Zawody w Innsbrucku od samego początku stały pod dużym znakiem zapytania. Udało się jednak przeprowadzić pierwszą serię konkursu i wydawało się, że pomimo loteryjnych warunków odbędzie się i druga...
- Niemożliwe było zapewnienie równych warunków. Wiatr zmieniał kierunek. Widziałem, że było zbyt niebezpiecznie. Groźną sytuację miał Wolfgang Loitzl. Nie można kontrolować natury. Rekompensatami za wiatr próbujemy to wyrównać, ale wciąż to nie jest stuprocentowa rekompensata. Korzystniej jest skakać z wiatrem pod narty - tłumaczył asystent dyrektora Pucharu Świata Miran Tepeš.

Decyzja jury o odwołaniu drugiej serii, kiedy do końca zostało zaledwie dziewięć skoków, zdziwiła wielu sympatyków skoków:

- Sytuacja się zmieniła. Pojawił się problem z widocznością. Trudno było puścić najlepszych w gorszych warunkach. Mieliśmy już trochę opóźnień, więc ostatnia trójka musiałaby skakać w ciemnościach, bo w Innsbrucku nie ma oświetlenia - wyjaśnił Tepeš.