Norwegia miała aż czterech skoczków w czołowej dziesiątce końcowej klasyfikacji Turnieju Czterech Skoczni. Zwycięstwa zabrakło, ale Anders Fannemel po raz pierwszy stanął na podium tej prestiżowej imprezy...
- To mój szósty Turniej Czterech Skoczni, miałem więc już okazję widzieć, jak inni cieszą się z sukcesu. Świetnie, że przyszedł czas na to, bym i ja świętował - mówił wyraźnie zadowolony były rekordzista świata w długości lotu.

Fannemel zaczął się liczyć w walce o podium po konkursie w Garmisch-Partenkirchen, w którym przegrał tylko z Kamilem Stochem i Richardem Freitagiem. Po szesnastej lokacie w Innsbrucku wydawało się, że TOP3 jest poza zasięgiem Norwega, ale drugie miejsce w Bischofshofen pozwoliło mu wejść na podium. Czwartego Junshiro Kobayashiego Fannemel pokonał zaledwie o 0,2 punktu.

- Cieszę się, że stanąłem na podium - zarówno konkursu w Bischofshofen, jak całego Turnieju. To dla mnie trochę zaskakujące, że znalazłem się w czołowej trójce klasyfikacji generalnej. Po Innsbrucku wciąż sporo traciłem, więc awans do czołowej trójki wydawał się trudny - przyznał Fannemel.

Swojego podopiecznego, jak i jego kolegów z reprezentacji, chwali trener Alexander Stöckl:

- Turniej Czterech Skoczni już za nami, bardzo cieszę się z występu mojej drużyny. Anders Fannemel jest naszym bohaterem - zdołał awansować na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej - ocenił szkoleniowiec, dodając: - Chłopcy pokazywali ekstremalnie dobre skoki, ale były to tylko pojedyncze próby - brakowało stabilności niezbędnej do walki o zwycięstwo. Mimo wszystko jest coraz lepiej. Teraz czekamy na loty na Kulm i mistrzostwa świata w Oberstdorfie - zakończył.