Czeski skoczek Jakub Janda opowiedział na łamach serwisu Skoky.cz o wyjeździe czeskiej drużyny do Finlandii. W niedzielę Czesi - Janda, Matura i Mazoch - wrócili do swojego kraju samolotem. Michal Doležal i trenerzy dotarli do Czech we wtorek, gdyż podróżowali mikrobusem. Z powodu problemów z pogodą, a także z nie do końca przygotowaną do eksploatacji skocznią we Vuokatti, Czesi, zdaniem Jandy, wyskakali ile się dało, a pierwszy trening na śniegu przyniósł pozytywne efekty.
Po idealnym początku w Rovaniemi nadeszła zupełna odwilż. Czesi zadecydowali jednak by ją przeczekać i przedłużyć pobyt w Finlandii o dodatkowy tydzień. Czekanie opłaciło się i jak tylko się ochłodziło, skoczkowie przenieśli się do Vuokatti. Tam trenowali już Japończycy, Funaki i Kasai, a także młodzi Włosi, ale trudno było, jak mówi Janda, porównywać włoskie i czeskie wyniki. Na niekorzyść Włochów, którzy skakali z dłuższego najazdu, ale trening to nie czas i miejsce by mierzyć się z rywalami, dodaje.

Do Vuokatti zawitali też miejscowi reprezentanci, z Ahonenem na czele, ale po jego licznych problemach z wybiciem, które powodował źle przygotowany próg skoczni, Finowie zakończyli trening i odjechali. A najazd był rzeczywiście niedobry. Dziury i garby nie raz posadziły skoczka na tyłach nart, a trenerzy nie mogli się nadziwić oglądając nagrania wideo. Jednakże cała czeska drużyna skakała na równym poziomie. Mimo, że najazd był dla czeskich zawodników horrorem, Janda mówi, że poradzili sobie z nim najlepiej ze wszystkich trenujących we Vuokatti drużyn, czasem zmagania te były nawet dość zabawne. Niestety, z powodu nieodpowiednich warunków Janda nie mógł przetestować nowej pary nart, tak więc Puchar Świata rozpocznie skacząc na starym sprzęcie. Zamierza jednak znaleźć trochę czasu przed zawodami PŚ w Libercu i wtedy przetestować nowe narty.

Czesi odlecą do Kuusamo już w poniedziałek 24 listopada, po to by przed zawodami oddać tam jeszcze trochę próbnych skoków.