Teatrem jednej aktorki można było nazwać dzisiejsze zmagania pań w zawodach Pucharu Świata w Sapporo. Sara Takanashi, Ema Klinec i Daniela Iraschko-Stolz były zadowolone ze swoich skoków.
- Bardzo się cieszę, że udało mi się zwyciężyć na własnej ziemi - mówiła po konkursie Takanashi, dla której był to już piąty pucharowy triumf w Sapporo i dziesiąty w Japonii. - Jestem zadowolona z mojego występu, ta wygrana wiele dla mnie znaczy.

O ile Japonka jest już przyzwyczajona do stawania na podium, to dla drugiej Emy Klinec było to pierwsze "pudło" PŚ w karierze. Słowenka twierdzi, że jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa:

- Cieszę się, że tak mi poszło, choć wiem, że mogłam skakać trochę lepiej - przyznała. - Byłam zaskoczona tak dobrymi warunkami. Wiatr nie sprawiał dziś zbyt dużych problemów.

Na najniższym stopniu podium stanęła Daniela Iraschko-Stolz. Austriaczka obecnie plasuje się na drugim miejscu w klasyfikacji generalnej PŚ:

- Ten wynik cieszy, ale wciąż nie osiągnęłam swojej najlepszej formy - martwi się zawodniczka, która tej zimy zwyciężyła raz - w Niżnym Tagile. - W tej chwili czuję się, jak bym miała gumę do żucia pod stopami. Już wkrótce czekają nas starty na moich ulubionych skoczniach - mam nadzieję, że wtedy zbliżę się do Sary - zapowiedziała.