Biorąc pod uwagę odległości uzyskiwane w obu seriach, wczoraj w Klingenthal to Kamil Stoch latał najdalej ze wszystkich. Tym samym znacząco przyczynił się do zwycięstwa polskiej drużyny...
Skoki Stocha wreszcie zaczęły przypominać te sprzed dwóch lat, kiedy zdobywał Puchar Świata i dwa złote medale olimpijskie. Wczoraj Polak lądował na 139. i 140. metrze.

- Czuję się wspaniale. Moja forma jest bardzo dobra, a skoki równe i na wysokim poziomie. Teraz znów cieszę się skokami jak dawniej - mówił rozentuzjazmowany Stoch. - To był świetny dzień dla polskich skoków. To wynik ciężkiej pracy całego sztabu szkoleniowego i nas samych. Każdy oddał skoki na dobrym poziomie i to wystarczyło na zwycięstwo.

Nasz skoczek podkreślał, że o ile w konkursie indywidualnym sukces czy porażka dotyczą tylko jego samego, to w rywalizacji zespołowej obciążenie psychiczne jest inne:

- Zwycięstwo w drużynówce smakuje zupełnie inaczej niż w konkursie indywidualnym. Odpowiedzialność jest znaczne większa. W konkursie drużynowym wszystkie punkty idą do jednego wora - stwierdził, przyznając, że emocje związane z ostatnim skokiem Macieja Kota były ogromne: - Wiedzieliśmy, że jest w dobrej dyspozycji i wystarczy, że zrobi swoje, a będziemy zwycięzcami - zakończył.