W minionym tygodniu polska reprezentacja - w składzie Marcin Bachleda, Stefan Hula, Adam Małysz, Robert Mateja, Kamil Stoch, Rafał Śliż oraz Piotr Żyła - trenowała na skoczni Ruka w Kuusamo. Nad przebiegiem zgrupowania czuwał trener Hannu Lepistö oraz jego dwaj asystenci, Łukasz Kruczek i Zbigniew Klimowski. Warunki nie należały do najlepszych, ale zawodnikom udało się oddać przyzwoitą ilość skoków, zaś nam - porozmawiać z trenerem Lepistö. Zapraszamy do czytania!



Skokinarciarskie.pl: Dlaczego Kuusamo?
Hannu Lepistö: To dobra skocznia, nadaje się do ćwiczeń. Już wcześniej bywałem tutaj z różnymi ekipami, więc po prostu znam ją i lubię. Właściwie jest to pierwsze zgrupowanie, podczas którego tak mocno wieje. Nie mieliśmy szczęścia, przyjechaliśmy w poniedziałek i wieje niemal cały czas. Ranki i wieczory były jednak spokojniejsze i wtedy zawodnicy trenowali na skoczni.

Skokinarciarskie.pl: Z pewnością miałeś dużo ofert - dlaczego zdecydowałeś się szkolić właśnie Polaków?

H.L.: Zimą dostałem ofertę pracy z Polski i ostatecznie skończyło się tak, że ją przyjąłem. Polska jest bardzo interesującym krajem, jeśli chodzi o skoki, i liczącym się w świecie skoków narciarskich.

Skokinarciarskie.pl: Nie boisz się? W Polsce krytyka opinii publicznej jest bardzo silna, odkąd skoki narciarskie znalazły się w centrum zainteresowania. Jesteś w dodatku obcokrajowcem, twój poprzednik Heinz Kuttin "wytrzymał" tylko dwa lata...

H.L.: Właściwie wszędzie jest tak, że na trenerze skupia się cała krytyka i to trenera obwinia się o niepowodzenia, więc staram się tym nie przejmować i robić swoje.

Skokinarciarskie.pl: Jakie zmiany organizacyjne zostały wprowadzone do systemu treningowego?

H.L.: Jestem obecny tylko na zgrupowaniach i wydaje mi się, że nie jest to zły system, Mika Kojonkoski to samo robi z Norwegami. Program treningów układamy wspólnie, a za jego realizację odpowiadają moi asystencji: Łukasz Kruczek i Zbigniew Klimowski. Oni pełnią nadzór nad codziennymi przygotowaniami.

Skokinarciarskie.pl: Jak się układa współpraca z kadrą? Jakie problemy napotykasz jako trener reprezentacji Polski?

H.L.: Oczywiście problemem jest język, na tej płaszczyźnie zdarzają się trudności, ale zawsze wszystko wyjaśniamy prędzej czy później. Skoczkowie znają języki obce, Adam, Kamil, Piotr i Stefan mówią po niemiecku, którym i ja władam, więc jest dobrze. Tak samo jest z trenerami.

Skokinarciarskie.pl: Jak widzisz naszą reprezentację? Czy jest możliwe zbudowanie dobrej drużyny na przykład na zbliżające się Mistrzostwa Świata w Sapporo?

H.L.: Możliwość oczywiście istnieje. Chłopcy mają potencjał, który zamierzam rozwinąć i wykorzystać.

Skokinarciarskie.pl: Jakie są najbliższe plany kadry?

H.L.: W przyszłym tygodniu rozpoczyna się Letnia Grand Prix. Postanowiliśmy, że w każdym konkursie Polska będzie reprezentowana. Mamy prawo wystawić czterech zawodników. Wiemy też, że Adam nie będzie startował w całym cyklu. Po zawodach w Zakopanem zostajemy na tygodniowe zgrupowanie.

Skokinarciarskie.pl: Jakie masz stanowisko wobec współpracy z naukowcami? Współtwórcami sukcesów Adama Małysza byli profesor Żołądź i doktor Blecharz, sam Adam był chętny do kontynuacji...

H.L.: Uważam, że to bardzo dobry pomysł, i mamy w planach taką współpracę. Ważne jest, by obie strony były zainteresowane.

Skokinarciarskie.pl: Nie planujesz sprowadzić specjalistów z Finlandii?

H.L.: Nie, jestem jedynym Finem w polskiej kadrze i tak zostanie. Moim zadaniem jest stworzyć w Polsce konkretny system. Mam dwuletni kontrakt i nie myślę na razie nad dłuższym okresem.

Skokinarciarskie.pl: Pracowałeś między innymi jako szkoleniowiec Włochów. Jak ci się to udało, skoro Skandynawowie a Południowcy to kompletnie różni ludzie, odmienne charaktery. Nie przeżyłeś jakiegoś szoku kulturowego?

H.L.: Z Włochami pracowałem dwukrotnie. Pierwszy raz miał miejsce w roku 85, kiedy jeszcze byłem młody. Szoku nie przeżyłem, ale musiałem się bardzo wielu rzeczy nauczyć. Musiałem być otwarty i byłem. Kiedy ponownie objąłem posadę trenera Włochów, dwa lata temu, wracałem do znanego miejsca i znanych ludzi. A sami skoczkowie to dobrzy chłopcy.

Skokinarciarskie.pl: Jaki masz stosunek do skoków kobiet, o których mówi się coraz więcej?

H.L.: Nie jestem wielkim zwolennikiem. Uważam, że skoki narciarskie są specyficzną dyscypliną, ciężką, a także niebezpieczną dla osób, które jej dobrze nie znają. Według mnie nie ma w skokach wielu naprawdę dobrych dziewcząt czy kobiet, zawsze więc istnieje podwyższone ryzyko. Trzeba też pamiętać, że w skokach wszystko wiąże się z prędkością. Kobiety osiągają mniejsze prędkości na progu, więc by skoczyć tyle samo co mężczyźni, muszą startować z dłuższego najazdu. Daniela Iraschko skacze tak daleko jak mężczyźni, ponad 200 metrów na obiektach mamucich, ale ma znacznie większe prędkości na progu. Myślę, że skoki kobiet nigdy nie zdobędą takiej popularności jak skoki mężczyzn. Z drugiej strony gdyby był sprawny system, który umożliwiałby dziewczętom trenowanie na takich samych zasadach jak chłopcom - czyli od najwcześniejszych lat, wyłapywanie talentów i tak dalej - skoki dziewcząt miałyby szansę się rozwinąć, byłyby bezpieczniejsze i może wtedy bym się do nich przekonał.

Skokinarciarskie.pl: Na koniec pytanie bardziej osobiste - czym się zajmujesz na co dzień, co lubisz robić, jak wygląda twoje życie rodzinne?

H.L.: Mieszkam w Lahti. Mam jednego syna, Kalle, który pracuje dla fińskiego EuroSportu. Moje zainteresowania? Mam pięć koni wyścigowych. Bardzo lubię wędkować.

Skokinarciarskie.pl: A golf?

H.L.: Nie grywam.

Skokinarciarskie.pl: Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę powodzenia.



Rozmawiała Katarzyna "Clio" Gucewicz, zdjęcia - Elżbieta Jalowska.