Sytuacja robi się mało komfortowa. Przynajmniej jeśli chodzi o naszą reprezentację. Widać bowiem wyraźnie, że to nie jest sprawa jednego 'przeciążonego' treningu. Koledzy Małysza obrywają już od kogo popadnie. Do Kazacha dołączył drugi Kazach, Koreańczyk i tym podobni. O takich krajach jak Czechy nawet nie wspominam, bo tu już nawet Hlava naszych dogonił. Z Ciklem przegrywają wyraźnie. Przeskakują nas o kilka metrów tak słabi zawodnicy jak Landert, Tepes, Hocke czy Aren.
Adamowi brak wszystkiego: siły, świeżości, powtarzalności. W Villach, będąc w normalnej dyspozycji, powinien być w piątce skacząc na jednej narcie. Skakał na dwóch i było widać, że bliżej mu do tych za nim niż tych przed nim. Popełniono istotne błędy w przygotowaniach. I nie ma o czym dyskutować. Gdyby ich nie było Małysz siedziałby w ścisłej szpicy peletonu, a nie łapał z trudem do 10-tki, a reszta nie robiłaby cały czas za cyrkowe ogony tylko wzorem zeszłosezonowego Kamila walczyła skutecznie o miejsca w II serii.

Jest, jak jest. Oczywiście, tak na chłodno, nie musi być tak źle przez cały sezon. Jednego można być pewnym. W tej formie Adam na pewno nie powalczy o zwycięstwo w T4S, a Kamil nie ma szans na powtórzenie zeszłorocznego tam sukcesu. Jednocześnie wiemy, że Engelberg nie bardzo leży naszym reprezentantom. Również to, że Małysz był tam na podium, a nawet zwyciężył nie może zmienić tej opinii. W zestawieniu z innymi obiektami Polakowi skacze się tu niespecjalnie. Nasuwa się pytanie. Czy nie warto odpuścić Engelbergu kosztem porządnego treningu w Ramsau, do którego, jak słyszałem, ekipa wybiera się we wtorek.

Powielić scenariusz Tajnera AD 2003. Trening w Ramsau, odpoczynek, zaraz po świętach albo już od drugiego dnia świąt znów trening w Ramsau i wtedy jechać na T4S. Odpuszczając piknikową imprezę Doskonałego Mleka. Bo jak pojadą do Szwajcarii na PŚ i jeszcze na dodatek wystartuja 26 grudnia w Zakopanem to, moim zdaniem, tegoroczny T4S mamy z głowy. A do zimowej stolicy Szwajcarii niech jedzie kto chce. Mógł jechać Bachleda do Villach , może jechać każdy do Engelbergu. Punktów zdobędzie tyle samo. Wstydu większego nikt nie przyniesie.

A tak między Bogiem a prawdą to teraz widać dlaczego część z nas chciała, żeby Klimek skakał w PŚ. Większej kichy niż starsi koledzy chłopak by nie odstawił. On, podobnie do Małysza, ma po prostu talent. Talent Adama pozwala zajmować mu obecnie miejsca w pierwszej 10-tce. Bo w tegorocznych punktach Małysza ani jeden nie jest zasługą sztabu szkoleniowego.

Jako wieczny optymista cały czas tuszę, że Lepistoe znajdzie jakieś antidotum na chorobę, którą sprowokował. Bo na przeczekanie się niczego nie weźmie. Tu potrzebny sensowny program naprawczy. Jego elementem, uważam, powinna być absencja w Engelbergu.

I uprzedzając polemistów. Psińco winien tu mieć do powiedzenia sławetny menago Małysza. Niech cieszy się z sukcesów swojego austriackiego pupila. I niech pozwoli Adamowi spróbować z nim powalczyć. Bo dwa lata temu, prowadząc taką, a nie inną politykę startową Polaka w znaczący sposób przyczynił się do nieobecności Adama na podium w Turynie. Jeśli Małysz chce w tym roku jeszcze rządzić w tym peletonie musi szybko odzyskać formę. Droga do tego wiedzie przez nieobecność na konkursach w Szwajcarii.

Ale to tylko moja opinia. Szkoda, że nie zostanie wzięta pod uwagę.