Wygrana w Klingenthal jest pierwszym zwycięstwem polskich skoczków od czasu, kiedy ich głównym szkoleniowcem został Michal Doležal. Czech cieszy się, ale nie czuje, by był to przełom...
Wielu kibiców odetchnęło po triumfie Polaków, bowiem ostatnie tygodnie nie były dla naszych skoczków najłatwiejsze. Ulgę po konkursie poczuł też Michal Doležal, jednak z innego powodu:

- Odetchnąłem, bo zawsze przy takiej walce do końca serce bije mocniej - przyznał Czech, któremu jednak nie spadł kamień z serca: - Wiedzieliśmy, że na to nas stać. Dzisiaj pokazaliśmy, że jesteśmy najlepszą drużyną. Cały czas to wiedzieliśmy, bo dobrze trenowaliśmy - ale dopóki nie mamy tego na papierze papierze, to trzeba walczyć, pokazać to.

Zdaniem Czecha w poprzednich konkursach szyki Polakom pokrzyżowała głównie pogoda (choć błędy po stronie skoczków też się pojawiały):

- Wczoraj stwierdziłem, że przestajemy patrzeć na prognozy, warunki i skupimy się w 100% na naszych skokach, bo to jest najważniejsze. Dziś poszło to w dobrym kierunku.

Szkoleniowiec jest zadowolony ze swoich podopiecznych, zwłaszcza z Piotra Żyły i Dawida Kubackiego:

- Wczoraj u Piotrka była jeszcze minimalna rezerwa w pozycji dojazdowej, dzisiaj to wyeliminował i oba skoki były bardzo dobre. W drugiej serii jedynie lądowanie mogło być lepsze - ocenił trener, który przed ostatnim skokiem konkursu nie odczuwał szczególnego niepokoju. - Byłem dość spokojny, bo przewaga była. Dawid jeszcze ją powiększył. To były skoki prawie takie, jak latem. Teraz więcej takich skoków i przyjdzie pewność siebie.

Warto zaznaczyć, że Doležal nie traktuje dzisiejszego triumfu jako pierwszej wygranej zespołu pod jego sterami. Nic dziwnego - w ostatnich latach, gdy Polacy wielokrotnie triumfowali, był członkiem tej ekipy:

- Drużyna razem wygrywa, drużyna razem przegrywa - zaznaczył, używając popularnego, ale prawdziwego sloganu.