Weekend w Lillehammer zdecydowanie zdominowali reprezentanci Norwegii. Pod wrażeniem występów swoich rodaków był Bjørn Einar Romøren...
- Oczywiście nie znam szczegółów dotyczących treningów kadry, nie jestem też ekspertem, ale z punktu widzenia byłego skoczka mogę powiedzieć, że forma drużyny wygląda na bardzo dobrą. To jest świetny, zgrany zespół.

Dużo czasu upłynęło, od kiedy Norweg zwyciężył w Lillehammer. Ostatnim, który tego dokonał, był w marcu 2004 roku Roar Ljøkelsøy. W sezonie 2014/2015 żaden z Norwegów nie wygrał na własnej ziemi.

- W tym sezonie obraliśmy sobie taki szczególny cel - zwyciężać we własnym kraju. W zeszłym roku nie udało się nam wygrać żadnych zawodów u siebie. W tym roku mamy wiele okazji, bo na naszych obiektach odbędzie się aż dziewięć konkursów Pucharu Świata - powiedział Romøren.

Miniony weekend kadra niewątpliwie zaliczy do udanych - bilans po trzech dniach zawodów obejmuje trzecie miejsce Maren Lundby w konkursie pań, podium Gangnesa i Stjernena w sobotę, trzecią lokatę Forfanga w niedzielę i wreszcie wisienkę na torcie w postaci zwycięstwa Gangnesa.

- Już widać różnicę w stosunku do zeszłego sezonu. Miejsce na podium podczas zawodów kobiet, potem dwukrotnie w konkursach mężczyzn, no i oczywiście najważniejsze - niedzielna wygrana. To wymagało ciężkiej pracy, więc jesteśmy bardzo dumni z naszej drużyny - podsumował były skoczek.

Kadra nigdy nie była mocna na własnych obiektach. Trzema ostatnimi zwycięzcami do tej pory byli Anders Bardal (Trondheim 2014), Johan Remen Evensen (Vikersund 2011) i Anders Jacobsen (Vikersund 2007). Statystyki nie przemawiają więc na korzyść Norwegów.

- Nie rozumiem, dlaczego nie udawało nam się wcześniej osiągać sukcesów na własnych obiektach. Przecież powinniśmy je dobrze znać. Z jakiegoś powodu zawody w Norwegii były naszą piętą Achillesową. Patrząc więc na wyniki, wniosek jest jeden: w tym sezonie jesteśmy lepiej przygotowani - zakończył.