Ponad trzydzieści lat po tym, jak drugie miejsca w Innsbrucku zajmował Hroar Stjernen, w tym samym miejscu na podium stanął jego syn Andreas. Norweg ma duże szanse na czołową trójkę Turnieju Czterech Skoczni.
Stjernen, dla którego początek zimy nie był zbyt udany, od rozpoczęcia niemiecko-austriackiej imprezy spisywał się nieźle. W Oberstdorfie otarł się o podium, w Ga-Pa był dziesiąty, wreszcie w Innsbrucku stanął na "pudle". Tym samym trzydziestolatek powtórzył osiągnięcie swojego ojca, który na Bergisel dwukrotnie był drugi - w 1986 i 1987 roku.

- Oczywiście, bardzo się cieszę - to moje pierwsze podium w zawodach Turnieju Czterech Skoczni, jestem z tego bardzo dumny - przyznał po konkursie Stjernen junior.

Przed nami jeszcze konkurs w Bischofshofen - tam Hroar Stjernen w 1985 roku zwyciężył. Syn nie jest przekonany, że zdoła pójść w ślady ojca, ale liczy na kolejny dobry rezultat.

- Kobayashi skacze w zupełnie innej lidze i nie wierzę, że można go w tej chwili pokonać. Ale drugie albo trzecie miejsce jest w zasięgu - zaznaczył. - Zrobię, co się da. Razem z trenerem przeanalizujemy nagrania z moimi skokami i zobaczymy, co możemy zmienić. Nie skupiam się jednak na walce o podium.

Może Norweg, wzorem Japończyka, powinien nie tylko oglądać własne skoki, ale też podpatrzeć pewne wzorce w skokach lidera Pucharu Świata?

- Oczywiście, oglądałem nagrania z próbami Ryoyu - skacze świetnie. Największe wrażenie zrobił znany z YouTube skok z Sapporo, w którym przeskoczył skocznię - przypomniał Stjernen.