Karl Geiger, który w grudniu został mistrzem świata w lotach, dziś udowodnił, że wcale nie stracił swoich umiejętności na obiektach normalnych - zdobył srebrny medal, przegrywając tylko z Piotrem Żyłą.
Medal na skoczni mamuciej, medal na obiekcie normalnym... Wydaje się, że dla Karla Geigera rozmiar nie ma znaczenia - drugie w tym sezonie mistrzostwa świata zakończy z przynajmniej jednym miejscem na podium.

- Taki wynik to niespodzianka, nie widziałem siebie dzisiaj w roli medalisty - aż brak mi słów - powiedział Niemiec. - Jestem niesamowicie dumny i przejęty tą drugą lokatą.

Geiger na półmetku rywalizacji był czwarty z minimalną stratą do rywali, a w finale udanie zaatakował podium:

- Oddałem dwa bardzo dobre skoki. W drugiej serii pomyślałem, że kładę wszystko na jedną kartę - zaryzykowałem, zmieniając coś w technice, równie dobrze mogło zakończyć się dużo gorzej.

Niemiec jutro będzie bronić mistrzostwa świata z Seefeld, więc prawdziwe celebrowanie dzisiejszego sukcesu musi odłożyć na później:

- Jutro mamy konkurs drużyn mieszanych, po którym będziemy świętować na całego, ale myślę, że już dziś mogę sobie pozwolić na piwo.

Radość kolegi podziela Markus Eisenbichler, wcześniej wymieniany jako jeden z faworytów sobotniego konkursu:

- Jestem niesamowicie szczęśliwy, że Karl zdobył medal. Nie spodziewałem się tego, ale wszystko zagrało na jego korzyść - skomentował Eisenbichler. - Niestety inaczej było w moim przypadku. Źle poszło mi już w pierwszej serii - nie miałem najlepszych warunków, a gdy tyle tracisz, to robi się ciężko. W finale atakowałem, ale nic z tego nie wyszło.

Ulgę z pewnością poczuł trener Niemców, Stefan Horngacher:

- Bardzo się cieszę, że zdobyliśmy medal już w pierwszych zawodach. Karl skakał dziś naprawdę dobrze, a jego próba w drugiej serii to była prawdziwa bomba! - pochwalił podopiecznego.

W niedzielę Geiger stanie na starcie mikstu wraz z Kathariną Althaus, Markusem Eisenbichlerem i Anną Rupprecht.