Wczoraj zawody w Oslo, dzisiaj notka z notatnika. Redakcyjny statystyk pisze o Adamie Małyszu (w końcu każdy pretekst jest dobry), Andreasie Stjernenie, Robercie Kranjcu i wielu innych skoczkach...
1.
Oslo, mimo że kolebka skoków, nie było najczęstszym gospodarzem zawodów z cyklu Pucharu Świata. Jest to zupełnie zrozumiałe, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że PŚ jest imprezą stosunkowo młodą, a więc tradycja nie odgrywa tu aż tak istotnej roli. Po drugie na Holmenkollen praktycznie od zarania pucharowych zmagań odbywały się konkursy pojedyncze, więc siłą rzeczy nie mogło się równać z takim Sapporo czy (do pewnego czasu) Lahti. Mimo to niedzielny konkurs był już okrągłym, trzydziestym, w historii dużej skoczni w Oslo. A co do najlepszych skoczków - proszę Państwa, co ja się tu będę rozpisywał... Król Oslo jest jeden. Reszta jest milczeniem.
2.
Dla młodych widzów, tytułem wyjaśnienia jednak -
Adam Małysz zwyciężył na Holmenkollen pięciokrotnie. Jego bilans podiów wynosi tutaj 5-1-1. Drugi w kolejce zawodnik, Simon Ammann, wygrywał w Oslo trzy razy. Po dwie wygrane zanotowali Matti Nykaenen i Ernst Vettori.
3.
Zaczynam od soboty, czyli od
przegranych.
Olek Zniszczoł. Ja wiele rzeczy rozumiem. Nie rozumiem jednego - dlaczego nikt z polskiego sztabu nie obił dotąd gęby Tepesa? Od czegoś chyba oni tam w końcu są, ci trenerzy. Myślałem, że od czegoś innego, niż machanie chorągiewką na tak w sytuacji, kiedy ewidentnie wypada zdjąć zawodnika z belki przy zielonym świetle, nawet jak spowoduje to wojnę z FIS. Chyba wystarczy tego ulegania kaprysom kliki Hofera. Wracając jeszcze do Zniszczoła. Tepes Tepesem, ale forma też chyba uciekła. A bez niej nie ma co jechać do Planicy. Mój typ: Byrt.
Ville Larinto nie może w żadnym wypadku powiedzieć, że na dobre wrócił do pierwszej ligi. To jego trzeci start po powrocie i trzeci zupełnie nieudany. Dwa razy klapa w kwalifikacjach i raz bez punktów w konkursie. W sobotę Fin zderzył się z PŚ po raz pięćdziesiąty. Jego bilans to 43 konkursy (28 punktowanych i 15 nie) oraz siedem nieudanych eliminacji. Ma w dorobku 901 punktów i pięć podiów PŚ (1-2-2). To jego piąty sezon w I lidze. W poprzednich czterech zawsze jakieś punkty na koniec sezonu się koło niego kręciły. Rok i trzy lata temu było ich wręcz dużo. Biorąc pod uwagę okoliczności, to nawet bardzo dużo. Tym razem jest niemal pewne, że zakończy sezon na (punktowe) zero.
Tepes puścił swojego młodego z tornadem pod narty, a tu taki numer. To jubileuszowe, piętnaste, nieudane kwalifikacje Słoweńca. Oprócz tego brał udział w 61 konkursach, z których 27 zakończył zdobyciem punktów. W trzech konkursach znalazł się nawet w dziesiątce. Ale ostatni raz punktował w Sapporo. Końcówkę sezonu ma więc dużo słabszą. Znaczy podobną do dzisiejszych kwalifikacji. Piszę oczywiście li tylko o Pucharze. Mistrzostwa świata w lotach to osobny temat.
O tym, jak trudno jest porządnie wrócić, przekonał się nie tylko Larinto. W podobnej sytuacji jest
Tom Hilde, który w pierwszych treningach i kwalifikacjach po powrocie (Klingenthal) skakał rewelacyjnie, a na mamucie w Oberstdorfie bardzo dobrze. I ni stąd, ni zowąd, od Vikerund jest cieniem samego siebie. W Oslo „obchodził” jubileusz. Po raz dziesiąty nie przeszedł kwalifikacji. Obawiam się, że Stoeckl nie będzie miał wyjścia - w Planicy Hildego nie zobaczymy. W każdym razie, gdyby brać pod uwagę prezentowaną obecnie formę, to na pewno nie powinien tam wystąpić.
