Zaloguj się
Kalendarz zawodów
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
kwiecień 2024
Najbliższe zawody
kalendarz na przyszły sezon
nie został jeszcze zatwierdzony
Wywiad przeprowadził Andrzej Mysiak
Od kilku lat głos Igora Błachuta towarzyszy kibicom śledzącym zawody skoków w stacji Eurosport. Z popularnym komentatorem rozmawialiśmy m.in. o tajnikach zawodu i słynnej wypowiedzi o pewnym realizatorze...

Od kilku lat głos Igora Błachuta towarzyszy kibicom śledzącym zawody skoków narciarskich w stacji Eurosport. Z popularnym komentatorem rozmawialiśmy o tajnikach jego zawodu, współpracy z Adamem Małyszem, a także o słynnej wypowiedzi na temat pewnego realizatora...



Andrzej Mysiak (Skokinarciarskie.pl): Jest Pan komentatorem uprawiającym sport czy sportowcem pracującym jako komentator? [Igor Błachut startuje w biegach, wyścigach przełajowych - red.]

Igor Błachut (Eurosport): Sportowcem jest Kamil Stoch czy Dawid Kubacki - oni z tego żyją, to jest ich praca. Ja mogę startować w zawodach i trenować, ale to wciąż szeroko pojęty sport amatorski. Sportowiec to człowiek, który poświęca się temu na 100%. W moim przypadku trzeba robić coś jeszcze, żeby mieć za co kupić chleb. Powiedzmy, że jestem komentatorem, dziennikarzem, który cały czas bawi się w uprawianie sportu.

W takim razie komentowanie to dla Pana zawód czy hobby?

Z tego żyję, to zawód - można powiedzieć, że nawet wyuczony, bo było to w jakiś sposób związane z kierunkiem studiów.

A jak Pan trafił do tego zawodu i Eurosportu?

Do zawodu dosyć szybko - kończyłem politologię ze specjalnością dziennikarską i już na studiach pracowałem w rozmaitych stacjach radiowych. Na dłużej trafiłem do "Trójki" - tam zajmowałem się polityką, a nie sportem. Szesnaście lat temu podczas jakiegoś wyjazdu na narty poznałem Tomka Jarońskiego, który napomknął, że w Eurosporcie rusza kanał newsowy - potrzebowali ludzi w miarę ogarniętych jeśli chodzi o wykonywanie zawodu i wiedzę na temat sportu. Tak trafiłem do kanału newsowego, a później tak wyszło, że zostałem między innymi przy skokach.

Właśnie - dlaczego sporty zimowe? To był przydział z góry, przypadek czy samodzielna decyzja?

Trudno mówić o przydziale z góry. Skoki wyszły trochę przypadkiem. Gdy zaczynałem, skokami zajmowali się Marek Rudziński i świętej pamięci Bogdan Chruścicki. Później Marek wrócił do TVP, a Bogdan został sam i nie był w stanie "ogarnąć" całej zimy, a ja w tym czasie zajmowałem się już kombinacją, której częścią są skoki.

Skąd zima? Czemu nie, zimą pokazujemy sporty zimowe - ktoś musiał to komentować. Nigdy nie skakałem na nartach, to sport - umówmy się - arcyniszowy. Jeżeli ktoś nie wychował się w pobliżu skoczni, to trudno, żeby naprawdę wiedział, o co chodzi w tym sporcie. Nie czarujmy się - zdecydowana większość ludzi, którzy piszą, opowiadają czy pokazują skoki narciarskie, oczywiście włącznie ze mną, nie ma o tym bladego pojęcia.

Oczywiście, można sobie roić, że coś wiemy, patrzymy, podglądamy - "tu wyszło", "tutaj spóźnił", "nie spóźnił". Ale teraz mam okazję komentować z Adamem Małyszem - czasem mu coś się wymknie: "o, tutaj kolano mu się przestawiło, nic z tego nie będzie". On to widzi, kiedy skoczkowie przelatują w ułamku sekundy - i faktycznie, zawodnik wtedy ląduje blisko. Na powtórce być może rzeczywiście coś widać, że jest nie tak - ale gdy nie uprawiało się tego sportu, nie ma się takiej wiedzy. To dyscyplina cholernie techniczna - masa detali składa się na to, że jednym wychodzi, a innym nie. Pozostaje czysta amatorka, którą uprawiają wszyscy dziennikarze i zdecydowana większość tzw. czytelników, "oglądaczy".

