Polscy skoczkowie wyruszyli do Lillehammer z pozytywnym nastawieniem. Powody do optymizmu dał im środowy trening na zakopiańskiej Wielkiej Krokwi.
Początkowo w planach były aż trzy dni treningowe, skończyło się na jednym.

- Cała moja siódemka była bardzo zmęczona niedzielną podróżą z Kuusamo, więc nie byłoby zbyt rozsądnym zmuszanie ich już dzień później do pracy na skoczni. We wtorek wiało, w środę natomiast udało się poskakać pełnym składem kadr A, B i C. To cieszy, bo w Europie jest mało tak dobrze przygotowanych miejsc, a i warunki były niemal doskonałe - cieszył się trener Łukasz Kruczek.

- Przede wszystkim udało się skoczyć. Trochę przeszkadzał nam wiatr, ale nie był tak porywisty jak w Ruce. Zdarzało się, że musieliśmy robić przerwy, ale i tak jestem zadowolony - dodał. - Gdyby nie odwołano zawodów w Kuusamo, można by było powiedzieć, że ten trening niekoniecznie był potrzebny. Ale gdy przesiedziało się dwa tygodnie - bo i w Klingenthal odwołano treningi - to była wewnętrzna potrzeba, aby wrócić na skocznię.

Jak szkoleniowiec ocenia próby swoich podopiecznych?

- Wystarczyły trzy-cztery skoki, żeby znów wszystko funkcjonowało jak należy. Nikt jednak nie miał całego treningu na wysokim poziomie, ale zawodnicy wyglądali dobrze. A na ile dobrze - zobaczymy podczas zawodów. Mając siedmiu zawodników z takim potencjałem przynajmniej czwórka powinna punktować - podsumował.