W przededniu rozpoczęcia Pucharu Świata 2007/2008 porozmawialiśmy z głównym szkoleniowcem polskiej kadry narodowej skoczków, Finem Hannu Lepistö. Wypytaliśmy go o odczucia po roku pracy z polskimi skoczkami oraz prognozy na nadchodzącą zimę. Zapraszamy do rozmowy.



Skokinarciarskie.pl: Zaczyna się Twój drugi sezon jako trenera polskiej reprezentacji skoczków. Jak wrażenia?

H.L.: Pierwszy sezon był przyjemny i bardzo dobry. Podczas sezonu letniego bywałem w Polsce średnio co dwa tygodnie, ale mogę powiedzieć, ze podoba mi się w tym kraju, odbieram go jako całkiem przyjemny. Polskiego języka jednak nie opanowałem.

Skokinarciarskie.pl: Ani trochę?

H.L.: Ani trochę. W reprezentacji porozumiewamy się po niemiecku.

Skokinarciarskie.pl: Czy dane Ci było już odczuć, że jesteś trenerem Adama Małysza, który jest w Polsce bohaterem, wielbionym przez rodaków?

H.L.: Zauważyłem. Dziennikarze są w znacznym stopniu zainteresowani moją osobą, moją pracą. Na szczęście udało mi się jakoś wymigać od wywiadów - dzięki barierze językowej.

Skokinarciarskie.pl: Kiedy objąłeś tę posadę, powiedziałeś, że jednym z Twoich celów jest stworzenie w polskich skokach pewnego systemu. Jak idzie realizacja tego projektu?

H.L.: Dobrze. Wydaje mi się, że wielu trenerów skoków oraz samych skoczków w Polsce wzięło z nas przykład. Śledzą nasze poczynania w pracy z reprezentacją. Poza tym organizujemy szkolenia dla trenerów. Wierzę, że na najniższym poziomie praca zaczyna wyglądać właśnie tak jak u nas. Jeszcze jedną sprawą jest to, że nie skupiamy się jedynie na kadrze A, co działa naprawdę dobrze, ponieważ zawodnicy są bardziej zmotywowani do treningów. Pewnym utrudnieniem dla nas jest, że mamy tylko cztery miejsca w Pucharze Świata i cztery w Pucharze Kontynentalnym. Gdybyśmy mieli dwa razy więcej skoczków na takim poziomie, wówczas dostalibyśmy po sześć miejsc tu i tu, co wiele by nam ułatwiło. Korzystamy także z badań naukowych, przeprowadzamy testy, współpracujemy ze środowiskiem naukowym i uważam, że pod tym względem znajdujemy się w światowej czołówce.

Skokinarciarskie.pl: Korzystacie też z fińskiego doświadczenia - z reprezentacją pracuje fiński serwismen, Pekka Lempinen...

H.L.: Owszem, tutaj w Ruce oraz podczas obozu w Zakopanem. Pekka to mój dobry znajomy, pracowaliśmy razem, kiedy byłem trenerem fińskiej kadry, ma ogromne doświadczenie. Nasz serwismen, Maciej Maciusiak, jest jeszcze młody, brak mu doświadczenia, toteż Pekka mu pomaga, doradza. Zobaczymy, na ile jego pomoc będzie potrzebna w przyszłości.

Skokinarciarskie.pl: Polscy fani skoków są zadowoleni z Twojej pracy, ponieważ ostatni sezon był dla Polaków naprawdę udany - przede wszystkim dla Adama Małysza, ale także pozostali zawodnicy częściej pojawiali się w konkursach i punktowali. Czy program szkoleniowy uległ zmianom w stosunku do tego z zeszłego roku?

H.L.: Właściwie program jest ten sam. Nie spodziewamy się szybkich sukcesów, bo te przychodzą w przypadku super-utalentowanych juniorów, jak na przykład Schlierenzauer. Zwykle sukcesy wymagają nieco dłuższego czasu. Do tej pory cała drużyna już się rozwinęła i jeszcze ma możliwości rozwoju - następne dwa-trzy lata powinny to pokazać. Chodzi jednak o ciężką pracę.

