Po swoim ostatnim konkursie skoków Adam Małysz pojawił się na ostatniej konferencji prasowej. Zainteresowanie mediów przerosło wszelkie oczekiwania, a pytań do mistrza było niemało...
Małysz podczas swojej kilkunastoletniej kariery współpracował z kilkoma trenerami - Janem Szturcem, Pavlem Mikeską, Apoloniuszem Tajnerem, Heinzem Kuttinem, Łukaszem Kruczkiem i Hannu Lepisto. Zapytany o to, którego z nich ceni najbardziej, odpowiedział:
- Na pewno nie chciałbym mówić, którego trenera ceniłem najbardziej i z którym najlepiej mi się współpracowało. Każdy z nich wiele wniósł i każdy z nich dał coś, co procentowało wynikami. Jeśli potrafi się wykorzystać wszystko, co przekazują trenerzy, to dużo można zyskać.
Adam Małysz żałował, że nie odbył się zapowiadany od dawna konkurs skoków do celu:
- Przykro mi, że nie udało się zrealizować "Skoków do celu" - na tym opierała się idea zakończenia. Myślę, że w przyszłości będziemy dążyć do zorganizowania takiej imprezy. Zawodnicy z innych krajów chętnie do nas przyjeżdżają, to jest pewien show - oni uwielbiają Polskę ze względu na wspaniałą publiczność, wspaniale się tu bawią i myślę, że uda się coś takiego zrealizować.
- Dzisiaj organizatorzy nie chcieli się zgodzić na oddawanie skoków ze względu na bardzo trudne warunki, jako przykład dawali upadek Jana Mazocha. Powiedziałem jednak, że skoczę na własną odpowiedzialność, ponieważ chciałem pożegnać się z Wielką Krokwią i wspaniałą publicznością. Pamiętam lata dziecinne, gdy skakało się w trudniejszych warunkach - do nich trzeba się po prostu dostosować. Na Pucharze Świata skacze się "na maksa", tutaj skakałem dla publiczności, żeby była zadowolona - nie tak agresywnie, tylko na tyle, na ile pozwalają warunki.
- Moja odległość nie ma znaczenia, to nie był skok na 100% możliwości. Nikt nie mógł jechać tak aktywnie. To był normalny, pożegnalny skok. Do samego końca koncentrowałem się, aby dobrze skoczyć i nie myślałem o tym, że to jest ostatni skok. Czy podczas skoku przeleciało mi przed oczami całe życie? Nie. To dzieje się w krytycznych momentach, na przykład podczasu upadku. Wtedy czuje się rozterki. Tutaj czegoś takiego nie było.
Podczas konferencji jak zawsze aktywny był Andrzej Stanowski (
Dziennik Polski), którego - jak przyznał Adam Małysz - nazywano Gargamelem. Skoczek podziękował dziennikarzowi za wieloletnią współpracę:
- Tak specyficznego dziennikarza rzadko się spotyka. On wszystko wie, tylko potrzebuje potwierdzenia. Czasem zastanawiałem się, skąd pan Andrzej tyle wie. Nieraz, gdy rozmawialiśmy przez telefon, były pytania "czy to prawda?". Mówię: "tak, panie Andrzeju, skoro pan wie, to po co pan dzwoni i pyta?".
Adam Małysz przypomniał obietnicę Andrzeja Stanowskiego, że gdy ten pojedzie do Vancouver i Oslo, to i nasz zawodnik tam wystartuje. Obietnica została zrealizowana.
- Co będę jutro robił? Nie wybiegam aż tak daleko w przyszłość - zażartował Małysz, zapytany o jutrzejszy poranek. - Będzie impreza z innymi zawodnikami, więc tam pójdę. Jutro rano pewnie będę spał.
Drugą część zapisu konferencji prasowej opublikujemy jutro.