"W Polsce może powstać kilka nowoczesnych skoczni narciarskich, gdzie mogliby trenować następcy Adama Małysza" - mówi Eddie Federer, menedżer Małysza. Ale jak to zrobić? Przecież PZN nie ma pieniędzy. Czy Małysz wraz ze swoim sukcesem przyniesie do nich kasę? Polskie skocznie są w opłakanym stanie. Dobrym przykładem jest skocznia w Chochołowie, która służy jako punkt obserwacyjny Straży Granicznej, a pod skocznią w Warszawie już nawet nie ma giełdy narciarskiej. Aktualny certyfikat FIS, oprócz "Wielkiej Krokwi" w Zakopanem, posiada tylko przebudowana i odnowiona w ubieglym roku skocznia "Orlinek" w Karpaczu o punkcie K-85. W lutym tego roku odbyły się na tym obiekcie Mistrzostwa Świata Juniorów, które wygrał Veli-Matti Lindstroem. Modernizacja skoczni narciarskiej "Orlinek" im. Władysława Marusarza, polegała przede wszystkim na korekcie profilu zeskoku, dla uzyskania punktu krytycznego K-85. Osiągnięcie tego poziomu sprowadzało się do pogłębienia terenu o około 9 metrów, co z kolei wymagało przemieszczenia nie mniej niż 6000 m3 mas ziemnych. To wielkie przedsięwzięcie zakończyło się wydaniem przez FIS homologacji, ważnej do 31 grudnia 2005 roku. Skocznie wyposażono również w nowoczesną windę. W Karpaczu, oprócz najnowocześniejszego w Polsce Orlinka znajdują sie również dwie mniejsze, zaniedbane skocznie. Czy tylko te dwie mają szansę przetrwania w dobie ery Małysza? Byłoby głupotą, gdyby PZN nic w tym kierunku nie robił. Austriacki menedżer w imieniu Adama Małysza i PZNu negocjuje umowy z 3 wielkimi koncernami, które zamierzają sponsorować naszą kadrę skoczków, a także wyłożyć znaczne środki na rozwój tej dyscypliny w naszym kraju. Na razie panuje paradoskalna sytuacja. Chętnych do skakania jest wielu, ale nie mają dużych szans, by pójśc w ślady Adama. Problemem jest też brak wykwalifikowanych trenerów skoków narciarskich. Jak podaje PZN jest ich tylko 16. To kropla w morzu potrzeb. Czas pokaże czy będziemy mieli następców Adama Małysza. Teraz wszystko w rękach menedżerów i włodarzy polskiego sportu.