W tym sezonie przywykliśmy do zwycięstw Słoweńca, jednak po raz pierwszy na najwyższym stopniu podium stanął nie Peter Prevc, a jego kolega z drużyny - Robert Kranjec. Wszystko wskazuje, że inny podopieczny Gorana Janusa, wczorajszy pechowiec Jurij Tepeš, nie odniósł poważniejszej kontuzji.
- Jestem całkowicie zaskoczony, bo oddałem tylko jeden skok treningowy, który był mocno spóźniony, nie byłem nim zachwycony. Kiedy po pierwszej serii byłem tak wysoko, starałem się zebrać i oddać jeszcze jeden skok. Jestem zadowolony, szczególnie dlatego, że udało mi się wygrać w urodziny mojej żony. Zwycięstwo dedykuję jej, super się to ułożyło.

Skocznia w Vikersund wiąże się z miłymi wspomnieniami dla Roberta Kranjca - to właśnie tutaj w 2012 roku sięgnął po tytuł mistrza świata w lotach narciarskich. Jednak jak przyznaje Słoweniec, nie tylko obiekt ma wpływ na sukces.

- Wszystko zależy od tego, jak skaczę. W ubiegłym roku nie zdobyłem ani jednego punktu. Również teraz widzieliśmy kilka nieszczęśliwych, krótkich skoków. To jest bardzo wymagająca skocznia - jeśli zrobisz najmniejszy błąd, od razu wylądujesz na setnym metrze.

Zdaniem wielu obserwatorów warunki w pierwszym konkursie lotów w Vikersund były dalekie od idealnych. Według Roberta Kranjca nie było z nimi tak źle:

- Na zawodach, kiedy jesteś na górze skoczni, nie bardzo zajmujesz się warunkami. Zazwyczaj jest tak, że na warunki patrzysz dopiero po tym jak skoczysz - i dopiero wtedy okazuje się, czy były lepsze, czy gorsze. Tak to jest. To sport na świeżym powietrzu. Patrzymy na to, że padał śnieg, ale nikomu to nie przeszkadzało; może w telewizji wyglądało to inaczej. Śnieg był tak drobny, że nawet nie zalegał w torach, bo dobrze się topił - wyjaśniał Kranjec.

Najstarszy zawodnik słoweńskiej ekipy dzisiaj wystąpi w plastronie lidera klasyfikacji lotów. Po raz pierwszy od długiego czasu w piątek poza podium znalazł się Peter Prevc.

- Muszę co nieco poprawić na progu i może będę wyżej. Mogliśmy zobaczyć, że różnice są niewielkie; trzeba być po prostu świetnym - tak jak zrobił to Robi. Skok próbny może był za dobry, za bardzo optymistyczny i potem głowa chciała za dużo. W obu skokach wkradł mi się mały błąd, a to na mamucie dużo kosztuje. W drugiej części lotu nie miałem wystarczającej szybkości, co zabiera 10-20 metrów. Mimo tych błędów byłem czwarty, więc jestem zadowolony - powiedział po zawodach lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Oczywiście w Vikersund wszyscy zastanawiają się, czy padnie tam nowy rekord w długości skoku:

- Skocznia jest przygotowana wspaniale. Wszyscy mnie pytają, czy pobicie rekordu jest możliwe, czy nie - najlepiej gdyby ktoś pojechał na górę i spróbował, czy to możliwe. Tak będzie najlepiej. Zawsze podkreślam, że na rekord musi złożyć się wiele czynników. Musi udać się perfekcyjny skok, trzeba mieć dobre warunki. Jeśli ktoś bezpiecznie skacze 240 metrów, to trzeba powiedzieć, że mógłby i 250. Nie było większych problemów przy lądowaniu.

Szkoleniowiec Słoweńców miał wczoraj sporo powodów do zadowolenia:

- To nie było tylko fantastyczne, to było po prostu wymarzone. Cieszę się, że Robi odblokował się i oddał dwa fenomenalne skoki. To jest to, czego potrzeba do zwycięstwa. Również drużynowo osiągnęliśmy sukces. Gratulacje dla Petra, Jurija i Jaki. Z Jurijem wszystko dobrze, co najważniejsze w tej chwili - powiedział Goran Janus.

Jurij Tepeš po pechowym upadku, w którym mocno się poobijał uderzając głową o zeskok, został przewieziony do szpitala, uskarżał się na zawroty głowy.

- Jurij po zawodach był w szpitalu, przeprowadzono dokładne badania. Wykonano zdjęcia głowy, kolana, sprawdzono krew. Na szczęście wszystko jest w porządku. Jest obolały po tym upadku; zobaczymy, jak będzie z nim dzisiaj - poinformował Nejc Frank, asystent Gorana Janusa.