Jeżeli chodzi o biegi narciarskie, to nieraz biegałem na nartach. Gdy komentowałem podczas mistrzostw świata w Oslo i Val di Fiemme, brałem narty i biegałem po tych trasach, żeby wiedzieć, o czym opowiadam, jak one wyglądają. Można się mądrzyć, patrząc na profile - "tu górka, będzie ciężko"; ale gdy samemu się podbiegnie i zjedzie, ma się większe pojęcie o trudnościach trasy, nie tylko tych wynikających z profilu. To coś, co zawsze lubiłem - wychodzę z założenia, że lepiej w ten sposób przygotować się do opowiadania o biegach, bo wtedy i wiem więcej, i lepiej się czuję. W przypadku skoków pozostaje nam bajkopisarstwo, które wszyscy uprawiamy.



A w jaki jeszcze sposób może się rozwijać komentator sportowy?

Może podglądać, pytać - oczywiście mówimy o sporcie, który trudno samemu uprawiać. Takich nie ma zbyt wiele, bo o większość innych dyscyplin - np. lekkoatletykę, sporty pływackie czy sporty zespołowe - człowiek jakoś się ociera. To sporty, których można samemu spróbować. W przypadku skoków mamy pewność, że nikt "cywila" nie wpuści na dużą skocznię.

Amatorzy budują sobie małe skocznie i skaczą...

Na takiej zasadzie też skakałem na nartach zjazdowych. Ale to przecież zupełnie co innego. Nam zostaje podpytywanie. Bardzo fajną sprawą jest to, że mam okazję posłuchać, co Adam ma do powiedzenia - a ma dużo. Jeżeli już kogoś słuchać, to właśnie zawodników z tak bogatym doświadczeniem sportowym i z tyloma osiągnięciami. Adam jest w stanie wychwycić takie niuanse dotyczące techniki, a ostatnio było widoczne, że doskonale wiedział, w jak fatalnej sytuacji psychicznej byli nasi skoczkowie i jak ważne dla nich było to, co wydarzyło się w Zakopanem. Oczywiście - własna skocznia, znana na pamięć - ale mimo to podium było dla nich niezwykle ważne. Adam też to przeżywa bardzo radośnie - jako kibic i jako facet, który w trakcie swojej kariery miał dużo słabsze momenty. Wielu już go skreślało, wysyłało na emeryturę - a on wracał i zakończył karierę w kapitalnym stylu. On to wszystko już przerobił i tym większa była dla niego radość, gdy widział sukcesy chłopaków.

To rzeczy, które też warto obserwować - bo sport to nie tylko wysiłek fizyczny, ale też spore obciążenie psychiczne związane ze stresem startowym, a gdy coś nie idzie - rozpamiętywaniem, dlaczego nie wyszło. Warto o tym pamiętać, gdy ogląda się rywalizację jako kibic - bo czasem mam wrażenie, że ludzie wymagają znakomitych występów (co jest zrozumiałe, bo chcielibyśmy, żeby nasi zawodnicy zawsze fantastycznie się spisywali w każdej dyscyplinie sportu), ale to nie zawsze jest możliwe. Taka presja, która nie uwzględnia prawa do słabszego występu czy porażki, niekoniecznie jest tym, czego sportowcom potrzeba.

Jesteśmy gotowi! ;) trzymajcie kciuki za chłopaków

Posted by Adam Małysz on 23 styczeń 2016


Podpatruje Pan Adama Małysza, a kto poza nim? Czy byli jacyś idole, dziennikarze, którzy byli wzorem dla Pana?

Właśnie nie. Nie to, że zadzieram nos czy nie szanuję pracy innych, ale nie było czegoś takiego, żebym chciał komentować jak ktoś inny. Było podpatrywanie, w warsztacie któregoś ze starszych kolegów mogło mi się podobać jedno czy drugie, ale nie było naśladowania. Patentem na to, żeby coś robić w miarę dobrze, jest odnalezienie swojego pomysłu. Oczywiście - można to szlifować, zmieniać, coś dorzucić, coś zabrać - ale gdy ktoś nie robi swojego, to nie będzie w tym dobry, to nie będzie autentyczne.

