Po wczorajszym sukcesie Polaków Michal Doležal wydawał się być w niemałym szoku. Nic dziwnego - opiekuje się zwycięzcami dwóch ostatnich konkursów Pucharu Świata i aktualnymi liderami Pucharu Narodów...
Oba tegoroczne konkursy Pucharu Świata przyniosły Polakom wygrane, sporo punktów do klasyfikacji generalnej i prowadzenie w Pucharze Narodów. Szkoleniowiec naszych reprezentantów był, rzecz jasna, bardzo zadowolony, ale też trochę zaskoczony...

- To wydawało się prawie niemożliwe... Powtórzyliśmy miejsca z Garmisch, choć w innym układzie. Wszyscy zrobili swoją robotę, Kamil trochę lepszą - nie ma co dodawać. Mówiłem, że którykolwiek z tych trzech zawodników jest w stanie wygrać - Dawid i Kamil już to pokazali, Piotrek też może to zrobić - chwalił swoich podopiecznych.

Czech zatem spodziewał się wysokiej formy Stocha, Kubackiego i Żyły, jednak mimo wszystko chyba nie do końca wierzył w aż takie wyniki:

- Gdyby przed Garmisch ktoś powiedział, że tak będzie, bardzo bym się cieszył. Z drugiej strony wiedzieliśmy, że jeśli wszystko będzie się układało, to tę trójkę na to stać. Te dwa konkursy były dla nas niesamowite, brak słów.

A jeszcze tydzień temu wiele wskazywało na to, że Polacy nie będą się liczyć w 69. Turnieju Czterech Skoczni...

- Super, że te zawody tak się ułożyły. Dziękuję wszystkim - za to, że mogliśmy w ogóle wystartować w Turnieju. Początek był trochę ciężki, teraz mamy satysfakcję.

Szkoleniowiec jednocześnie zapewnia, że nasi reprezentanci nie powinni tej satysfakcji zanadto okazywać...

- Chęć udowodnienia czegoś może być niebezpieczna, zwracałem na to uwagę już od Oberstdorfu. Robimy swoją robotę. Wszyscy wierzą w to, co robimy. Dziękuję tym, którzy pracowali, żebyśmy wystartowali w tym Turnieju. Było warto, pokazaliśmy, że bez nas ten Turniej by nie był tyle wart.

W tej chwili w gronie podopiecznych Doležala jest czterech zawodników z czołowej dziesiątki klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni - w tym lider i wicelider. Do zakończenia mamy jeszcze jeden konkurs - niby tylko jeden, ale jednak AŻ jeden:

- Pozostały jeszcze dwa skoki, a w Bischofshofen jest duża skocznia - tam mogą być duże różnice. Musimy walczyć do końca. Wiemy, na co nas stać; musimy wykonywać swoją robotę i nie patrzeć na to, co jest dookoła. Na końcu będziemy mogli się cieszyć - zakończył optymistycznie.