Z pewnością 10 grudnia 2011 roku jest norweskim dniem, przynajmniej w narciarstwie klasycznym. Po zwycięstwach biegaczy Petera Northuga i Marit Bjoergen, kombinatora Jana Schmida, skoczkini Anette Sagen nadszedł czas i na imponujący triumf norweskiej drużyny skoczków.
Norwegia po raz pierwszy od marca 2010 roku wygrała z Austrią w konkursie z drużynowym. Podopieczni Alexandra Stöckla wypracowali blisko 40 punktową przewagę nad drużyną Alexandra Pointnera.

- Jestem pod wrażeniem dzisiejszego wyczynu. Chłopaki nabierają więcej pewności siebie, kiedy widzą, że praca, jaką wykonali, przynosi efekty - powiedział Stöckl po zwycięstwie Norwegów.

W drużynie Stöckla obok Andersa Bardala, Bjoerna Einara Romoerena i Toma Hilde zobaczyliśmy również Vegarda-Haukoe Skletta.

- Wielką niespodzianką było dla mnie, że wszyscy zawodnicy skakali na tak wysokim poziomie. To było wspaniałe uczucie zobaczyć ich sukces - podsumował austriacki szkoleniowiec.

Dwa tygodnie temu pierwszy konkurs drużynowy tego sezonu, który miał miejsce w Kuusamo, norwescy skoczkowie zakończyli na rozczarowującym ósmym miejscu.

- Pracowali tak długo, aby zbliżyć się do Austriaków, ale im się to nie udawało. Dlatego dobrze teraz widzieć, że opłaciły się działania podjęte latem - powiedział były skoczek Espen Bredesen.

Norwescy skoczkowie "zapobiegli" dziesiątemu zwycięstwu z rzędu w konkursach drużynowych austriackiego teamu.

- To jest coś dużo większego, niż nam się wydaje. Teraz, kiedy pokonaliśmy ich tak dużą przewagą, myślę, że pokonamy ich i kolejny raz. Ważne, że ktoś pokonał Austriaków - to dla nich wstrząs, którego szybko nie zapomną - stwierdził rozentuzjazmowany mistrz olimpijski z Lillehammer.

- Jestem pod wrażeniem, jak chłopcy znieśli dzisiaj presję. Fantastycznie - skomentował występ swoich podopiecznych Stöckl na Twitterze.