W jaki sposób przygotowuje się Pan do transmisji? Czy żyje Pan sportem na bieżąco, czy jednak poszukuje Pan informacji bezpośrednio przed komentowanym wydarzeniem?

To nie tak, że non stop siedzę z nosem w portalach takich jak wasz czy na Facebooku. Ale oczywiście, czytam, co ciekawego się dzieje. Specyfika tej pracy nie zostawia dużo czasu na opowiadanie - można co prawda odpuścić np. czterech zawodników (kto zwraca uwagę na Kazacha?) i w tym czasie opowiedzieć, że w Pucharze Kontynentalnym coś się wydarzyło albo że w Zakopanem piękna pogoda, a pod skocznią jest trzydzieści tysięcy ludzi. Ale jeżeli mielibyśmy robić to "po bożemu", to mamy mały margines na wrzucenie czegoś niezwiązanego bezpośrednio z tym, co oglądamy na ekranie. Chyba że wieje, jak to często miało miejsce w tym sezonie - wtedy można poopowiadać historie z boku. To też trzeba jednak robić oszczędnie, żeby nie zamęczać ludzi nadmiarem informacji - każdy pewnie ma swój pułap, a po przekroczeniu punktu krytycznego, gdy już się za dużo ględzi, to nie sprawia widzom przyjemności. Co człowiek to inne podejście, ja wychodzę z takiego założenia - i zostanę przy swoim.



Czy mógłby Pan opisać swoją pracę w studiu? Z jednej strony trzeba patrzeć na ekran, z drugiej obserwować wyniki i inne informacje, poza tym słuchać współkomentatora i realizatora, który odlicza sekundy do reklamy. Jak ogarnąć to wszystko?

To największa trudność dla człowieka, który przychodzi z zewnątrz i nie ma wprawy. Rzeczywiście, jest tego masa - czasem nie starcza oczu i rąk. To nawyk. Jeżeli ktoś nigdy w życiu nie prowadził samochodu, to też wydaje się, że to szalenie skomplikowane - trzeba patrzeć, włączać światła, kręcić kierownicą, zmieniać biegi i od czasu do czasu wcisnąć hamulec lub gaz. Sporo, ale się da, prawda?

Tak samo to działa w komentowaniu. Tych czynności jest dużo, ale po pewnym czasie wchodzą w nawyk - to staje się naturalne. Tu, w Zakopanem, jest o tyle zabawnie, że nie mam podglądu na to, co widać w telewizji - mamy tylko ekran produkcyjny i jesteśmy zdani na to, co podpowiada realizator z Paryża - np. że dziesięć sekund do czegoś, później jakiś materiał. Oni puszczają ten materiał, my go nie widzimy, wszystko "na ucho". Wiemy, że pokażą skok, to rzucamy: "o, tutaj ktoś ładnie poleciał". Pozostaje modlić się, żeby to w miarę zgadzało się z obrazem.

Czas na zagadnienie, które szalenie interesuje wiele osób. Jest Pan znany z często kąśliwego, lekko złośliwego, ale też sympatycznego, dowcipnego komentarza. Do historii przeszedł już tekst o "idiocie bez szkoły, człowieku z Excela". Gdzie leżą granice Pana swobody? Czy nie był Pan po tej sytuacji wzywany na dywanik?

Wzywany - nie. Rzecz jasna, miałem pełną świadomość, że to nie skończy się tak, że pójdzie w eter i po wszystkim. Zwłaszcza że zrobił się wokół tego szum, niekoniecznie zamierzony. Wyjaśniliśmy to sobie; wiem, że można to było delikatniej ująć. Z drugiej strony będę się trzymał tego, że powinienem kierować się z szacunkiem do widza, a przerywanie transmisji z rywalizacji sportowej, by wcisnąć reklamy, nie jest szacunkiem dla widza, a czyimś brakiem wyobraźni. Mam nadzieję, że tego typu sytuacje nie będą się powtarzać, bo to szkodzi widowisku i widzom; to pozbywanie się potencjalnych widzów na własną prośbę.





Śledzi Pan opinie na temat Pana pracy, np. na stronach internetowych?

