Po niezbyt udanym weekendzie w Finlandii austriaccy skoczkowie zmierzają do norweskiego Lillehammer. Gregor Schlierenzauer zapewnia, że z jego dyspozycją wszystko jest w jak najlepszym porządku...
- Niedawno zarzucono mi, że jestem lepszym fotografem niż skoczkiem narciarskich. Nie martwcie się - zawsze moją najważniejszą pracą będą skoki - przyznał 24-latek.

Zawody w Finlandii nie były udane dla Tyrolczyka. Sam zainteresowany jest spokojny o swoją formę.

- Mam wrażenie, że media są bardziej zaniepokojone moją dyspozycją niż ja. Sam wiem, że należy być cierpliwym. Znam swój cel. Heinz Kuttin i cały sztab szkoleniowy jest profesjonalny. Trzymamy się razem i jestem przekonany, że razem będziemy jeszcze osiągać sukcesy - zaznaczył.

Z dobrej strony na początku sezonu pokazali się Michael Hayboeck, Stefan Kraft i Andreas Kofler. Zwłaszcza mieszkaniec Linzu imponuje swoją formą.

- Dobrze pracowaliśmy w lecie. Po niektórych skoczkach już widać, że są gotowi do osiągania dobrych wyników. Wiem, że u mnie nie stanie się to z dnia na dzień. Wszyscy pracujemy bardzo ciężko, będą z tego korzyści - dodał.

Przed skoczkami weekend w norweskim Lillehammer. To miejsce, które Schlierenzauer darzy sentymentem, ponieważ to właśnie tutaj pierwszy raz wygrał konkurs Pucharu Świata.

- Bardzo lubię tę skocznię. To może być dla mnie przełomowy moment. Jestem optymistą. Należy być cierpliwym w drodze do postawionego sobie celu. Gdy sprawy nie idą tak jak chcesz, to i tak nic z tym nie zrobisz - ocenił.

Ostatnie kilka dni Austriacy spędzili w domu, gdzie mogli odbyć krótką regenerację w gronie najbliższych.

- W Austrii powoli czuć zimę. W mieście pojawiają się elementy świąt. Boże Narodzenie to dla mnie czas, kiedy mogę się uspokoić i zdystansować do wszystkiego. Na stole pojawiają się przysmaki kulinarne - zakończył z radością.