bardzo chciałbym tam dobrze skakać. Nie mogę jednak teraz powiedzieć, czy później pozostanę w tym sporcie, czy nie.
Ale chyba nie zakończysz kariery, jeśli będziesz w dobrej formie?
Myślę, że nie - jednak nie chodzi tylko o odnoszenie sukcesów, a o odczucia. Jeśli uznam, że nadszedł dobry moment na emeryturę, to zakończę karierę. Ale teraz myślę przede wszystkim o głównym celu - i na razie nie wybiegam dalej w przyszłość.
Dziękuję za rozmowę, jeszcze raz gratuluję udanych występów w Zakopanem i życzę powodzenia w końcówce sezonu!
rozmawiał Andrzej Mysiak, fot. 1-6 Andrzej Mysiak, fot. 7 Florian Liegl
« powrót do listy wywiadów