4.
Norwegowie
Andreas Stjernen może od niedzieli uważać obecny sezon za najlepszy w karierze. Zajmując w Oslo trzynaste miejsce (drugi najlepszy wynik w życiu) „wyśrubował” swoje tegoroczne punkty do liczby 77. To o 21 więcej, niż rok wstecz, i o 41 więcej, niż dwa lata temu. W swoim debiutanckim sezonie 2008/09 Stjernen nie punktował.
Po raz piętnasty w drugiej dziesiątce konkursowej klasyfikacji znalazł się
Rune Velta. Norweg przekroczył także barierę czterystu pucharowych punktów w karierze i trzystu w tym sezonie.
5.
Niemcy
Drugie miejsce
Severina Freunda to, licząc łączne zdobycze federalnych i DDR-owców, trzechsetne podium w historii niemieckich skoków. Na te trzysta pudeł składa się 111 zwycięstw, 93 drugie i 96 trzecich miejsc.
Najbardziej do wzbogacenia niemieckiego dorobku przyczynili się Jens Weissflog (33-19-21), Martin Schmitt (28-14-10) i Sven Hannawald (18-12-10). Zdobywca okrągłego pudła Freund jest, dzięki niedzielnemu sukcesowi, na szóstej pozycji. Jego bilans to 2-4-3. Właśnie wyprzedził Klausa Ostwalda z NRD (2-3-4).
W swoim 150-tym konkursie głównym
Stephan Hocke po raz dziewięćdziesiąty zdobył punkty. Z tego po raz piąty pięć. 26. miejsce upodobał sobie jednak dopiero w tym sezonie. Zajmował je tej zimy aż czterokrotnie.
Michael Neumayer po raz trzeci w tym sezonie, a dziesiąty w karierze, nie wszedł do drugiej serii, będąc pierwszym nieszczęśliwym, tzn. kończąc zawody na 31. miejscu. Jeśli może go to pocieszyć, to Piotr Żyła w poprzednim sezonie kończył w ten sposób o jeden raz więcej.
6.
Austriacy
Niedzielny, 220-ty już w karierze, konkurs nie okazał się dla
Thomasa Morgensterna najszczęśliwszy. Po raz czwarty w życiu (w tym sezonie już po raz drugi) Austriak nie wszedł do finału.
Michael Hayboeck też w ekstazę wpadać nie musi, ale on przynajmniej wszedł do finału i pokonał granicę 150-ciu pucharowych punktów w karierze. O dwa, ale zawsze.
Aktualny sezon nie będzie, być może, dla
Martina Kocha tym najlepszym, ale liczbę wygranych ma już taką, jak w swoim najlepszym poprzednim sezonie, a przed nim jeszcze konkursy w Planicy. Nigdy tam, co prawda, nie wygrał, ale na podium parę razy stał. To już szósty pod rząd sezon Austriaka, w którym uzyskuje co najmniej 500 punktów.
Konkurs na Holmenkollen był dla
Gregora Schlierenzauera 130-tym punktowanym. Jego mina i gesty świadczyły niewątpliwie o jednym - szesnaste miejsce na obiekcie, na którym przed rokiem został mistrzem świata, nie było tym, o czym marzył. Ja twierdzę jedno - jak nie zmieni podejścia do tematu, a nie wygląda, żeby był w stanie, to się może okazać, że będzie musiał się do tych nieco słabszych miejsc przyzwyczaić.
7.
Czesi
W swoim 22. konkursie w sezonie cnotę stracił wreszcie, w pewnym sensie,
Roman Koudelka. Po raz pierwszy w tym roku nie wszedł do finału. Mimo to w tym sezonie jest niemal dwa razy tak wydajny, jak w dotychczas najlepszym 2007/08.
Jakub Janda zanotował 270. występ w konkursie głównym. Od ponad dwóch lat nie było go jednak w dziesiątce. I w tym sezonie się nie zanosi, bo przed nami już tylko dwa konkursy w Planicy, a wiadomo jak skacze Czech na mamutach. Więc...
8.
Słoweńcy
Jeszcze dobrze nie ochłonęliśmy po tym, jak
Jaka Hvala tydzień temu przebojem wdarł się do czołowej dziesiątki, a w Oslo młody Słoweniec zajął jeszcze wyższe miejsce. Na pewno miał dużo szczęścia, ale talentu też u niego kupa. Na razie ma pięć konkursowych startów, z czego trzy punktowane, z czego dwa w dysze. Rewelka.