Skokinarciarskie.pl: Czy przez te dwa-trzy lata będziesz z polską reprezentacją? Twoja obecna umowa obejmuje jeszcze ten sezon...

H.L.: Wiele razy mnie już o to pytano, ale zawsze odpowiadam, że w tej chwili, w tym sezonie, mam dość rzeczy do zrobienia. Jeśli przeżyję tę zimę, wtedy zobaczymy co dalej.

Skokinarciarskie.pl: Czy istnieje jednak możliwość, że przedłużysz kontrakt?

H.L.: Wszystko jest możliwe. Jednak mam już swoje lata... i myślę czasem o emeryturze.

Skokinarciarskie.pl: Do Ruki przyjechało czterech naszych zawodników: Adam Małysz, Kamil Stoch, Piotr Żyła i Maciej Kot. Co powiesz o ich aktualnej dyspozycji?

H.L.: Według wyników testów wszyscy są w dobrej formie, więc pod tym względem niczym się nie martwimy, jednak skoki narciarskie to nie tylko fizyka. Mam nadzieję, że jakoś sobie poradzimy. Zawody inauguracyjne są dla wszystkich dość hektyczne, ale z drugiej strony nie skupiamy się przecież akurat na tych konkretnych zawodach. Program mamy ułożony aż do Planicy. Poza tym wszystkie inne drużyny już trenowały na tej skoczni - w tym czy poprzednim tygodniu - a my nie. To była jednak świadoma decyzja.

Skokinarciarskie.pl: Czy masz jednak jakieś konkretne oczekiwania, nadzieje na te nadchodzące konkursy?

H.L.: Jeśli chodzi o konkurs drużynowy, to... przede wszystkim nie jestem zadowolony, że pierwszy konkurs sezonu to konkurs drużynowy. Skoki narciarskie to dyscyplina indywidualna i według mnie dobrze by było zobaczyć na samym początku występy poszczególnych zawodników. A z drugiej strony mówimy o bardzo dużej skoczni, na której naprawdę warto rozgrywać konkursy indywidualne.

Skokinarciarskie.pl: Uważasz zatem, że w ogóle nie potrzeba w skokach zawodów drużynowych?

H.L.: Absolutnie nie, one są naprawdę miłym przerywnikiem - ale gdzieś w dalszej części sezonu, kiedy już będzie wiadomo, kto w drużynie jest silniejszy, a kto słabszy. Teraz trzeba trochę zgadywać - a przynajmniej w większości drużyn, bo u nas sprawa była raczej jasna.

Skokinarciarskie.pl: Na jaką pozycję Polska może liczyć w rywalizacji drużynowej?

H.L.: Jeśli konkurs będzie naprawdę dobry, a nie przypadkowy, czyli jeśli jury będzie dobrze pracować, to mamy duże możliwości. O zwycięstwo raczej walczyć nie będziemy, ponieważ Austriacy od wielu lat są niezmiernie silni i nie wiem, czy jakakolwiek drużyna może myśleć o ich pokonaniu. Będziemy więc walczyć z pozostałymi ekipami o miejsca 2-6: z Norwegią, Finlandią, Rosją, Słowenią, Niemcami, Japonią. Nie sądzę, byśmy w tej grupie musieli być ostatni.

Skokinarciarskie.pl: Czy zatem o zwycięstwo walczymy w konkursie indywidualnym?

H.L.: Tak. Sądzę, że czterech-pięciu zawodników może rywalizować o wygraną. Nie zdradzę ich nazwisk, ale zobaczymy ich w seriach treningowych i konkursie drużynowym. Ze dwóch Austriaków, dwóch Skandynawów i Adam - jeśli zawody będą sprawiedliwe.

Skokinarciarskie.pl: Dziękujemy za rozmowę.




Tekst - Katarzyna Clio Gucewicz, zdjęcia Elżbieta "Elken" Jalowska.