Słoweńcy, wygrywając wszystkie konkursy, byli w Norwegii bezkonkurencyjni. Mimo że gospodarze starali się jak mogli, nie udało im się pokonać Petra Prevca. Ten, odnosząc jedenasty triumf w sezonie, dorównał wyczynom Adama Małysza i Martina Schmitta.
- To był dla mnie niesamowity konkurs; szczególnie drugi skok, bo był trochę niebezpieczny. Chciałem polecieć tak daleko jak to tylko możliwe i zapomniałem, jak się ląduje. Dla naszej drużyny wspaniały był nie tylko weekend w Vikersund, ale wszystkie konkursy w Norwegii - odnieśliśmy pięć zwycięstw. Mam tylko nadzieję, że Norwegowie nas za to nie znienawidzą - żartował po konkursie Peter Prevc.

Dokładnie rok temu na skoczni w Vikersund wylądował na 250. metrze, nie mając problemu z lądowaniem; a dzisiaj skoku na odległość 249 metrów nie był w stanie zakończyć poprawnym lądowaniem...

- Chciałem po prostu wyciągnąć ten skok jak tylko się da. Różnica w porównaniu do ubiegłego roku była w prędkości. Teraz trzeba było szybko wylądować, bo byłem już bardzo blisko ziemi. Musiałem błyskawicznie zbliżyć narty, dlatego zrobiło się trochę niebezpiecznie. Wiedziałem, że to nie będzie rekord, ale zdawałem sobie sprawę, że był to lot w okolice 250. metra. Można powiedzieć, że wczorajsza druga próba była lepsza niż dzisiejsza. Myślę, że dzisiaj miałem w drugiej serii trochę szczęścia do warunków - i dlatego mogłem skoczyć znacznie dalej niż reszta, w przeciwieństwie do wczoraj, kiedy udał mi się bardzo dobry skok - ocenił 23-latek.

Dla Prevca to jedenaste zwycięstwo w sezonie. Tym samym Słoweniec zrównał się z Adamem Małyszem i Martinem Schmittem pod względem wygranych w Pucharze Świata w ciągu jednej zimy.

- Nie wiedziałem o tym. Super, że zwycięstwa tak się kumulują. Mam nadzieję, że uda mi się kontynuować takie występy, i że będę dalej skupiony na skokach, a nie na liczbach.

Kolega z drużyny lidera klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, dzisiejszy jubilat Jurij Tepeš, wciąż odczuwa skutki piątkowego upadku - jednak i tak jest zadowolony ze swoich występów.

- To był prawie mój najlepszy wynik w tym roku, dlatego i dzisiaj chciałem startować, mimo że już w kwalifikacjach nie czułem się dobrze. Wszystko było dziś na granicy. Dla mnie prawdziwe zawody zakończyły się w piątek, tym upadkiem. Skocznia mi się podoba, ale coś mi nie leży, dodatkowo przez ten upadek nie byłem w stuprocentowej formie.

Słoweniec po swojej drugiej próbie w konkursie prawie położył się na śniegu po lądowaniu - okazało się, że miał zawroty głowy...

- Największym problemem jest głowa. Trochę mi się kręci w głowie. Podczas ostatniego skoku bardzo mi się zakręciło... Boli mnie szyja, plecy, nogi... nawet więcej rzeczy, a ten ból powiększa się; również z głową nie jest wszystko w pełni dobrze. Muszę trochę odpocząć. Konkurs był bardzo nerwowy, zwłaszcza że to mamut. Zrobiłem dokładnie to, czego po takim upadku nie powinno się robić. Muszę teraz w domu odpocząć. Mam nadzieję, że będę w stanie normalnie skakać w Lahti.

27-latek przyznaje, że nawet nie do końca mógł w pełni cieszyć się swoją próbą na odległość 241,5 metra.

- Po wylądowaniu byłem naprawdę zadowolony, ale potem szybko rzeczywistość zapukała do drzwi. Bardzo szybko osłabłem, ale cieszę się, że tak to wszystko się ułożyło.