Bobby [
Robert Kranjec - red.] by nie wytrzymał, gdyby znów wszystkich nie zaskoczył. Proszę zwrócić uwagę - od Predazzo, gdyby to próbować przedstawić na rysunku, to forma iście sinusoidalna. Myślę, że w Planicy będzie jednak walczył o pozycje równie wysokie, jak wczoraj. I wykres sinusoidalny zniknie.
9.
Japończycy
Daiki Ito swoim drugim skokiem definitywnie przesądził o tym, że nie zostanie po tym sezonie właścicielem Kryształowej Kuli. Mimo wszystko szkoda. Gdyby utrzymał prowadzenie po pierwszej serii, to w Planicy mogłoby być wesoło.
Można być już niemal pewnym, że po raz pierwszy od dwudziestu jeden lat
Noriaki Kasai nie uzyska w sezonie więcej, niż sto punktów. Skromniejszy, niż w tym roku, dorobek Japończyk miał tylko dwukrotnie. Kiedy debiutował w sezonie 1988/89 (7 pkt) i dwa lata później (13 pkt).
10.
Polacy
Piotr Żyła wyrównał życiówkę z Lillehammer. Wyrównał też, nie po raz pierwszy, bilans punktowanych i niepunktowanych konkursów. Ma ich teraz po 31. Zdobył już w tym sezonie okrągłe 250 punktów i znów wyprzedził Korniłowa. Tasują się ostatnio we dwójkę jak karty.
Kamil Stoch, oprócz tego, że po raz kolejny miał pecha, to się zaokrąglił. W kilku płaszczyznach. Był to jego 160. kontakt z Pucharem Świata. Z tego 145 kontaktów to konkursy, a piętnaście to nieudane kwalifikacje. Z tych 145-ciu zawodów dziesięć kończyło się miejscem na podium, 35 pozycją w czołowej dysze, również 35 pozycją w drugiej dziesiątce. Tylko w trzeciej dziesiątce i poza trzydziestką Polak nie jest w tej chwili „na okrągło”. Oprócz tego należy zaznaczyć, że w niedzielę Kamil przekroczył 2500 punktów zdobytych w karierze. O piętnaście.
Krzysztof Miętus miał jubileuszowy, 25-ty konkurs. I Tepes mu go popsuł. Tyle.
Maciej Kot jak Żyła - wyrównał życiówkę. Pewnie to przesądzi, że jednak pojedzie do Planicy.
Drugi najlepszy wynik
Klimka Murańki w sezonie i karierze. I jak tu nie lubić Neumayera? :) Zakopiańczyk wyrównał też stan udziałów w konkursach i nieudanych kwalifikacjach. Jest 7:7.
Inni
Kanadyjczyk
Mackenzie Boyd-Clowes wyrównał swoje dotychczasowe życiowe osiągnięcie. Podobnie jak w poprzednim, zdobędzie w tym sezonie pięć punktów, więc razem ma ich okrągłe dziesięć. Może jeszcze poprawić się w Planicy, ale chyba sam w to wątpi. Zresztą - co za dużo, to niezdrowo. Z drugiej strony: ja tu sobie tak trochę podkpiwam, a prawda jest taka, że pewnie gdyby miał takie warunki, jak większość skoczków z Europy, to wielu z nich mogłoby za nim narty nosić. Ale cóż - ma chłopak pecha. Urodził się po drugiej stronie oceanu. Sorry, Winnetou.
Władimir Zografski brał udział w trzydziestym konkursie i po raz dziesiąty punktował. Do stu punktów wywalczonych w Pucharze brakuje mu tylko jednego.
Z 35-ciu konkursów, które do tej pory ma na koncie
Olli Muotka, aż 60% zakończył nie zdobywając punktów. Trzeba przyznać, że są zawodnicy, którzy mają lepsze osiągi. Ale znam też paru o osiągach gorszych. I żeby ich wskazać nie muszę szukać aż w Finlandii.
Andrea Morassi już 45. raz nie wywalczył w konkursie żadnych punktów. A tych konkursów było w sumie, jak dotąd, siedemdziesiąt. Czemu tak mało? – spyta ktoś przytomnie. Odpowiedź jest prosta. Bardzo często nie przechodzi kwalifikacji. Niedługo też pewnie będzie „jubileusz”. Ale już, na szczęście, nie w tym sezonie.
więcej statystyk na blogu autora »