W ostatnich tygodniach stało się jasne, że o czwarte miejsce w drużynie na igrzyskach powalczą prawdopodobnie Piotr Żyła i Maciej Kot. Po sobotnim konkursie w Willingen bliżej powołania jest wiślanin...
Jeszcze w Zakopanem wydawało się, że Maciej Kot powraca do wysokiej dyspozycji, a Piotr Żyła nie odnalazł formy choćby z ubiegłego sezonu. Wczoraj i dziś to jednak wiślanin był wyraźnie lepszy...

- Jestem zadowolony ze skoków, były lepsze niż wczoraj. Zwłaszcza ostatni wydawał się bardzo fajny, gdyby było trochę powietrza, to bym odleciał - mówił uśmiechnięty Polak po konkursie.

Podczas konkursów w Zakopanem wielu obserwatorów zauważyło problemy Żyły na rozbiegu...

- Cały czas pracujemy, dużo czasu poświęciliśmy pozycji najazdowej - i widać efekty - przyznał Żyła, który nie skupia się wyłącznie na igrzyskach w Pjongczangu. - Od początku zimy pracujemy po to, aby było dobrze nie tylko na igrzyskach, ale przez cały sezon. Raz jest lepiej, raz gorzej. Super w tym sezonie jeszcze nie było, mam więc nadzieję, że niedługo będzie dużo lepiej - powiedział trzynasty skoczek sobotniego konkursu.

Dziewięć pozycji niżej zakończył dzisiejszą rywalizację Maciej Kot:

- Ciężko ocenić ten konkurs pod względem wyniku. Pod względem zmian jest lepiej, ale nie przyniosło to oczekiwanego efektu. Wczoraj szwankowała pozycja dojazdowa - dziś była lepsza, prędkość również, ale czucie nie jest jeszcze odpowiednie - tłumaczy zakopiańczyk.

Po udanych startach na Wielkiej Krokwi teraz Kotowi przyszło się zmierzyć z Mühlenkopfschanze, co jest pewnym utrudnieniem:

- To specyficzna skocznia, tutaj każdy błąd na dojeździe, na progu czy zaraz za progiem jest mnożony razy dwa. Tu trzeba bardzo dobrze przelecieć nad bulą, a każdy błąd to dziesięć metrów w plecy. Bardzo ciężko tu poprawiać błędy, więc nie jest mi łatwo. Ale walczę.

Może lepiej pójdzie w Pjongczangu, gdzie rok temu Kot zwyciężył?

- Dziś nie myślę o igrzyskach, a o tych zawodach. To kwestia chłodnej analizy i wykonania roboty. Kiedy ciężko się pracuje, a nie widać rezultatów, trudno to zaakceptować - zakończył nieco poirytowany Kot.