Zdarza się, że w komentarzu ktoś coś napisze. Wiadomo - jest miło jak chwalą, niemiło gdy ganią. Wydaje mi się, że nie ma szans, żeby wszystko się podobało każdemu. Na to nie ma rady. Zawsze będzie: "nie taki głos", "nie taki komentarz", "nie powiedział tego, tamtego", "za głośno, za cicho". Zastanawiam się też, po co ci ludzie to piszą - ale skłonność ludzi do wyrażania opinii na każdy możliwy temat to szerszy temat.

Co by Pan zmienił w sposobie realizacji telewizyjnej ze skoków i w samych skokach?

Ciężko powiedzieć, bo realizacja trochę się zmienia w zależności od areny - inaczej pokazywane są skoki w Engelbergu, inaczej w Planicy. Fajnie by było, gdybyśmy zawsze mieli możliwość śledzenia całego występu zawodnika - czasem jest ucinany, niewyraźnie widać wyjście z progu, widać tylko od pasa do góry. To niuanse techniczne, których zapewne są świadomi działacze FIS i telewizje realizujące program na miejscu.

Wiecznie żywy temat to noty za styl, każdy ma swoje zdanie na temat sędziów i kryteriów, jakimi się kierują - czasami są one zadziwiająco wysokie albo zadziwiająco niskie. Poza tym przeliczniki za wiatr i belkę. Wczoraj z Adamem Małyszem dyskutowaliśmy, że warto by było wprowadzić zmianę w konkursach drużynowych - belka nie powinna być zmieniana w środku grupy (chyba że znienacka wiatr się "odkręci"); poza tym jeśli pierwsza grupa startuje np. z dziesiątej belki, a kolejne z jedenastej czy dwunastej, to są im odejmowane punkty - a to sensu nie ma, to nie zawody indywidualne. Nie zrobiłoby to dużej różnicy, a prościej by się oglądało i przeliczało. To zaciemnia obraz, a niewiele wnosi do tego, jak widzowie postrzegają rywalizację. Zawody sportowe to z jednej strony rywalizacja, ale oprawa wynika z tego, że chodzi o widza - i takiego, który stoi na miejscu, i tego, który ogląda przed telewizorem. Jeżeli widza zasypie się zbyt dużą liczbą detali, to w pewnym momencie to robi się "nieoglądalne" - ludzie się gubią, a jeżeli się gubią, to przestają oglądać. Bo po co, skoro nie wiedzą, o co chodzi? Warto więc troszkę to uprościć - to taki postulat, którego oczywiście nikt nie wysłucha.

My o tym napiszemy, więc może...?

No tak. Ze zmianami jest opornie, ale da się. W komisji skoków może decydenci są troszkę starsi; w biegach weszła grupa młodszych ludzi - i tam się ruszyło. Powoli robi się coraz bardziej sensownie i wydaje się, że sprawiedliwiej.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję uprzejmie.



Rozmawiał Andrzej Mysiak, fot. Aleksandra Kruc, Martyna Szydłowska« powrót do listy wywiadów
Wywiad z Igorem Błachutem (komentatorem)
Wywiad z Igorem Błachutem (komentatorem)

Wywiad z Igorem Błachutem (komentatorem)

Przekaż 1,5% podatku na rehabilitację syna naszego redaktora - Adam Mysiak
Reklama
Typer - typuj wyniki skoków narciarskich
Reklama
krzesła biurowe Warszawa
Cookies
Ten portal korzysta z plików cookies w celu umożliwienia pełnego korzystania z funkcjonalności serwisu, dopasowania reklam oraz zbierania anonimowych statystyk.
Obsługę cookies możesz wyłączyć w ustawieniach Twojej przeglądarki internetowej.
Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z ustawieniami przeglądarki.
Administratorem danych osobowych, udostępnionych przez Klienta, jest 10 OFFICE Paweł Stawowczyk. Dane osobowe będą przetwarzane wyłącznie w celu identyfikacji użytkowników piszących komentarze, w celu obsługi konkursów, w celu wysyłki wiadomości drogą mailową itp. i nie będą w żaden inny sposób archiwizowane, gromadzone lub przetwarzane.
Publikowane materiały mogą zawierać Piksel Facebooka i inne technologie śledzenia, stosowane za pośrednictwem stron internetowych osób trzecich.
ukryj ten komunikat na stałe »
copyright © 2000-2024 10office.pl
Obserwuj Skokinarciarskie.pl na Facebooku Obserwuj Skokinarciarskie.pl na Twitterze RSS na Skokinarciarskie.pl - newsy o skokach narciarskich